Donald Trump prezydentem Stanów Zjednoczonych. Radny Miasta Gdyni obserwował te wybory z bliska
47. prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump. Republikanin, wbrew przedwyborczym sondażom, które prognozowały wygraną kandydatki demokratów - Kamali Harris, bardzo pewnie zwyciężył w wyborach prezydenckich naszego największego sojusznika. Od kilku dni w Stanach Zjednoczonych przebywa wiele delegacji z krajów Europy. W jednej z nich udział bierze Marek Dudziński, radny miasta Gdyni, z którym rozmawiamy o wyborczym krajobrazie Ameryki.
- Wrażenia z kilku ostatnich dni kampanii oraz samych wyborów są niezapomniane - relacjonuje wprost z Florydy „Dziennikowi Bałtyckiemu” Marek Dudziński, radny miasta Gdyni. - W Stanach Zjednoczonych jesteśmy od 1 listopada, odwiedziliśmy zarówno sztaby wyborcze republikanów, jak i demokratów. Pamiętajmy, że wybory prezydenckie nie były jedynymi wyborami tego dnia. Równolegle odbywały się również wybory do m.in. Kongresu. Lokalnie wybierano też szeryfa czy debt collector oraz reprezentantów kilku innych ważnych urzędów. Ich wszystkich wybiera się jednego dnia. Przed samymi wyborami sztaby organizowały wokół swoich kandydatów różne imprezy. Kiedy spacerowaliśmy po Wynwood, artystycznej części Miami, zupełnym przypadkiem natknęliśmy się na imprezę demokratów. Kampania w dużej mierze miała wymiar właśnie eventowy.
Wybory demonstracją siły republikanów. Latynosi w Miami tłumnie poszli za Trumpem. O wieczorze wyborczym w USA rozmawiamy z Markiem Dudzińskim, radnym miasta Gdyni, który gościł u republikanów na Florydzie
Jakie nastroje panują w obozie republikańskim?
- Na Florydzie, która jest wielkim bastionem republikanów, przedstawiciele tej partii wzięli w wyborach dosłownie wszystko - mówi Marek Dudziński. - To pewny czerwony stan. Szczególnie mniejszość Latynoska, która akurat tutaj jest dominującą częścią społeczeństwa Miami, jednoznacznie opowiedziała się za Donaldem Trumpem. Ludzie byli bardzo rozentuzjazmowani, wyrażali to bardzo ekspresyjnie, co wynika pewnie z charakteru i usposobienia latynoskiego. Były śpiewy, tańce - zarówno w trakcie kampanii, jak i po ogłoszeniu wyników.
Jak wyglądał wieczór wyborczy na Florydzie?
Jeżeli chodzi o sam wieczór wyborczy to byliśmy w dwóch miejscach - Versailles, czyli w kubańskiej restauracji, gdzie swoje wieczory wyborcze mieli republikańscy członkowie Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych - Carlos A. Gimenez oraz Mario Díaz-Balart, to właśnie z tego wieczoru mamy zdjęcia rozentuzjazmowanego tłumu, który świętował na ulicach razem z okolicznymi kierowcami. Później przenieśliśmy się do młodych republikanów z Miami, gdzie spotkaliśmy parlamentarzystów ze Szwecji czy szefa lokalnych struktur młodzieżowych republikanów. Generalnie republikanie liczyli na to, że Trump wygra te wybory. Byli też zachwyceni tym, że mają gości z Polski, o której bardzo pozytywnie się wypowiadają.
Rozmawialiście o Polsce?
Nasze rozmowy skupiały się głównie na Polsce, republikanie podchodzą do naszego kraju w sposób bardzo entuzjastyczny. Z tyłu głowy mają też to, że Polonia w Stanach Zjednoczonych miała duży udział w zwycięstwie Donalda Trumpa, z tego co słyszę, to prawdopodobnie Polacy przeważyli o zwycięstwie Donalda Trumpa w Pensylwanii. Widać, że republikanie nie chcą zostawić Polski samej sobie. Nasz kraj jest dla nich bardzo ważny. Czuliśmy to tutaj, na miejscu. Również po wzajemnym kontakcie, spotkaliśmy się z bardzo dużą życzliwością.
Jakie płyną głosy już po kampanii wyborczej - gdzie republikanie byli szczególnie skuteczni?
Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale dużą rolę w wyborach odegrał Elon Musk, co zauważył Donald Trump podczas porannego przemówienia, ale i również sami republikanie, z którymi rozmawiałem tutaj na Florydzie. Był to na pewno duży zastrzyk energii oraz finansów dla republikanów. Co warto dodać, w obozie republikanów nie wyczułem też autokrytyki. Nie mówili, że podczas kampanii coś poszło źle. Donald Trump ma u republikanów pozycję człowieka orkiestry, absolutnego solisty - cała kampania republikanów była dostosowana właśnie pod niego. Trump mówił co chciał, robił co chciał, a partia się do tego dostosowała. Republikanie z którymi rozmawiałem podkreślali też dużą rolę zamachu na życie prezydenta. Pytali, jak to zdarzenie zostało odebrane w Polsce. Pomogły bardzo zdarzenia losowe, w ostatnich dniach np. uśmiercenie słynnej wiewiórki Peanut - ta sprawa odbiła się w Stanach szerokim echem, co pozwoliło republikanom na stworzenie kolejnego wyborczego spinu. Można powiedzieć, że republikanie najbardziej skuteczni byli w tym, czego nie planowali. Chociaż oczywiście tezy dotyczące nielegalnych migrantów oraz krytyki rządów Joe Bidena oraz Kamali Harris również odegrały swoją role. Udało się im dotrzeć do potrzeb zwykłych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Republikanom pomógł też kryzys w obozie demokratów - zmiana kandydata na prezydenta, a później liczne potknięcia Kamali Harris.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
