To była katastrofa, ale Haiti odrodzi się piękniejsze

Fot. Piotr Krzyżanowski
O skutkach trzęsienia ziemi, biedzie, spotkaniu z papieżem i dumie z bycia potomkinią polskich legionistów Geri Benoit Belnowski opowiada Barbarze Stefańskiej.

Trzęsienie ziemi sprzed trzech miesięcy pochłonęło ponad 220 tys. osób i pozbawiło dachu nad głową 1,3 mln. Minął pierwszy szok, ekipy telewizyjne już opuściły Haiti, oczy świata zwróciły się w inną stronę. A kraj nadal leży w gruzach. Czego najbardziej potrzeba w tym momencie Haitańczykom?
Dwie najpilniejsze potrzeby to specjalne namioty, służące jako tymczasowe schronienie, oraz żywność. Już udało się znaleźć miejsce dla ponad miliona osób bez dachu nad głową, ale kilkaset tysięcy nadal mieszka na ulicy. Po drugie, musimy dostarczyć żywności do potrzebujących i inwestować w rolnictwo, tym bardziej że rozpoczęła się już pora deszczowa, czas największej produkcji rolnej. Jeśli nie zrobimy tych dwóch rzeczy jednocześnie, rozdawanie jedzenia i inwestycje, zagraża nam klęska głodu. Dodałabym trzecią kwestię - bezpieczeństwo w obozowiskach dla poszkodowanych w trzęsieniu ziemi, gdzie dochodzi do przemocy seksualnej wobec kobiet oraz dziewczynek.

Ile będzie kosztowała odbudowa kraju?
W sumie potrzeba 14 mld dol., żeby zainwestować w sprawy priorytetowe, czyli decentralizację kraju, infrastrukturę: szkoły, drogi, zwiększenie liczby miejsc pracy, przywrócenie ruchu w turystyce, rolnictwo.

Trzęsienie dotknęło tylko jeden region kraju - okolice Port-au-Prince. Dlaczego skala zniszczeń jest tak wielka?
Dotychczas cała infrastruktura była skoncentrowana wokół stolicy. Zamiast Republiki Haiti mieliśmy republikę Port-au-Prince. 3 mln ludzi (na 9 mln Haitańczyków) mieszkało w mieście stworzonym dla 300 tys., wielu z nich w dzielnicach biedy. Po tragedii 700 tys. osób wyjechało ze stolicy. I teraz trzeba przeprowadzić decentralizację państwa.

Strumień międzynarodowej pomocy płynie z różnych stron, zaczynając od organizacji międzynarodowych, poprzez poszczególne państwa, stowarzyszenia, na pojedynczych darczyńcach kończąc. Jak skoordynować wszystkie te działania tak, by wsparcie trafiało dokładnie tam, gdzie jest najbardziej potrzebne?
Tak, brakuje spójnego planu działania, to wielkie wyzwanie. Między innymi temu była poświęcona międzynarodowa konferencja, która odbyła się 31 marca w Nowym Jorku. Kluczowe sprawy to koordynacja i nadzór, to, co niestety niezbyt dobrze nam wychodzi na Haiti. Na miejscu działa ok. 10 tys. organizacji pozarządowych. Potrzeba, by powstała jedna agencja działająca przy ONZ, która skoordynuje wysiłki wszystkich darczyńców i podmiotów gospodarczych, zarówno tych wielkich, jak i małych. Na przykład, jeśli organizacja zgłasza chęć pomocy w sektorze zdrowia publicznego, najpierw należy sprawdzić, jakie są tam najpilniejsze potrzeby i gdzie oraz ustalić szczegóły z odpowiednim urzędem. Nie można tak po prostu wybudować szpitala.

W czasie konferencji ONZ państwa i organizacje międzynarodowe zaoferowały blisko 10 mld dol. na odbudowę Haiti. To więcej, niż oczekiwano. Ale czy nie istnieje ryzyko, że wsparcie finansowe spowoduje pewnego rodzaju uzależnienie od innych krajów?

Nie, nikt nie zastąpi Haitańczyków. Stworzyliśmy własny rządowy strategiczny plan na rzecz rozwoju i odbudowy kraju. Jesteśmy wdzięczni za pomoc i jednocześnie musimy działać sami.

Kto ma postawić kraj na nogi, skoro brakuje elit?

Przede wszystkim trzeba odtworzyć klasę średnią, która niestety wszystko straciła.
Trzęsienie ziemi pozbawiło ludzi domów i źródeł utrzymania. Żeby wszystko wróciło do normy, potrzeba jednego pokolenia, czyli 27-30 lat.

Przed trzęsieniem ziemi Haiti było krajem bardzo biednym, w którym 80 proc. ludności żyło poniżej granicy ubóstwa. Nikt nie chce wracać do tej samej sytuacji. Czy trzęsienie ziemi może być paradoksalnie szansą na zmartwychwstanie lepszego Haiti?
Tak, na pewno Haiti zmartwychwstanie, nie ma wyboru. I na pewno będzie lepiej. Nie można budować w ten sam sposób co kiedyś. Ale chodzi o coś więcej, o ponowne założenie państwa, stworzenie go od podstaw. Już przed trzęsieniem dążyliśmy do zmian. Teraz mamy ku temu pretekst. Trzeba zebrać się na odwagę i działać śmiało. Poza tym musimy zwiększyć stopień świadomości ludzkiej i duchowej, gdy zadajemy sobie pytania i szukamy na nie odpowiedzi, nie w obliczu tylko tej tragedii, ale i na przyszłość.

