Według prokuratury, Dariusz W. groził żonie śmiercią, bywał wobec niej agresywny, aż w końcu udusił ją w ich własnym mieszkaniu w bloku. Podczas wczorajszej rozprawy zeznawali m.in. sąsiedzi małżeństwa.
Jedna ze świadków zeznała, że feralnej nocy wstała około godz. 1, żeby pójść do toalety. - Usłyszałam głośny krzyk. Raczej kobiety. Bardzo nietypowy. Za chwilę było już cicho. Nie widziałam powodu, żeby kogoś zawiadamiać. Byłam zaspana - powiedziała kobieta. Dodała, że żonę Dariusza W. widywała regularnie, gdy z psami wychodziła na spacery.
Świadkowie zapamiętali ofiarę jako schorowaną i niedożywioną kobietę, która często spożywała alkohol. Na twarzy i rękach miała siniaki. Na pytania znajomych odpowiadała, że upadła na spacerze z psem.
- On młócił ją jak snopek żyta. Bez przerwy była posiniaczona. Sama sobie tego nie zrobiła - zeznała kolejna sąsiadka, która znała żonę Dariusza W. od 30 lat. Od pięciu lat relacje między małżeństwem stawały się coraz bardziej napięte. Ofiara regularnie przychodziła do niej pożyczać pieniądze na chleb i skarżyć się.
Kobieta zeznała, że była świadkiem spotkania, podczas którego Dariusz W. zdjął swojej żonie okulary, tarmosił ją i uderzył pięścią w twarz. Następnie zaczął ją dusić w obecności znajomych.
Świadek ostatni raz rozmawiała z ofiarą trzy dni przed jej śmiercią. - Płakała, że mąż ją bije, a dzieci o tym wiedzą - powiedziała sąsiadka. Ofiara miała się zwierzyć koleżance z obawy, że „mąż w końcu ją zabije”. O relacjach panujących w rodzinie informowała dzieci małżeństwa, ale nie było reakcji.
- Policja wiedziała, opieka społeczna, cała rodzina i dzieci. Dlaczego nikt nie zareagował? Nie wiem – zeznała sąsiadka.
Ciało kobiety znaleziono 17 lipca 2017 r. Mężczyzna sam zawiadomił ratowników o śmierci żony. Zeznający przed sądem pielęgniarz potwierdził, że w mieszkaniu zastał kobietę leżącą na plecach na łóżku. Kobieta nie dawała oznak życia. Jej mąż zachowywał się spokojnie.
Dariusz W. nie przyznaje się do zabójstwa.