Sebastian Mikosz: To nie jest koniec cywilizacji. To nie armagedon. To przełom, zmiana sposobu funkcjonowania

Anita Czupryn
Anita Czupryn
materiały prasowe
Teraz nie możemy doprowadzić do tego, aby ci, którzy przeżyli bez koronawirusa, zmarli z głodu, ale i ze stresu, i strachu. Metoda na to, żeby zamknąć gospodarki i czekać, aż pandemia minie, nie jest możliwa do powtórzenia, bo się z niej po prostu nie podniesiemy – mówi Sebastian Mikosz, były prezes LOT.

To, co się teraz dzieje w gospodarce można określić mianem „Apokalipsa”?

Nie. Wydaje mi się, że Apokalipsa jako biblijne sformułowanie, nie do końca jest tu adekwatne. Po Apokalipsie nic nie zostaje. A my się z tego kryzysu podniesiemy.

Pytanie, kto się podniesie?

Wszyscy się podniosą. Tylko każdy inaczej. To, co się dzieje teraz, bardziej nazwałbym rewolucją niż Apokalipsą, dlatego, że rewolucja oznacza szybkie, gwałtowne zmiany, zachodzące w krótkim czasie. Apokalipsa oznacza dla mnie śmierć; to coś nieodwracalnego.

Koniec świata. Pożoga.

Tak jest. Apokalipsą moglibyśmy nazwać sytuację, gdyby jakiś meteoryt uderzył w Ziemię, przez co funkcjonowanie na planecie byłoby już niemożliwe. A, to co mamy teraz, to nie jest koniec cywilizacji. To nie Armagedon. To przełom, zmiana sposobu funkcjonowania cywilizacji.

Na czym ta zmiana, jeśli chodzi o gospodarkę, polega?

Na dwóch rzeczach. Po pierwsze na tym, że gospodarka i rozwój muszą zacząć teraz, bardziej niż kiedykolwiek, uwzględniać planetę. Nigdy nie miałem wielkiej duszy ekologa, ale zawsze uważałem, że ten pęd i ten rozwój, jaki w różnych miejscach obserwowałem, był absolutnie poza jakimikolwiek ramami rozsądku. Słowem, planeta postawiła nas do kąta i pokazała, kto tu rządzi. Dla mnie symbolem jest wracająca flota czy to francuskich, czy amerykańskich lotniskowców, które do tej pory były najgroźniejszymi narzędziami do zabijania, jakie znaliśmy. Imponujące statki, mające zdolność przemieszczania się do każdego zakątka świata i rażenia zostały sprowadzone do zerowej wartości bojowej przez niewidzialny wirus. Planeta pokazała więc, że jakakolwiek siła i wytwór umysłu nie są w stanie pokonać tego, że wirus postawił nas do kąta. Sprawa druga – my naprawdę musimy zakończyć erę paliw kopalnych. Nie możemy zakładać, że można wykopywać bez końca minerały, które do tej pory wydawały nam się nieograniczone. Nie można bez końca i bez konsekwencji rozwijać obecności człowieka absolutnie wszędzie; obecność rolnictwa, turystyki, wszystkich tych dziedzin. Co tu dużo mówić, zostaliśmy sprowadzeni do parteru.

Czyli?

Były już takie głosy, że za dużo, za szybko. Nigdy nie byłem ich zwolennikiem, bo uważałem, że każdy naród, każdy człowiek ma prawo do poprawy własnego bytu, bez względu na to, czy mieszka w Afryce, Azji, czy Europie. Ale na wiele rzeczy nie zwracaliśmy uwagi tylko ze względu na własną wygodę. Czy to sortowanie śmieci, czy udział plastiku, czy to fakt, że w istocie moglibyśmy dziś jeździć wszyscy elektrycznymi samochodami. I wcale nie musielibyśmy ich posiadać. Dziś zmieniło się to, że na pewno będziemy zwracali znacznie bardziej uwagę na to, jaki mamy wpływ na środowisko; bardziej niż do tej pory.

Każdy kryzys z jednej strony pokazuje zagrożenia, a z drugiej może być też szansą. Jakie największe zagrożenia dla gospodarki niesie pandemia koronawirusa, a jakie szanse i dla jakich działów gospodarki otwiera?

Zagrożeniem jest gwałtowność zmiany. Tymczasem człowiek z natury nie lubi zmian. Nie lubi zmieniać mieszkania, pracy; nie lubi zmieniać komfortu, jaki stworzył wokół siebie. Ten kryzys powoduje, że wszyscy, na całej planecie, muszą się zmienić. A wymuszona, szybka zmiana powoduje różne rzeczy. Na przykład powoduje ekstremalne reakcje. Proszę pamiętać, że światowy kryzys gospodarczy w 1929 roku, doprowadził do II wojny światowej. Nie uciekałbym od tych porównań, dlatego, że ludzie zostawieni sami sobie, w desperacji, mają tendencję do wybierania radykalnych rozwiązań. To pierwsze poważne zagrożenie, które widzę. Drugim jest to, że będzie bardzo duża część obszarów gospodarczych, która nie odnajdzie się w nowej rzeczywistości.

Jakie to obszary?

Przede wszystkim dla mnie ta nowa rzeczywistość dzisiaj to jest rewolucja cyfrowa. W tej chwili przechodzimy prawdziwą cyfrową rewolucję. Najlepszy przykład, jaki mi się tu nasuwa na myśl dotyczy sytuacji bieżącej. Otóż mam kolegę, jest wybitnym lekarzem. Prawie 20 lat temu został prawie wyrzucony z zawodu dlatego, że proponował konsultacje medyczne przez telefon. I tak było przez ostanie 20 lat – takie proste rozwiązania były zwalczane. Dzisiaj coś, co nie było możliwe przez 20 lat, stało się standardem w kilka tygodni. Ten, kto nie chciałby prowadzić konsultacji medycznej przez telefon, raczej zostałby wyrzucony z zawodu. Jestem pewien, że gdyby pani w czerwcu ubiegłego roku napisała artykuł mówiący o tym, że jednak zaoszczędzilibyśmy masę kosztów i problemów, gdyby można było prowadzić konsultacje dermatologiczne, kardiologiczne czy na przykład psychiczne, przez telefon, takie, które kompletnie nie wymagają fizycznego kontaktu podczas badania, to zostałaby pani odsądzona od czci i wiary przez sporą grupę lekarzy.

Pewnie byliby wśród nich i tacy, którzy dziś właśnie z powodzeniem pracują zdalnie.

Dziś wyobrażamy sobie, że praktycznie wszystko, poza chirurgią, można prowadzić zdalnie. Ludzie wysyłają zdjęcia, mierzą się, ważą i to wszystko stało się w kilka tygodni.

Te kilka tygodni pokazały, że możemy pracować z domu. Czy z tego wniosek, że te wielkie gmachy ze szkła i stali, nowoczesne biurowce, przestały mieć rację bytu?