Czy ktoś z Pani bliskich ucierpiał w czasie trzęsienia?
Z bliskich nie. Zginęli dwaj dalsi kuzyni, kilka osób ucierpiało. Trzęsienie ziemi nawiedziło nas w czasie trudnym dla całego świata, ponieważ trwa kryzys gospodarczy. Dotknięci zostali także Haitańczycy za granicą, którzy wspierali rodzinny kraj, wysyłali pieniądze. A dziś nie mają ich tak dużo i nie są tak hojni. To dodatkowo utrudnia sytuację.

Zaraz po trzęsieniu ziemi pojechali na miejsce polscy ratownicy oraz BOR-owcy. Kancelaria Prezydenta wraz z organizacjami pozarządowymi wysłała samolot z pomocą humanitarną, organizacje pozarządowe ogłosiły zbiórki pieniędzy i darów. A w tym momencie w jaki sposób Polska może wspierać Haiti?
Polacy, którzy w kluczowym momencie pojechali na Haiti, zostali tam bardzo dobrze przyjęci przez Haitańczyków. Usłyszałam to podczas gali charytatywnej zorganizowanej przez wspólnotę frankofońską na rzecz Haiti. Polska jest traktowana na Haiti jak członek rodziny, którego dawno się nie widziało, ale który o nas pamięta. Nawet jeśli nie jest zbyt widoczna. Życzyłabym sobie, żeby polskie zaangażowanie w pomoc Haiti było bardziej dostrzegalne, czy to wewnątrz Unii Europejskiej, czy też w ramach własnego programu międzyrządowego z Haiti lub na poziomie stowarzyszeń, np. poprzez Fundację Polska - Haiti.

Kraje takie jak Stany Zjednoczone czy Francja mają więcej możliwości udzielania pomocy innym. Poza tym są do tego niejako zobowiązane jako eksokupanci.

Ale te kraje nie mają monopolu na Haiti, choć lepiej je słychać, mają więcej pieniędzy. A Polska może znaleźć swój punkt zaczepienia, swoje miejsce. Naturalne wydaje się miasto Cazal, w którym mieszka najwięcej osób polskiego pochodzenia. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby Polska -_jako państwo, społeczeństwo obywatelskie, rząd czy jako fundacje - przyjechała do Cazal i pomogła w odbudowie w jakikolwiek sposób.

Relacje polityczne pomiędzy rządami Polski a Haiti nie istnieją. W jaki więc sposób rozwijać kontakty pomiędzy naszymi krajami?
Myślę, że w tym momencie wszystko toczy się pomiędzy ludźmi, na poziomie społeczności, braterskich relacji. Jeśli jakieś grupy ludzi, tak jak np. Fundacja Polska - Haiti, pojadą tam, relacje między dwoma krajami się ocieplą. I może się do tego przyczynić również ten wywiad.

Przypomnijmy historię sprzed dwustu lat. Część polskich legionistów, wysłanych przez Napoleona na Haiti, aby stłumić powstanie, przyłączyła się do walczących o niepodległość niewolników. Walki zakończyły się sukcesem, a kilkuset legionistów osiedliło się tam na stałe, wśród nich Pani prapradziadek.
Polski nie było wtedy na mapie świata, Haitańczycy również nie mieli własnej ziemi. Dlatego połączył ich wspólny los, walczyli z tego samego powodu. Haitańczycy zachowują wdzięczność wobec żołnierzy, którzy chronili niewolników, zamiast do nich strzelać. Po odzyskaniu niepodległości przez Haiti Polacy uzyskali tamtejsze obywatelstwo, byli pierwszymi "białymi-czarnymi". W konstytucji z 1805 r. znalazł się zapis, że Polacy jako jedyni biali mają prawo posiadać ziemię w tym kraju. Do dziś inni biali nie mogą mieć ziemi na Haiti, a polscy żołnierze mogli dwa wieki wcześniej.

Wydarzenia z początków niepodległego państwa nadal żyją w świadomości Haitańczyków?

Te zdarzenia weszły do naszej legendy. Haitańczycy znają waszą odwagę, brawurę i upór, a także wielkie zmiany, które zaszły 20 lat temu, ruch Solidarność. To właśnie podziwiamy u Polaków. Towarzyszy nam to, czego dokonali Polacy, i chcielibyśmy to odnaleźć w nas. Polska powstała z ruin, a my jesteśmy teraz w ruinie.

Czyli historia zatoczyła koło.
Model i przykład, który dała nam Polska, robi wrażenie i inspiruje nas. Związki polsko-haitańskiej nie były wprawdzie rozwijane przed trzęsieniem ziemi. Ale teraz mamy okazję, żeby jeszcze raz to przemyśleć i odbudować wzajemne relacje, stworzyć coś nowego, wielkiego i pięknego.

