Zagłębie zaczęło mecz z Legią tak jak reprezentacja Polski marcowe spotkanie z Czechami. Po czterech minutach było już 2:0 dla rywali. Sęk w tym, że bramki dla Czechów padały po składnych akcjach. W przypadku Legii były to gole trochę „z niczego”. W 2. minucie Rafał Augustyniak oddał strzał z około 35 metrów. Szymon Weirauch chciał złapać piłkę, ale ta wyślizgnęła mu się z rąk i wpadła do siatki.
Bramkarz gospodarzy nie zdążył nawet otrząsnąć się po tym klopsie, a warszawianie prowadzili już 2:0. Radovan Pankov wykorzystał niefrasobliwość defensywy „Miedziowych”.
Podopiecznym Waldemara Fornalika należy oddać, że dwa szybkie ciosy ich nie podłamały. Przeciwnie! Zagłębie konstruowało składne akcje, po których zagrażało bramce Legii. W 18. minucie Mateusz Wdowiak wpakował piłkę do siatki przeciwników, ale w momencie podania od Tomasza Pieńki znajdował się na spalonym. Lubinianie byli bliscy szczęścia także w końcówce pierwszej połowy. Bartłomiej Kłudka posłał piłkę minimalnie obok słupka, a uderzenia Pieńki i Kurminowskiego zostały zablokowane.
W 64. minucie Zagłębie miało już tylko iluzoryczne szanse na korzystny rezultat. Kłudka nieumyślnie dotknął piłki w polu karnym i sędzia wskazał na jedenasty metr. Do futbolówki podszedł Josué i pokonał Weiraucha. Warto podkreślić, że golkiper „Miedziowych” miał piłkę na rękach, ale nie zdołał skutecznie interweniować.
Gospodarze mieli później okazje, po których mogli zdobyć honorową bramkę. Dwukrotnie przed taką szansą stawał Juan Muñoz. Najpierw zaliczył minimalnie niecelną główkę, a chwilę później zmarnował znakomitą szansę, w której „sztuką” było nie trafić do w światło bramki.
Mecz w Lubinie zakończył się zwycięstwem Legii 3:0. Zagłębie przed zimową przerwą rozegra jeszcze dwa ligowe spotkania – na wyjeździe z Ruchem Chorzów i u siebie ze Śląskiem Wrocław.
