SPIS TREŚCI
Iran nie wykazuje zainteresowania prowadzeniem bezpośrednich rozmów ze Stanami Zjednoczonymi na temat swojego programu nuklearnego i otwarcie odrzuca takie negocjacje. Na groźby Trumpa odpowiada równie wojowniczo, przypominając swoje doświadczenia z amerykańską administracją.
Trump znów grozi Iranowi
Podczas swej pierwszej kadencji prezydenckiej Trump wycofał USA z porozumienia z 2015 r. zawartego między Iranem a światowymi mocarstwami; na jego mocy złagodzono sankcje na Iran w zamian za jego zobowiązanie do ograniczenia programu nuklearnego. Trump ponownie nałożył wówczas dotkliwe amerykańskie sankcje. Od tego czasu Iran znacznie przekroczył ograniczenia dotyczące wzbogacania uranu. Mocarstwa zachodnie oskarżają Iran o realizowanie planu rozwoju broni jądrowej poprzez wzbogacanie uranu do poziomu przekraczającego potrzeby cywilne.
W lutym, po powrocie do Białego Domu, Trump przywrócił politykę "maksymalnego nacisku" na Iran i ostrzegł przed konsekwencjami, jeśli Teheran nie zawrze porozumienia w sprawie programu nuklearnego. - Jeśli nie zawrą umowy, dojdzie do bombardowania. Będzie to bombardowanie, jakiego nigdy wcześniej nie widziano - powiedział Trump w rozmowie telefonicznej relacjonowanej przez dziennikarkę NBC Kristin Welker. Prezydent USA zagroził również Iranowi "cłami wtórnymi", tj. nałożeniem ceł na kraje kupujące od Iranu ropę naftową.
Iran słabszy, ale nie ufa USA
Na reakcję Teheranu nie trzeba było długo czekać. Ali Chamenei w przemówieniu wygłoszonym z okazji zakończenia ramadanu, oświadczył, że jeżeli dojdzie do wrogich działań to USA z pewnością "otrzymają w odpowiedzi cios". Prezydent Iranu Masud Pezeszkian w niedzielę powiedział, że Teheran nie podejmie bezpośrednich negocjacji z Waszyngtonem, ale jest skłonny kontynuować rozmowy przez pośredników. Deklarowana przez Republikę Islamską odmowa zaangażowania się w bezpośrednią dyplomację z obecną administracją USA wynika z głęboko zakorzenionej historycznej nieufności wobec Waszyngtonu, zwłaszcza po doświadczeniach z Trumpem podczas jego pierwszej kadencji. Jego wycofanie się z porozumienia nuklearnego z 2015 r. (JCPOA), a następnie nałożenie bolesnych sankcji gospodarczych, podsyciło przekonanie Teheranu, że porozumienia z Waszyngtonem są niewiarygodne. Iran jest gotów na opcję militarną, choć jest w gorszej sytuacji niż jeszcze rok temu.
Przez dziesięciolecia Iran polegał na swojej rozległej sieci regionalnych sojuszników i pełnomocników, znanej jako „oś oporu”, jako środek odstraszający Izrael i Stany Zjednoczone. Jednak kluczowi członkowie tej grupy, w tym Hezbollah, zostali zdegradowani militarnie przez Izrael w ciągu ostatniego roku. Z kolei jemeńscy Huti znajdują się od kilkunastu dni pod potężnym ostrzałem lotnictwa amerykańskiego. W zeszłym miesiącu „The New York Times” doniósł, że Iran rozważa opracowanie prymitywnej broni jądrowej jako środka odstraszającego przed potencjalnymi atakami. Eksperci uważają jednak, że zachodni wywiad prawdopodobnie wykryłby takie wysiłki na czas, aby zareagować militarnie.
Rakietowe supermocarstwo Bliskiego Wschodu
W tej sytuacji jedyną kartą ajatollahów są ich rakiety. Reżim zbudował imponujący potencjał rakietowy, przede wszystkim jeśli chodzi o pociski balistyczne. Irańczycy z biegiem lat nie tylko udoskonalają precyzję, ale też zasięg swojej broni rakietowej. Dziś w zasięgu niektórych typów pocisków są już nie tylko Bałkany i Ukraina, ale też choćby południowo-wschodnia część Polski. Nie wspominając oczywiście o Izraelu i bazach amerykańskich na Bliskim Wschodzie.

