Za czasów schyłkowej komuny modny był dowcip, że jedynym dla nas ratunkiem jest wypowiedzenie wojny USA i natychmiastowe ogłoszenie kapitulacji. Ale to były inne czasy, a my po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny. Więc może nie od razu do polityków PiS dotarło, że ich standing ovation po wyborze Donalda Trumpa na 47. prezydenta USA – przez posłów w polskim SEJMIE! – był wprost emanacją genu wiernopoddaństwa – skazy naszych elit od czasów Katarzyny (tej od Suskiego).
Można to jednak ratować, tłumacząc jako spontaniczny zryw, sprowokowany w dodatku przez posła Sachajkę ze śladowego koła „Republikanie coś tam” (4 kukizowe sieroty). I że nie chodziło o klękanie przed głową innego państwa w polskiej świątyni demokracji, tylko o radość z tego, że światowej powodzi lewackich szaleństw zostanie postawiona skuteczna, zdrowa cywilizacyjnie tama (sorry za bełkot w ostatnim zdaniu – to cytaty).
Ale decyzja prezesa, żeby PiS pchać w bezwarunkowe popieranie nowego prezydenta USA, była podjęta na zimno i była – jak z każdym dniem się jaśniej okazuje – nie taktycznym, ale strategicznie ciężkim błędem.
Już przy czołganiu przez Trumpa Ukraińców to wyglądało nie najlepiej. Przy wojnach handlowych tłumaczenie przez PiS, że Trump jest super i robi nam dobrze, będzie wyglądało coraz gorzej.
Prosty przykład. Karol Nawrocki mówi tak:
„Gdy wygram wybory, jestem gotowy do tego, aby w interesie państwa polskiego kwestie celne negocjować bezpośrednio ze Stanami Zjednoczonymi w relacjach bilateralnych”. Chodzi mu o to, że Trzaskowski, opowiadający się za trzymaniem się razem z całą Europą, nie jest dobrym patriotą. No tylko że na to Trump odpowiada po chwili tak:
„Kraje dzwonią do nas, całują mnie po tyłku, dobijają się, by zawrzeć umowę w sprawie ceł”.
A przecież będzie coraz gorzej. To znaczy, im bardziej ekipa Trumpa będzie po swojemu próbowała realizować plan odbudowy wielkiej Ameryki przez szokowy demontaż ery globalizacji, tym więcej złych odprysków tej światowej zawieruchy uderzy w Polskę. I coraz trudniej będzie trwać przy aktualnej mantrze PIS: tylko Trump, tylko Ameryka, zła Unia, złe Niemcy, zły Tusk, bla, bla, bla.
Jeśli PiS nie zacznie szybko choć trochę niuansować tego przekazu, to ryzykuje, że jeszcze przed majowymi wyborami nadzieje się na taką minę, że nawet do ich twardego elektoratu dotrze fala uderzeniowa po jej detonacji. Mógł J.D. Vance powiedzieć wczoraj (09.04) o „wieśniakach z Chin”, może jutro chlapnąć o „głupkach z Polski” – no i co mu pisie zrobicie? Złapie go prezydent Duda w przelocie (będąc już na wylocie) w jakimś holu hotelowym i powie wiceprezydentowi USA przy windzie: „Oj, nieładnie tak nas wyśmiewać”. I zapętli to TV Republika na 3 dni w kółko, puszczając aż do wygaśnięcia cofniętej właśnie koncesji?
Tymczasem cała reszta będzie oglądać kolejne obrazki, jak kompromitacja posła Roberta Telusa z PiS, który nie krzyczał w Sejmie „morderca” do Romana Giertycha – no chyba że mu się puści nagranie, gdzie widać wyraźnie jak byk, że jednak krzyczał.
A przecież ostatecznie w polityce nie chodzi o to, żeby wyborcom nie kłamać. Chodzi o to, żeby im nie kłamać tak głupio, by to kłamstwo dało się pokazać na prostym obrazku. Kolejne kompromitacje posłów PiS, którzy „nie klaskali i nie krzyczeli”, załapie nawet najgłupszy prawicowy wyborca. A nagrań, w których cała czołówka PiS mówi o Trumpie jak o świętym nadprezydencie Polski, jest po sufit.
No dobrze, a jak się uda i chłopcy Trumpa nic o nas nie chlapną ani o nic do nas konkretnie się nie przyczepią? To zostaje Ukraina. A tam – o czym eksperci mówili od dawna – z frontu znikali rosyjscy weterani i trafiali do dwóch formowanych w odwodzie grup armijnych. Które właśnie ruszyły do ofensywy na nowym froncie, w obwodzie sumskim. A Trump nadal jest na etapie „ufam Putinowi, on chce pokoju”. Jak za miesiąc Ukraina zacznie padać, to co o tym pomyślimy my?
I – przy okazji – o miłującym bezwarunkowo Trumpa pisie?
