Odnosząc się we wpisie zamieszczonym na Twitterze do przymusowej relokacji migrantów prezydent stolicy zarzucił partii rządzącej robienie polityki na cudzym nieszczęściu, potęgując przy tym uprzedzenia i strach oraz kłamiąc i manipulując.
"Więc wyjaśnijmy. Zarówno Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, jak i rząd Ewy Kopacz, w którym byłem ministrem spraw europejskich, sprzeciwiał się jakimkolwiek automatycznym, matematycznym kwotom podziału uchodźców" – napisał Rafał Trzaskowski.
Jak podkreślił, jest to złe rozwiązanie, które wysyła "zły sygnał do całego świata - jakoby Unia gotowa była przyjąć nieograniczone liczby uchodźców". "Zgodziliśmy się na tymczasowe przyjęcie 7000 uchodźców - głównie kobiet i dzieci" – wskazał polityk PO, dodając że dziś, przy 170 000 uchodźców w samej Warszawie, widać jak niewielka była to liczba.
Z wpisu Trzaskowskiego wynika, że w roku 2014 jego ugrupowanie wynegocjowało, "że w razie eskalacji wojny na Ukrainie Polska, która pomagałaby Ukraińcom, wyłączona powinna być z pomocy komukolwiek innemu".
"Co się stało później - zabezpieczona została granica UE, powstał unijny korpus ochrony granic, zakazano nadużywania systemu azylowego, podpisano kilkanaście umów readmisyjnych - odsyłając setki tysięcy migrantów ekonomicznych do domu (do bezpiecznych krajów), jednocześnie wzmacniając system niebieskiej karty (dla migracji czasowej, legalnej i bezpiecznej która Unii jest potrzebna). Podpisaliśmy umowę Unia-Turcja, która położyła kres niekontrolowalnemu przemieszczaniu się migrantów. Wszystko to przygotował i wynegocjował Donald Tusk jako szef Rady Europejskiej" – czytamy we wpisie prezydenta Warszawy.
Kończąc, Trzaskowski wezwał rządzących, aby przestali kłamać i manipulować. "Zamiast wyłącznie używać weta (choć czasem trzeba) negocjujcie dobre warunki dla Polski. Przy naszej pomocy dla Ukrainy nikt nie powinien przez wiele, wiele lat wymagać od nas przyjmowania innych uchodźców. Przestańcie straszyć i budować kapitał polityczny na nieszczęściu innych. Już wystarczająco straszyliście chorobami i zarazkami. Wynegocjujcie raz w Unii coś pozytywnego dla Polski - pieniądze, dobre rozwiązania, uwzględnienie naszej specyfiki. Na razie możecie pochwalić się tylko tym, że pozbawieni jesteśmy 170 miliardów złotych. Wszyscy w Europie się z Was śmieją, że robicie raban w Polsce, a w Unii milczycie, zamiast twardo negocjować korzyści (nieskutecznie 'blokować' każdy umie). Budujcie koalicje wygrywające, a nie przegrywające. Spluwę w majtki każdy potrafi włożyć, gorzej jak w tych pieluchach wystrzeli" – podsumował.
Co mówiła w 2015 roku Ewa Kopacz? Czy rzeczywiście była przeciwko przymusowej relokacji?
Przypomnijmy, że we wrześniu 2015 roku państwa członkowskie UE przyjęły plan relokacji w ciągu dwóch lat do 160 tys. migrantów przybywających do Grecji i Włoch. Przeciwko systemowi kwotowemu opowiedziały się wówczas Czechy, Słowacja, Rumunia i Węgry. Propozycję poparł polski rząd, na czele którego stała wówczas Ewa Kopacz.
Co więcej, podczas zorganizowanego w tym samym roku Forum Ekonomicznego w Krynicy ówczesna premier przekonywała, że przyjęcie uchodźców jest naszym obowiązkiem.
– Przyjęcie tych, którzy uciekają ze swego kraju w obronie własnego życia jest naszym obowiązkiem. My korzystaliśmy z solidarności naszych kolegów, partnerów z Europy, kiedy mieliśmy swoich uchodźców – mówiła Ewa Kopacz.
Podkreślając, że obecność w Europie zobowiązuje, wskazywała: Jesteśmy Europejczykami i nie powinniśmy się tego wstydzić. A skoro tak, to jesteśmy zobowiązani do uczestniczenia w tej akcji".
Po objęciu rządów przez Zjednoczoną Prawicą Polska wycofała się z tych zobowiązań.
Tusk groził Polsce konsekwencjami za nieprzyjęcie uchodźców
Przypomnijmy też, że w maju 2017 roku ówczesny szef Rady Europejskiej groził konsekwencjami polskiemu rządowi, który nie chciał zgodzić się narzuconych kwot uchodźców. Chodziło o przyjęcie 6,1 tys. osób.
– Jeśli polski rząd jako jeden z dwóch czy trzech w Europie zdecyduje się nie uczestniczyć w solidarnym poddziale obowiązków w sprawie uchodźców, to będą tego konsekwencje. Takie są zasady w Unii Europejskiej – powiedział Donald Tusk.
Jak podkreślał, Polska musi wybrać, czy "razem z Europą rozwiązywać problemy dotyczące migracji, chronić granice [unijne] i pomagać państwom, które mają zbyt dużo uchodźców, czy - tak, jak polski rząd robi - stanowczo wyłamywać się z europejskiej solidarności i nie przyjmować uchodźców". – Oba te wyjścia mają swoje argumenty i swoje koszty – dodawał.
Pakt migracyjna. UE znów chce zmuszać do przyjmowania uchodźców
Ministrowie spraw wewnętrznych, obradujący w czwartek w Luksemburgu, po kilkunastu godzinach negocjacji, przyjęli stanowisko negocjacyjne w sprawie reformy regulacji migracyjnych w Unii. Polska i Węgry głosowały przeciwko poparciu tzw. paktu migracyjnego. Stanowisko to będzie podstawą negocjacji prezydencji Rady UE z Parlamentem Europejskim.
Tzw. pakt migracyjny zawiera m.in. system "obowiązkowej solidarności". Polega on na tym, że choć "żadne państwo członkowskie nie będzie nigdy zobowiązane do przeprowadzania relokacji", to "ustalona zostanie minimalna roczna liczba relokacji z państw członkowskich, z których większość osób wjeżdża do UE, do państw członkowskich mniej narażonych na tego rodzaju przyjazdy".
Liczbę tę ustalono na 30 tys. "Natomiast minimalna roczna liczba wkładów finansowych zostanie ustalona na 20 tys. euro na relokację. Liczby te można w razie potrzeby zwiększyć, a sytuacje, w których nie przewiduje się potrzeby solidarności w danym roku, również zostaną wzięte pod uwagę" – czytamy w komunikacie Rady UE. Oznacza to de facto, jak tłumaczył PAP wysokiej rangi dyplomata unijny, który uczestniczył w negocjacjach, wybór między relokacją migrantów a ekwiwalentem finansowym w przypadku braku chęci ich przyjęcia.