„Iran wyraźnie sygnalizuje, że uważa swoją zdolność do wywierania przytłaczającej siły za pomocą [pocisków balistycznych średniego zasięgu] za główne źródło odstraszania, gdy Hezbollah nie działa” - napisał na X Gregory Brew, analityk w Eurasia Group.
Abdolrasool Divsallar, z Instytutu ONZ ds. Badań nad Rozbrojeniem (UNIDIR), pisze zaś, że Iran „polega na wielkości swojego arsenału rakietowego”, aby nadrobić braki w ich dokładności i sile niszczenia. „Wydarzenia te ujawniają irańskie myślenie o restrukturyzacji odstraszania, podkreślając ciągłe poleganie na siłach konwencjonalnych i niechęć do przejścia na odstraszanie nuklearne” - napisał Divsallar na X.
Iran ma największy i najgroźniejszy arsenał rakietowy na Bliskim Wschodzie, ale chodzi nie tylko o liczbę, zasięg i precyzję pocisków. Ważna jest ich ochrona przed atakami Izraela i USA. Zwłaszcza po zdziesiątkowaniu systemów obrony powietrznej przez Izrael w ub.r. Więc Teheran ucieka z bronią… pod ziemię.
Iran twierdzi, że posiada liczne podziemne bazy rakietowe w całym kraju i sporadycznie ujawnia niektóre z nich. Na początku lutego opublikowano materiał filmowy przedstawiający podziemny obiekt rakietowy w południowej części kraju. Zaledwie miesiąc wcześniej marynarka wojenna IRGC ujawniła podziemną bazę morską, w której znajdują się szybkie okręty zdolne do wystrzeliwania pocisków dalekiego zasięgu.
Podziemna rakietowa metropolia
Kilka dni temu Iran ujawnił kolejną bazę. Materiał filmowy, udostępniony przez media państwowe 25 marca, pokazywał szefa sztabu irańskich sił zbrojnych, generała Mohammada Bagheriego i generała Amira Ali Hajizadeha, dowódcę sił powietrznych Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. - Żelazna pięść Iranu jest znacznie silniejsza niż wcześniej - mówił Bagheri, zwracając się do personelu obiektu.
Nowo ujawniona baza - nazywana przez niektóre media „metropolią rakietową” - jest ogromnym obiektem wypełnionym bronią o dużej mocy, ale eksperci twierdzą, że w materiale udostępnionym przez państwowe media nie można dostrzec żadnego nowego sprzętu. Niektóre z najbardziej zaawansowanych irańskich broni są zamontowane na pojazdach zaparkowanych w podziemnych tunelach.
Farzin Nadimi, ekspert Washington Institute, zauważył, że „niezwykłą cechą” bazy są jej „szerokie i dość przestronne tunele i galerie”. Stwierdził, że obiekt, który według jego spekulacji znajduje się w zachodnim Iranie, został zaprojektowany do przechowywania pocisków balistycznych średniego i międzykontynentalnego zasięgu.
Baza jest siedzibą dla pocisków, które pokonują odległość znacznie przekraczającą 1000 kilometrów, w tym pocisków balistycznych Kheibar Shekan (zasięg 1450 km) i Sejjil (zasięg 2000 km) oraz pocisków manewrujących Paveh (zasięg 1650 km): wszystkie mogą dotrzeć do Izraela i baz USA na Bliskim Wschodzie, jeśli zostaną wystrzelone z zachodniego Iranu.
Rośnie napięcie na Bliskim Wschodzie
15 marca Stany Zjednoczone rozpoczęły zakrojone na szeroką skalę naloty na Jemen, których celem jest wspierana przez Iran grupa terrorystyczna Ansarullah, lepiej znana jako Huti. Niektórzy obserwatorzy obrony uważają, że ataki te mają być po części ostrzeżeniem dla Iranu.
Szerszy krajobraz geopolityczny wpływa bowiem na prawdopodobieństwo wybuchu wojny lub dyplomatycznego przełomu. Napięcia na linii USA-Iran są głęboko powiązane z konfliktami regionalnymi, a każda eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie może zniweczyć wysiłki dyplomatyczne. Co więcej, powiązania Waszyngtonu z regionalnymi rywalami Iranu, zwłaszcza Izraelem i Arabią Saudyjską, dodają kolejny ważny element do rozważania, czy i kiedy wybuchnie wojna USA z Teheranem.

źr. RFE/RL, Al-Monitor, PAP