Z tym akurat się nie zgadzam. Na razie jesteśmy pod przymusem kwarantanny. Rewolucja nie polega na tym, że teraz będziemy tylko pracować z domu, bo aktualna sytuacja nie jest naturalną. Człowiek jest zwierzęciem społecznym. Mamy kryzys cywilizacji nie dlatego, że wszyscy siedzieliśmy sami w jaskiniach, tylko dlatego, że nam w tych jaskiniach było źle, więc wyszliśmy na zewnątrz, zaczęliśmy budować wsie, miasta, zamki i uniwersytety. Dla mnie to, o czym pani mówi ma następujący wymiar: całkowicie zmieniamy spojrzenie na sposób pracy. Ale jedna rzecz jest niezmienna: ludzie potrzebują i będą potrzebowali ze sobą kontaktu. Potrzebują się ze sobą spotkać, w zespole, porozmawiać, wypić wspólnie kawę. Więc te gmachy będą istniały, tylko będziemy inaczej w nich pracować. Co więcej, zawsze też byłem przekonany, że świat idzie w stronę pracy bez etatu. To znaczy, nawet do pracy w produkcji będziemy się najmować na godziny i będziemy mieć kilka zawodów. Będziemy w trakcie życia ewoluować. Spokojnie jestem w stanie wyobrazić sobie, że dziennikarze będą jednocześnie youtuberami, doradcami w social mediach, będą pisać, ale też szkolić firmy z tego, jak prowadzić webinary. Słowem – będzie pani miała masę zawodów. Na przykład, przyznam szczerze, naprawdę nie rozumiałem, dlaczego jeszcze istnieją papierowe gazety, poza świątecznym wydaniem czy wydaniami od wielkiego dzwonu, tak jak dziś od wielkiego dzwonu pisze się ręcznie list zapraszający na ślub, czy wręczenie dyplomu. Po drugie – elastyczność pracy będzie radykalnie większa. W poniedziałek będzie pani pisać, we wtorek może pani kończyć doktorat, w środę będzie pani miała spotkanie redakcyjne, które wcale nie musi się odbywać w redakcji, tylko w zupełnie innym miejscu, w celu integracji, żeby podyskutować, porozmawiać o strategii, czytać teksty. W czwartek czy piątek będzie pani organizować sobie pracę w domu w określonym czasie. Jednym lepiej będzie rano pojechać z dzieckiem do parku, potem pójść na jogę, a potem pracować od godziny 15 do 23. To jest totalnie niewspółmierne z dzisiejszym kodeksem pracy. I na tym polega ta zmiana, o której mówiłem. Dzisiejszy kodeks pracy pochodzi z epoki XIX-XX wieku.

Rozumiem, że ta zmiana spowoduje, że zmieni się nasze życie, ale wróćmy do gospodarki. Co się zawali, a co się rozwinie, co wyrośnie nowego?

Podawałem przykłady, żeby zobrazować, że ci, którzy się nie dostosują do zmian technologicznych, to wypadną z rynku. Jestem przekonany, że rynek na usługi standardowe, takie bez udziału technologii, spadnie do zera. Na przykład kancelarie prawne, które nie będą w stanie też pracować na odległość, które się nie dostosują, to upadną. Lekarze, ośrodki zdrowia, które nie będą w stanie pracować na odległość, też upadną, dlatego że dzisiejsi klienci, konsumenci, pacjenci nie będą rozumieć, że się tego nie robi.

Jak na odległość mają pracować panie fryzjerki, kosmetyczki? Biura turystyczne, przewodnicy, organizatorzy eventów? Dziś oni wszyscy są w zapaści. Że nie wspomnę artystów.

Rzeczywiście są takie zawody, w których kontakt fizyczny jest konieczny. Wydaje mi się, że zmiana będzie polegała na czymś innym. Przed chwilą słuchałem audycji we francuskim radiu, gdzie mówiono o tym, że fryzjerzy teraz nie będą już umawiać się przez telefon, tylko przez aplikację, która będzie jednocześnie pobierała pieniądze po to, żeby uniknąć obrotu gotówką. Dodatkowo będzie można zamówić wizytę fryzjerską w domu. Nie będzie więc tak, że fryzjer przestanie być fryzjerem; rewolucja, o której mówię, będzie dotyczyła technologii, która wejdzie w totalnie inny wymiar w codziennym życiu. Po prostu trzeba będzie pracować zupełnie inaczej. Gigantyczną zmianę przejdzie, według mnie, turystyka. Pierwsza zmiana będzie taka, że przez jakiś okres, zakładam, że długi, będziemy jeździć mniej daleko. Z jednej strony, bo będzie panował strach, po drugie dlatego, że będzie recesja, a po trzecie, dlatego, że do tego zachęcają rządy. Stąd też myślę, że sukces Bieszczad w tym roku może być gigantyczny. Bieszczady mogą zostać zadeptane. Z kolei sukces hiszpańskiej riwiery może być minimalny. Nie mówiąc o Tajlandii. Przy tym korzystanie z cyfryzacji będzie masowe. Ono się już zaczęło na dużo skalę przed pandemią, ale jeszcze przyspieszy. Ludzie będą siadać przed komputerem i w internecie wybierać wycieczki, przejazdy, rezerwować hotele i robić to przez strony, które będą oferować wszystko. A proszę pamiętać, że do tej pory 80 procent sprzedaży turystycznej odbywało się offline. Czyli tradycyjnie dzwoniło się do touroperatora, który przy okazji pobierał marżę, opłaty. Nie krytykuję tego, tylko według mnie tu nastąpi zmiana i znów ci, którzy się nie dostosują – upadną. A wszyscy ci, którzy będą oferować nowe technologie, które tak gwałtownie weszły w nasze życie, będą się rozwijać. Systemy kart płatniczych, nowe sposoby płatności jak na przykład Blik, który wszedł do Polski, przeżywają teraz, jak to mówią, rok bonanzy.

Czy to oznacza, że w ogóle wyeliminujemy gotówkę, w sensie banknotów, monet? I czy korzystanie tylko z kart płatniczych, nie jest iluzją? Korzystamy z pieniędzy wirtualnych, których w rzeczywistości nie ma, co może świadczyć o tym, że w istocie nie kontrolujemy swoich pieniędzy?

Kompletnie się z tym nie zgadzam! Dzisiaj ilość gotówki w obrocie to pewnie mniej niż 15 procent całego obrotu pieniężnego. Są kraje, na przykład Dania, które już formalnie mówią o tym, że przestaną drukować gotówkę, a w ogóle przestały prawie zupełnie używać bilonu. Obsługa pieniądza elektronicznego przez ostatnie lata była szalenie droga. Trzeba było zapłacić za terminal i jeszcze wystawcy kart pobierali wysokie procenty od transakcji. Ale to się skończyło i kończy. Polska przez ostatnie lata była w czołówce, jeżeli chodzi o przechodzenie na pieniądz elektroniczny, karty zbliżeniowe; dużo bardziej niż świat zachodni. Dziś po każdej transakcji klient otrzymuje informację SMS-em czy przez komunikator, ile wydał i ile mu zostało na bieżącym rachunku, a zatem kontrola jest pełna. Systemy online’owo-elektroniczne są dzisiaj niezwykle sprawne. Dziś nawet za kupno sznurówek można zapłacić kartą. Natomiast obrót gotówkowy stanie się obrotem nieczystym sanitarnie, zwłaszcza, że bilon jest metalem, a wirus, jak mówią lekarze, może się utrzymać na metalu nawet dwa dni.

Jasne. Nastąpi rozwój transakcji bezgotówkowych. Jakie dziedziny gospodarki ze sfery internetowej mają szansę się przy okazji pandemii rozwinąć?

Żeby była jasność - uważam, że transakcje bezgotówkowe rozwinęły się już przed pandemią. Ten kryzys może je przyspieszyć. Natomiast nie wydaje mi się, że to będzie tak, że nagle rozwiną się dziedziny, które do tej pory się nie rozwijały. Zmieni się sposób ich rozwoju i sposób ich wykorzystania. W okresie recesji będą takie obszary, dziedziny i zawody, które będą cierpiały, no bo będzie mniej gotówki w gospodarce i gospodarka nie będzie rosła. Te obszary to pewnie będzie na pierwszym miejscu kultura, ale pewnie i turystyka. Rodziny będą obniżały wszelkie wydatki, które nie są wydatkami życiowo niezbędnymi. Ale nie widzę tu dziedzin, które zostaną wyeliminowane. Raczej widzę przyspieszenie technologiczne.

Co z transportem? Lotniczym, kolejowym?

Jestem ze świata linii lotniczych i mogę powiedzieć, że to wszystko wróci, tylko już inaczej. Nie wierzę i nie znam takiej dziedziny, obszaru gospodarczego, który nagle przestanie istnieć. Tylko jego sposób prowadzenia będzie po prostu zupełnie inny. Transport lotniczy będzie musiał dostosować się do wymogów sanitarnych. Ze względu na recesję będzie go przez dłuższy czas mniej. Spodziewam się, że będzie też znacznie większa presja niż była, na jakość podróży, a nie jak do tej pory, tylko na cenę. Dotychczas wszystko sprowadzało się do cen i do ciągłej obniżki cen biletów. Na pewno podobnie będzie w transporcie kolejowym. Ale transport wróci. Może wolniej, może będą preferencje inne, ale wróci. To oczywiście zmieni sposób podróżowania. Obecnie transport pasażerski został właściwie sprowadzony do zera; ponad 90 procent tego transportu zniknęło na okres kilku tygodni. Za to eksplodowało cargo. Latają frachtowce i to wcale nie tylko ze sprzętem medycznym, ale i wszystkimi innymi towarami, które kupuje się teraz online, siedząc w domu. Jak w innych dziedzinach gospodarki, – ci, którzy szybko się nie dostosują do zmian na rynku, stracą klientelę. Jeszcze przed wirusem duża brytyjska firma Thomas Cook – biuro podróży, upadło, bo wszystko prowadzone było w stary, tradycyjny sposób; nie wytrzymali naporu nowych technologii. Wszyscy dziś pytają o to, kiedy będzie powrót do normalności, tylko że to będzie już inna, nowa normalność.

