Sąd Okręgowy w Lublinie wydał wyrok w głośnej sprawie zabójstwa przy ul. Gęsiej. Do zdarzenia doszło 20 lutego 2018 r. przed klatką bloku, w którym mieszkała Monika R. Kobieta wyprowadziła się od męża w listopadzie 2015 r. i żyła z nowym partnerem.
Jednak Piotr R. liczył, że żona do niego wróci. Około godz. 6 rano Piotr i Monika R. rozmawiali w samochodzie. Mężczyzna liczył, że żona do niego wróci. Nagle kobieta otworzyła drzwi i ruszyła w stronę bloku.
Morderstwo przy ul. Gęsiej w Lublinie. Zwłoki kobiety znalez...
- Oskarżony zdenerwował się tak mocno, że chwycił leżący obok fotela pasażera klucz do opon i wybiegł za swoją żoną. W swoich wyjaśnieniach podkreślał, że nie pamięta co działo się z nim później - relacjonował podczas piątkowej rozprawy sędzia Jarosław Kowalski.
Oskarżony dopadł swoją ofiarę przed klatką schodową. Zadał kobiecie szereg ciosów „nieokreślonym narzędziem tępokrawędziowym” w głowę. Uderzenia spowodowały rozległy uraz układu nerwowego i zgon pokrzywdzonej. Następnie mężczyzna uciekł z miejsca zdarzenia.
Następnego dnia na jednym z parkingów w Kraśniku zaprószony został ogień. W palącym się samochodzie znaleziono Piotra R. Mimo oparzeń, udało się go uratować.
- Zdaniem sądu, niezależnie od konfliktu, który był między małżonkami, nie można przypisać oskarżonemu działania z premedytacją, a więc tego, że na miejsce zdarzenia przyjechał po to, aby swoją żonę zabić. Co nie zmienia faktu, że działał z zamiarem nagłym pozbawienia życia swojej małżonki - powiedział sędzia.
Pokrzywdzona w chwili śmierci była w piątym miesiącu ciąży. Zgon płodu nastąpił w skutek niedotlenienia. - Niewątpliwie czyn, którego dopuścił się oskarżony spowodował również zgon nienarodzonego płodu, ale należy podkreślić z całą stanowczością, że z punktu widzenia prawa karnego oskarżony nie może ponosić za to odpowiedzialności. Nie ma bowiem żadnych dowodów wskazujących na to, że oskarżony wiedział, że jego żona była w ciąży. Co więcej, są dowody wskazujące na to, że oskarżony o tym nie wiedział - przyznał sędzia Jarosław Kowalski.
Afekt czy planowe działanie?
W toku procesu obrona starała się udowodnić, że Piotr R. działał pod wpływem silnego wzburzenia. Taka kwalifikacja czynu obniżyłaby wymiar kary do maksymalnie 10 lat. Jednak biegli lekarze psychiatrzy i psycholog wykluczyli działanie w afekcie.
- Wypowiadali się w tej kwestii biegli, którzy nie stwierdzili aby w odniesieniu do oskarżonego można było mówić o silnym wzburzeniu uzasadniającym afekt w rozumieniu prawa karnego - przyznał sędzia Jarosław Kowalski.
Adwokat oskarżonego uważa, że opinia biegłych była nierzetelna.
- Mój klient dopuścił się tego czynu, ale działał tylko i wyłącznie w afekcie. Będzie apelacja. Będziemy składali wnioski o powołanie nowych biegłych - zastrzega mec. Dionizy Stojek, obrońca Piotra R.
Obecnie Piotr R. przebywa w areszcie. Nie został doprowadzony na piątkową rozprawę. Wcześniej przed sądem przyznał się do zarzucanych mu czynów.
Wyrok jest nieprawomocny.