Jak relacjouje opisujący sprawę Onet, na obrazie na pierwszym planie przemawia Roman Giertych, z tyłu siedzi Tomasz Mraz, który na początku przedstawia się słuchaczom, opowiadając, czym zajmował się w Ministerstwie Sprawiedliwości. Świadek na wstępie przeprasza. — Zostałem wciągnięty, gdy nie wiedziałem, jak to wszystko funkcjonuje. Dopiero teraz tak naprawdę mam możliwość mówić bez obawy o życie moje i mojej rodziny — mówił.
Jak dodał, "Fundusz Sprawiedliwości w całej swojej idei jest, w mojej ocenie, bardzo potrzebny. Jest wspaniałym, niestety tylko papierowym przykładem tego, jak można instytucjonalnie określić ramy pomocy prawnej, psychologicznej, materialnej, dla osób, które tego najbardziej potrzebują".
Jak wyglądały przetargi i "ziobrolimity"?
Roman Giertych zapytał Mraza, jak wyglądał mechanizm przetargów.
— Zwycięzców konkursów minister Ziobro z ministrem Romanowskim znali często jeszcze przed ogłoszeniem konkursu i często typowani zwycięzcy mieli więcej czasu, mieli wsparcie resortu w przygotowaniu oferty — wyjaśniał świadek.
Następnie Tomasz Mraz opisał, jak przyznawane były tzw. ziobrolimity.
— Były przyznawane poszczególnym członkom na dany okręg wyborczy. Polityk jechał do gminy, mówił: dostaniecie 30 tys. zł, wymyślcie sobie na co. Te środki były wykorzystywane w czasie kampanii prezydenckiej na Podkarpaciu w Rzeszowie przez ministra Warchoła. Dostał na to prawie dwie bańki. Jego ludzie jeździli po jednostkach i mówili: a ile głosów dacie? — ujawnił były pracownik resortu sprawiedliwości.
Źródło: Onet