Nadal można spotkać na ulicach Haiti Mulatów o jasnych włosach i niebieskich oczach i nazwisku zakończonym na ski?
Tak, tak.

Jest Pani dumna ze swoich polskich korzeni?

Jestem bardzo dumna. Odwiedziłam kilkakrotnie Polskę, przywiozłam obrazek mojego rodzinnego miasta. Miałam również okazję spotkać się w czasie audiencji z papieżem Janem Pawłem II. Powiedziałam mu: Szczęść Boże, jestem z Haiti, z Cazal, i proszę o błogosławieństwo!
W naszych wyobrażeniach Polska to odwaga zaczynania ciągle od nowa, kroczenia naprzód, wiary w siebie i w ludzi oraz że uda nam się osiągnąć sukces. Ja również wyznaję takie wartości i jestem z tego dumna.
Kilkakrotnie odwiedzała Pani Polskę. Czy dużo się tutaj zmieniło?

Nie wiem, czy to Polska się zmieniła, czy moje spojrzenie na nią. Kiedy pierwszy raz tu przyjechałam na zaledwie 48 godz., pamiętam, że było mi strasznie zimno. Za drugim razem była ładna pogoda, ludzie gościnni. Zostałam 5-6 dni, odwiedziłam Warszawę, Kraków, Częstochowę. Miałam czas na zwiedzanie i ludzie mogli mnie poznać. Byli zaciekawieni, kim jestem i po co przyjechałam, i ta ciekawość zamieniła się w serdeczność. Kiedy opowiadałam trochę o historii, mówili: A, słyszeliśmy te szalone historie! I śmiali się. W tych mo_mentach czułam się trochę Polką. Pojechałam na pielgrzymkę na Jasną Górę i to był jakby powrót do źródeł. I zastanawiałam się, jakbym się tu czuła, gdybym chciała się przenieść do Polski. Wyjechałam, myśląc, że byłoby mi tu bardzo dobrze.

Widzi Pani jeszcze jakieś podobieństwo pomiędzy Polską a Haiti?

Religia katolicka.

Jednak jednocześnie Haiti jest ojczyzną kultów voodoo.
To część naszej kultury. Niewolnicy z Afryki mieli własne wierzenia. Katolicyzm przynieśli kolonizatorzy. I powstała mieszanka, która jest dla nas naturalna. Np. wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej jest w voodoo obrazem bogini miłości Erzuli. Łączy nasze kraje kult maryjny. Haiti jest poświęcone Matce Bożej, podobnie jak tutaj, gdzie Maryja jest Królową Polski. Inne podobieństwa to brawura, poszanowanie praw człowieka. Nie powiem, że to dotyczy wszystkich na Haiti, ale porównując mieszkańców Cazal z Polakami, mogę powiedzieć, że mamy te same cechy charakteru.

Przez pięć lat (1996-2001) była Pani żoną prezydenta René Prévala, który nadal pełni tę funkcję. Czy trudno być pierwszą damą w kraju, który niedawno wyzwolił się z dyktatury, a wcześniej był przez stulecia okupowany?
I tak, i nie. Nie zauważyłam, jak szybko to zleciało. Byłam przede wszystkim ambasadorem. Ponieważ nie było wzoru, z którego mogłabym korzystać, postępowałam tak, jak podpowiadała mi intuicja. Mojemu mężowi nie podobał się pomysł, żebym była pierwszą damą. Żoną tak, ale nie pierwszą damą. A że oboje jesteśmy kreatywni, dobrze się ułożyło. Pierwsze damy nie mają u nas dobrej prasy, wszystkie kończyły, niestety, na wygnaniu. Jestem jedyną, która może swobodnie wjeżdżać do Haiti i wyjeżdżać ponieważ… (wzrusza się) wszystko dobrze się skończyło. I dziękuję za to Bogu. Kiedy już przestałam być pierwszą damą, wróciłam do ministerstwa spraw zagranicznych i kontynuowałam swoją pracę.

Jest Pani również zaangażowana w projekty społeczne, m.in. związane z modą.

Chodzi o projekt tworzenia miejsc pracy i zwiększania dochodów dla ok. 50 kobiet, dla których stowarzyszenie, na rzecz którego działam, zorganizowało szkolenie krawieckie. Kurs kończył się pokazem mody, aby zachęcić do inwestowania w to i nagłośnić sprawę. Dalej tam pracuję, teraz w Rzymie mam więcej kontaktów, sprawdzam, jak można by pozyskać tkaniny i pracować nad nowym projektem, aby osoby poszkodowane w trzęsieniu ziemi mogły znaleźć zajęcie i nie traciły nadziei. Bo kiedy nie mamy co robić, do głowy przychodzą czarne myśli. Kiedy udam się w przyszłym tygodniu na Haiti, zobaczę, jak wprowadzić te pomysły w życie.

Geri Benoit Belnowski, ambasador Haiti w Rzymie, była haitańska pierwsza dama. Potomkini polskich legionistów z przełomu XVIII i XIX wieku

Współpraca Anna Rejcher

Wróć na i.pl Portal i.pl