Już teraz inaczej pracujemy, w inny sposób będziemy zarabiać pieniądze, ale też w inny sposób będziemy je wydawać. Tak można podsumować tę sytuację?

Dokładnie.

Zmiany, jakie się dzieją w gospodarce nie pozostają bez wpływu na zmiany społeczne. Jacy będziemy po pandemii?

Gospodarka jest emanacją społeczeństw. Sposób, w jaki żyjemy gospodarczo, pokazuje, jakim jesteśmy społeczeństwem; biednym czy bogatym, wrażliwym, bardzo socjalnym czy też mniej, wszystko to jest ze sobą powiązane. Natomiast ten kryzys, proszę pamiętać, nie jest w pierwszej kolejności kryzysem gospodarczym, ale epidemiologicznym. Epidemia wywołała kryzys społeczny, który dopiero wywołał kryzys gospodarczy.

Pana zdaniem, zniesienie swobód działalności gospodarczej było koniecznym ruchem?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo sam mam mieszane uczucia. Uważam, że reakcja zamknięcia gospodarek była reakcją na brak wydolności systemów medycznych. Nie wiedzieliśmy, nie znaliśmy, co będzie. Była to więc reakcja obronna na to, że ten wirus rozniósł się bardzo szybko, o wiele szybciej, niż poprzednie. Można więc powiedzieć, że była to metoda, żeby zadziałać przeciwpożarowo. Czyli: pali się dom, to najpierw go gasimy, a potem zastanawiamy się, dlaczego się zapalił. Epidemiolodzy mówią, że taka reakcja ograniczyła liczbę zachorowań i śmierci. To na pewno częściowo uzasadnia zamykanie gospodarek.

Mówią, że wypłaszczyła tę krzywą zachorowań.

No właśnie. Tylko teraz, według mnie jesteśmy już w drugiej fazie nie tylko zachorowań ale i całego kryzysu gospodarczego. Mamy wypłaszczenie, a słyszymy o drugiej fali zakażeń. Dla mnie ta druga fala nie może być już zarządzona w taki sam sposób. Teraz nie możemy doprowadzić do tego, aby ci, którzy przeżyli bez koronawirusa, zmarli z głodu, ale i ze stresu i strachu. Metoda na to, żeby zamknąć gospodarki i czekać, aż pandemia minie, nie jest możliwa do powtórzenia, bo się z niej po prostu nie podniesiemy. Wciąż jeszcze mieszkam w Afryce i ludzie tu mówią: „Myśmy tego wirusa nie widzieli, ale za to widzieliśmy głód”. Mamy teraz sytuację, w której wszystkie rządy, a szczególnie europejskie, powinny w mojej ocenie koncentrować się na tym, aby szybko i sprawnie budować proces wyjścia z zamknięcia gospodarek, nawet przy utrzymaniu różnych ograniczeń. Nie ma problemu z tym, żeby przez rok trzeba było nosić maski na twarzach, odkażać, ograniczać organizację festiwali czy koncertów, na których ludzie mogliby się masowo pozarażać. Myślę, że to gospodarki są w stanie udźwignąć, wszyscy to zrozumieją i są mechanizmy pomocy, czy to artystom, czy sportowcom. Nawet z ograniczeniami, ale musimy zacząć funkcjonować.

Ale ludzie już zaczęli tracić pracę, a fala zwolnień będzie jeszcze większa.

