Przez prawie dwa miesiące tankowiec Jelnja przebywał w tym obszarze, pozostając na wodach na zachód od Oranu bez znaczących ruchów. Dopiero w piątek nadał sygnał, informując o swojej pozycji i warunkach pogodowych. Zgłoszona pozycja znajduje się w pobliżu pozycji statków flotylli, która pod koniec stycznia wypłynęła z portu w syryjskim Tartus.
Możliwe jest zatem, że to rzeczywiście przystanek na tankowanie - nie tyle dla statków transportowych, które były w stanie wpłynąć do portu Tartus, ale dla okrętów wojskowych, które przebywają na morzu od około dwóch miesięcy. Bo o ile statki transportowe Sparta i Sparta II mogły podczas załadunku sprzętu wojskowego odnowić zapasy, od wody i żywności po paliwo, to krążące w pobliżu – a mające zakaz wpłynięcia do portu – okręty wojenne z eskorty, takiej możliwości nie miały. Przy czym należy podkreślić, że Sparta i Sparta II też są de facto częścią floty wojennej Rosji. Ich właścicielem jest spółka Oboronlogistika, związana z rosyjskim resortem obrony.
Jak nie Libia, to Rosja?
Rosyjska flotylla, która wypłynęła z wód Syrii i zmierzała przez Morze Śródziemne ku Atlantykowi, składa się ze wspomnianych transportowych statków Sparta i Sparta II, jak też tankowców Generał Skobielew i Wiaźma, jak też jednostek wojennych: fregaty Admirał Grigorowicz, fregaty Admirał Gołowko, okrętu desantowego Iwan Gren i okrętu desantowego Aleksander Otrakowski.
Fakt, że flotylla ominęła Libię i wyraźnie zmierza ku Atlantykowi wskazuje, że sprzęt wojskowy zabrany z Syrii nie trafi jednak do portów afrykańskich i potem do sił rosyjskich w Sahelu, ale do Rosji, żeby zapewne być wykorzystanym w wojnie z Ukrainą. Pytanie, czy to była autonomiczna decyzja Moskwy, czy wynika ona jednak z odmowy generała Chalify Haftara na pogłębienie współpracy wojskowej z Rosją?

źr. Italmilradar, i.pl