W poniedziałek w poznańskim Sądzie Okręgowym ruszy proces przeciwko mężczyznom oskarżonym o molestowanie chłopca. Jednym z nich jest jego ojciec. Z naszych informacji wynika, że w zarzutach, które stawiają mu śledczy, padają oskarżenia m.in. o gwałt i usypianie tabletkami. Molestować seksualnie chłopca mieli także sąsiad oraz przyjaciel rodziny. Wszyscy mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani i od kilku miesięcy przebywają za kratami.
Historia dziecka jest o tyle tragiczna, że mimo wcześniejszych sygnałów wskazujących, iż może być ofiarą pedofilii, trwała przez wiele lat. Poznańska prokuratura z powodu braku dowodów dwukrotnie umarzała śledztwo. Z tego samego względu w 2013 roku sąd nie odebrał ojcu praw rodzicielskich, a chłopiec miał z nim kontakt przez kolejne lata.
Syndrom ofiary molestowania seksualnego
Był rok 2013. Chłopiec miał wówczas sześć lat. W jego rodzinie nie działo się najlepiej, choćby dlatego, że matka była uzależniona od alkoholu. Opieką objęła ich pomoc społeczna. To pracownicy socjalni jako pierwsi dostrzegli, że z dzieckiem dzieje się coś złego.
Wojtek (imię zmienione) nie potrafił zapanować nad swoją fizjologią. Zdarzały mu się niekontrolowane oddawanie kału i napady agresji. To były pierwsze sygnały, które świadczyły o tym, że dziecko może być molestowane seksualnie. Ojciec chłopca, który w poniedziałek usiądzie na ławie oskarżonych, jeszcze wtedy mieszkał z nim pod jednym dachem. Wyprowadził się dopiero, gdy w styczniu 2014 roku pomoc społeczna powiadomiła o swoich podejrzeniach sąd, a konkretnie Wydział Rodzinny i Nieletnich Sądu Rejonowego Poznań Grunwald i Jeżyce.
Czesława Leciejewska, dyrektorka ośrodka pomocy społecznej w Dopiewie przekonuje, że nie może rozmawiać o sprawie, jednak cieszy się, że ta znalazła swój finał w sądzie. Kilka lat temu to ona i jej pracownicy walczyli o chłopca.
– Praca z tą rodziną trwa od wielu lat i zrobiliśmy wszystko, co było możliwe. To także działania asystenta rodzinnego doprowadziły do tego, że ta przykra i bolesna sprawa ujrzała światło dzienne
– mówiła w 2015 roku „Głosowi” Leciejewska.
Zawiadomienie sądu nie przyniosło jednak oczekiwanych rezultatów. Ośrodek pomocy społecznej słał pisma i monity, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Koszmar chłopca trwał przez kolejny rok. Ojciec mieszkał wówczas z nową partnerką, ale zabierał go do siebie na weekendy. Zabronić mógł mu tego tylko sąd. Ten, co prawda wszczął postępowanie o pozbawienie ojca praw rodzicielskich i ograniczenie praw matce oraz powiadomił prokuraturę, jednak z ustaleń śledczych, kuratora i biegłych psychologów nie wynikało, by Wojtek był ofiarą molestowania.
– Kiedy ojciec zabierał chłopca do siebie, nie byli tam sami. W mieszkaniu była jego nowa partnerka i jej rodzice. Chłopiec również niczego nie wyznał, a matka określała podejrzenia jako bzdurę. To dziecko było krzywdzone, ale złym wychowaniem, a nie wykorzystywaniem seksualnym – powiedziała w 2015 roku sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Bez konkretnych dowodów, sąd nie mógł zakazać ojcu dalszych kontaktów z synem. Ich relacje pozostały bez zmian, a koszmar Wojtka trwał.
Incydent w szkole
Sprawa nabrała tempa w styczniu 2015 roku. Wówczas w jednej ze szkół podstawowych w podpoznańskiej gminie Dopiewo Wojtek (miał wtedy osiem lat) symulował stosunek seksualny z kolegą. Zgodnie z procedurami szkoła powiadomiła policję, a zgłoszenie trafiło także do prokuratury oraz sądu rodzinnego i nieletnich. Rodzina dostała kuratora, a śledztwo ruszyło pełną parą.
Najważniejszym dowodem miało być przesłuchanie dziecka przez sąd w obecności biegłego z zakresu psychologii dziecięcej. Prokuratura musiała przesłuchać jeszcze pozostałych świadków. Innym kluczowym dowodem miała być opinia z badania lekarskiego. Na ciele 8-latka nie było jednak śladów przemocy.
Umorzone śledztwo
Choć wówczas wiele wskazywało na to, że chłopiec padł ofiarą molestowania, a jego oprawcą był najprawdopodobniej ojciec, śledczy nie znaleźli wystarczających dowodów, by postawić mu zarzuty. 8-latek milczał. W rozmowie z psychologiem miał raz przyznać, że z tatą łączy go tajemnica, której nie może wyjawić, bo gdyby to zrobił – ten mógłby trafić do więzienia.
Śledztwo prowadziła prokuratura na poznańskim Grunwaldzie. Zarówno badania w szpitalu, jak i badanie w obecności psychologa dały wynik negatywny. Przez brak dowodów postępowanie umorzono.
– Nie ma żadnych dowodów na to, że to dziecko było wykorzystywane seksualnie
– mówił nam wówczas prokurator Piotr Kotlarski, zastępca prokuratora rejonowego Poznań Grunwald i Jeżyce. – Z pewnością chłopiec jest zaniedbany wychowawczo, ale nie jest ofiarą molestowania.
Tej wersji wtórował sąd: – Ojciec chłopca ma dość swobodne zachowania seksualne – wyjaśniała sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec. – Dziecko mogło być świadkiem, jak się onanizuje.
Chłopiec przestał milczeć i wskazał oprawców
Po wielu latach sprawa trafiła do sądu. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że to, co wcześniej było przyczyną umarzania postępowań, teraz stanowi podstawę aktu oskarżenia. Jednym z kluczowych dowodów mają być obciążające mężczyzn zeznania chłopca. Dziecko przerwało milczenie, a w postępowaniu przygotowawczym przynajmniej dwukrotnie było przesłuchiwane przez sąd. Powtórzone zostały także oględziny w szpitalu.
Proces, który w poniedziałek rozpocznie się w poznańskim Sądzie Okręgowym, prawdopodobnie będzie toczył się za zamkniętymi drzwi. Wyłączenie jawności sprawy ma oszczędzić dalszych cierpień pokrzywdzonemu chłopcu. Dziś dziecko ma 11 lat.
– Już w 2015 roku było wystarczająco dużo powodów, by podejrzewać, że chłopiec może być ofiarą pedofilii. Prokuratura nie miała jednak dość mocnych dowodów. Czy psycholog dziecięcy, który uczestniczył wtedy w przesłuchaniu chłopca, mógł się pomylić w swojej ocenie? Na pewno relacje ojca z synem były chore. Żaden normalny ojciec nie nagrywa 7-latkowi filmów porno ani nie onanizuje się w jego obecności. Dlatego takiego finału sprawy, niestety, można było się spodziewać. – mówi Agnieszka Świderska, dziennikarka „Głosu Wielkopolskiego”, która już trzy lata temu zajęła się sprawą.