Ludzie tracą pracę, bo jest recesja. Ona tak czy tak by przyszła. Utrata pracy sama w sobie nie jest problemem, bo istnieją różne programy osłonowe. Problemem jest to, żeby gospodarki ruszyły w taki sposób, żeby była perspektywa tworzenia miejsc pracy. Teraz trzeba stwarzać perspektywę na przyszłości, tak żeby wiedzieć co powiedzieć ludziom, którzy właśnie tracą pracę. Pokazywać, jaka będzie szansa, żeby z tego wyjść. I to będzie najważniejsze.

A może wszystkiego mieliśmy za dużo? Za dużo było restauracji, biur podróży, gabinetów kosmetycznych? Nawet linii lotniczych, o czym mówił sam prezes Lufthansy, że jest ich w Europie za dużo. Może chodzi o to, abyśmy byli skromniejsi?

Powód, dla którego Carsten Spohr powiedział o liniach lotniczych był inny i on to mówił na długo przed tym kryzysem. To nie wynikało z tego, jaki mieliśmy typ konsumpcji, ale z tego, że państwa finansowały linie lotnicze. Pił do tych państw, w których każde miało swoją linię, finansowała ją, a ona traciła pieniądze. Spohr uważał, że po prostu jest nadpodaż, co powoduje, że ceny biletów dramatycznie spadły i większość linii stała się trwale nierentowna.

Przytoczę więc Pana słowa: „Koronawirus spowoduje brutalne, ale i ozdrowieńcze przetasowania na rynku linii lotniczych”. Czyli coś upadnie, a coś się uzdrowi?

Tak jest. Na pewno część linii upadnie, zmniejszy się oferowanie. Nie wiem, jak to będzie w Europie, ale wczoraj wieczorem usłyszałem, że zamykają się South African Airways, po 84 latach istnienia. Zamknięcie zapowiadają inne linie. Na pewno będą przetasowania, bo nikt już nie będzie gotowy dokładać do linii lotniczych. Ale też linie lotnicze przez ostatnie lata traciły pieniądze, a wszyscy ich dostawcy żyli jak pączki w maśle. To brutalne przetasowanie będzie też dotyczyć tego, że linie lotnicze nie będą już musiały tak gwałtownie rosnąć. Będą mogły stawiać warunki: albo latamy na naszych warunkach, albo nie latamy w ogóle. Pasażerowie będą oczekiwali zupełnie innego sposobu podróży, jeśli chodzi o warunki sanitarno-epidemiologiczne. To wymusi zmiany na lotniskach, w samolotach, na przykład na dodatkowe badania. A to wszystko wpłynie na cenę biletu. Przetasowanie nastąpi; rok 2020 będzie nieprawdopodobnie trudny i on już trwa. Określiłem tę sytuację śmiercią kliniczną linii lotniczych. Serce bije, ale mózg nie działa, bo nic nie lata. Ale rok 2021 będzie rokiem wychodzenia z kryzysu i dostosowywania zmian.

Na zakończenie: co pozytywnego Pana zdaniem, przyniesie koronawirus?

Uważam, że ten kryzys jest bardzo dobry dla ludzkości. Z niego wyjdą tylko pozytywne rzeczy. To nie jest wojna światowa, w której się zabijamy i bombardujemy miasta. Siedzimy w domach, bezpieczni, mamy co jeść i mamy kontrolę nad własnym losem. Myślę, że wiele osób, a ja na pewno, doceniło znacznie bardziej to, co mieliśmy do tej pory: możliwość wyjścia do parku, jazdy na rowerze, otwarte kawiarnie. Zrodzi się refleksja na temat planety, tego, jak na nią wpływamy i to może być zdrowy efekt proekologiczny - chodzi mi o styl życia. Zmiana stosunku pracy i większa elastyczność spowodują, że może będzie mieli więcej czasu, a w efekcie będzie bardziej komfortowo żyli. Przetasują się też relacje społeczne; ludzie zaczną bardziej doceniać kontakt bezpośredni, jednocześnie pracując online. Jestem przekonany, że te trudne gospodarczo momenty, które są przed nami, absolutnie wyjdą nam na zdrowie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl