Dwa razy musieli chować Małgosię. Najpierw w 1997 roku. Potem w 2017. Prokuratura przeprowadziła ekshumację. Wznowiono bowiem śledztwo w sprawie miłoszyckiej zbrodni. Specjaliści przeprowadzili raz jeszcze sekcję zwłok. Potem był drugi pogrzeb. - Poprosiłem proboszcza. Przyszedł pochował moje dziecko, a potem powiedział tylko jedno. „Jak wy to wszystko wytrzymujecie” - opowiadał w sądzie pan Krzysztof.
W 1996 roku Gosia przez miesiąc błagała rodziców żeby puścili ją na sylwestrową dyskotekę. Tato sprawdził, że to środek wsi. Imprezę miała ochraniać specjalistyczna firma z Wrocławia. Wydawało się, że będzie bezpiecznie. Dali się uprosić. Kiedy w Nowy Rok rano nie wróciła do domu pojechali jej szukać. Chodzili od domu do domu. Nikt nic nie widział. Na policji zgłosili zaginięcie. W południe pojechali raz jeszcze do wsi. Przy jednej z posesji zobaczyli. Tam, przy ścianie pod stodołą leżała Małgosia.
Po dwóch latach śledztwa policja niczego nie ustaliła. Planowali umorzenie sprawy. Wezwali rodziców i chcieli im oddać ubranie córki – sukienkę, rajtuzy… - Ja bym wziął, ale żona zaprotestowała. Bo tam mogą być jakieś ślady. Po latach okaże się, że na tej właśnie sukience i rajtuzach znaleziono ślady, których wcześniej ujawnić się nie udało. To one doprowadziły do zatrzymania a potem oskarżenia dwóch mężczyzn – Ireneusza M. i Norberta Basiury. Obaj do winy się nie przyznają.
IRENEUSZ M. MÓWI PORTALOWI GAZETAWROCLAWSKA.PL: JA TEGO NIE ZROBIŁEM!
Ich proces dopiero się zaczyna. Sąd skończył przesłuchiwanie oskarżonych. Jako pierwsi świadkowie zawsze przesłuchiwani są pokrzywdzeni. Rodzice Gosi muszą drugi raz przechodzić to samo. W 2001 roku zaczął się inny proces o miłoszycką zbrodnię. Wtedy skazany został Tomasz Komenda. Po 18 latach okazało się, że jest niewinny. Dowody, które miałyby go obciążać okazały się nic niewarte. Trwa śledztwo Prokuratury Okręgowej w Łodzi
Wybory 2025. Zwycięstwo Nawrockiego, wysoka frekwencja

Czy teraz oskarżenie ma wystarczające argumenty by dowieźć winę? Najistotniejszy dowód to ślady na sukience. Ujawnione tylko dlatego, że przed laty mama Małgosi nie zgodziła się odebrać z policji ubrania córki. To ślady nasienia. Zdaniem prokuratury obydwu oskarżonych. Ale prokuratura musi w tej sprawie udowodnić coś więcej. Musi wykazać, że oskarżeni i Małgosia znaleźli się na posesji w Miłoszycach. Że to oni tam ją zgwałcili, a potem poranioną zostawili na mrozie, gdzie zamarzła.
NORBERT BASIURA NIE PRZYZNAJE SIĘ DO WINY: