Ze strachu przed koronawirusem ludzie umierają na zawał

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Na Szpitalny Oddział Ratunkowy trafia coraz mniej pacjentów zawałem serca. Ludzie boją się zakażenia koronawirusem.
Na Szpitalny Oddział Ratunkowy trafia coraz mniej pacjentów zawałem serca. Ludzie boją się zakażenia koronawirusem. Jaroslaw Jakubczak / Polskapresse
Ze strachu przed koronawirusem ludzie umierają na inne choroby, bo zbyt późno decydują się na wizytę u lekarza. Chodzi głównie o chorych na nowotwory i choroby serca. - Trzykrotnie spadła liczba zgłaszających się do nas po pomoc – mówi portalowi GazetaWroclawska.pl prof. Piotr Ponikowski, szef Centrum Chorób Serca we Wrocławiu. - Ludzie umierają w domach - rozkładają ręce w szpitalu.

- Mieliśmy kilka dni temu mężczyznę, który trafił na Szpitalny Oddział Ratunkowy z zawałem serca, ale odmówił zgody na pozostanie w szpitalu. Wypisał się na własne żądanie. Nie wiemy co się z nim potem stało – mówi prof. Krzysztof Reczuch z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.

- Praktycznie zniknęły zawały serca – dodaje profesor. - Oczywiście one nie zniknęły. Mamy informacje od kolegów z pogotowia, że ludzie umierają w domach. Do nas trafiają coraz częściej osoby w stanie bardzo ciężkim, już po zatrzymaniu krążenia. A rokowania co do wyleczenia takiej osoby są bardzo złe.

Profesor mówi, że pacjenci – ze strachu przed wirusem – próbują przeczekać w domu ból w klatce piersiowej. Liczą, że ból przejdzie. Tymczasem powinni jak najszybciej skontaktować się z lekarzem albo wezwać pogotowie.

- Na serce umiera codziennie 400 osób – zwraca uwagę nasz rozmówca. Czyli wielokrotnie więcej niż codzienne raporty o zgonach z powodu koronawirusa. Na koronawirusa zmarło 385 osób od początku epidemii.

Przeczytaj także

- W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym zabiegi, wizyty pilne i na ratunek życia mogą się odbywać bez przeszkód – zapewnia nas jego rzeczniczka Monika Kowalska. Placówka – przekonuje profesor Ponikowski – działa i leczy jak dotąd, tylko „w podwyższonym reżimie sanitarnym.”

Warto przypomnieć, że w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym odnotowano przypadki zakażeń wśród personelu i pacjentów. Na krótki czas wstrzymywano prace niektórych klinik i oddziałów. Dziś utrudnienia dotyczą tylko Kliniki Chorób Wewnętrznych, Zawodowych, Nadciśnienia Tętniczego i Onkologii.

- Nie da się ich uniknąć zakażeń – przyznaje rzeczniczka szpitala Monika Kowalska. - Ale mamy odpowiednie procedury, własne laboratorium i udaje się szybko wyłapać przypadki zakażeń. Szybko izolowane są osoby zarażone i te, które się z nimi kontaktowały.

Nie przegap tych informacji

Przeczytaj, to ważne

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ze strachu przed koronawirusem ludzie umierają na zawał - Gazeta Wrocławska

Komentarze 10

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

R
Równy Szczurowaty
21 kwietnia, 14:33, Gość:

Świetny temat. A pan profesor wspomniał jaka żyła złota dla jednostki jest pacjent wymagający interwencji kardiologicznej. NFZ płaci za taką Jgp (jednorodna grupę pacjentów) pieniądze rzędu kilkunastu tysięcy złotych (to są dane dostępne regulowane rozoorzadzeniem prezesa NFZ). Był okres w Polsce gdzie w wielu małych szpitalach powstawać miały oddziały kardiologii interwencyjnej bo procedury były nadwyraz chojnie wyceniane przez Agencję ds wyceny procedur medycznych podczas gdy inne procedury związane z innymi specjalnościami są zazwyczaj niedoszacowane (ciekawe od czego to zależy). Tak więc nie twierdze,, że wykonywano procedury ludziom, którzy ich nie potrzebowali ale niestety kardiologie interwecyjne były motorem napędowym finansów szpitala. Ludzie jak chorowali tak nadal będą chorować. Kto będzie miał zawał ten założę się nie zostanie w domu bo strach przed śmiercią jest większy niż strach przed pandemia. Natomiast jest dużo mniej ludzi z "bzdurnymi" objawami i wydumanymi schorzeniami i to jest właśnie to. Lekarze rodzinni powinni wziascc się za diagnostykę i leczenie i zacząć spełniać swoją rolę tak jak teraz to wygląda. A niestety dotychczasowa praktyka często wyglądala tak, że rodzinny ograniczał się do wypisania leków (przedłużenia) i tyle. Kiedy NFZ płaci za "duszę" a nie za wykonaną procedurę każda dodatkowa diagnostyka/procedura jest nieoplacalna. Nie upraszczajac nie wszyscy ale część. Tak jest teraz we wszystkich dziedzinach medycyny a nie tylko w kardiologii - ludzie się boja. Skończyły się kolejki na Sorach bo trafiają tam osoby , które naprawdę juz muszą. Więc teza artykułu dla mnie jest co najmniej mocno dyskusyjna.

Wygląda na to..., że trafiłeś w sedno.

s
sam kot nie wystarczy

nie ze strachu przed koronawirusem, tylko przed służbą zdrowia

ś
średniaczek

Kiedy rząd wreszcie zacznie rozdawać za darmo jedzenie potrzebującym oraz pieniądze?! Mnóstwo ludzi nie pracuje i wkrótce nie będzie kasy na jedzenie i rachunki.

G
Gość
21 kwietnia, 11:45, w:

Myślę, że to dopiero początek. Wkrótce będzie ogromna liczba samobójców, osób z problemami psychicznymi, nerwicami i oczywiście tych, którzy przerwali leczenie innych chorób z powodu...."korono-świrusa". Ale tak miało być na całym świecie i tak będzie. Potem bieda, zamieszki, wojny. Tego chciała międzynarodowa kabała.

21 kwietnia, 18:24, Gość:

a ty będziesz pierwszy.

21 kwietnia, 20:27, Gość:

Nie ważne kto będzie pierwszy. Ważne, że będą tysiące ofiar, znacznie więcej niż ofiar mitycznego koronawirusa.

Też tak uważam, i problemem będzie udowodnienie tego liczbami, bo jak udowodnisz, że jest więcej nerwic na przykład? Niektórzy już teraz prezentują paranoję, że nie wychodz z domu nigdzie i jak się wyjdzie to tylko respirator czeka...

G
Gość
21 kwietnia, 11:45, w:

Myślę, że to dopiero początek. Wkrótce będzie ogromna liczba samobójców, osób z problemami psychicznymi, nerwicami i oczywiście tych, którzy przerwali leczenie innych chorób z powodu...."korono-świrusa". Ale tak miało być na całym świecie i tak będzie. Potem bieda, zamieszki, wojny. Tego chciała międzynarodowa kabała.

21 kwietnia, 18:24, Gość:

a ty będziesz pierwszy.

Nie ważne kto będzie pierwszy. Ważne, że będą tysiące ofiar, znacznie więcej niż ofiar mitycznego koronawirusa.

G
Gość
21 kwietnia, 11:45, w:

Myślę, że to dopiero początek. Wkrótce będzie ogromna liczba samobójców, osób z problemami psychicznymi, nerwicami i oczywiście tych, którzy przerwali leczenie innych chorób z powodu...."korono-świrusa". Ale tak miało być na całym świecie i tak będzie. Potem bieda, zamieszki, wojny. Tego chciała międzynarodowa kabała.

a ty będziesz pierwszy.

G
Gość

Świetny temat. A pan profesor wspomniał jaka żyła złota dla jednostki jest pacjent wymagający interwencji kardiologicznej. NFZ płaci za taką Jgp (jednorodna grupę pacjentów) pieniądze rzędu kilkunastu tysięcy złotych (to są dane dostępne regulowane rozoorzadzeniem prezesa NFZ). Był okres w Polsce gdzie w wielu małych szpitalach powstawać miały oddziały kardiologii interwencyjnej bo procedury były nadwyraz chojnie wyceniane przez Agencję ds wyceny procedur medycznych podczas gdy inne procedury związane z innymi specjalnościami są zazwyczaj niedoszacowane (ciekawe od czego to zależy). Tak więc nie twierdze,, że wykonywano procedury ludziom, którzy ich nie potrzebowali ale niestety kardiologie interwecyjne były motorem napędowym finansów szpitala. Ludzie jak chorowali tak nadal będą chorować. Kto będzie miał zawał ten założę się nie zostanie w domu bo strach przed śmiercią jest większy niż strach przed pandemia. Natomiast jest dużo mniej ludzi z "bzdurnymi" objawami i wydumanymi schorzeniami i to jest właśnie to. Lekarze rodzinni powinni wziascc się za diagnostykę i leczenie i zacząć spełniać swoją rolę tak jak teraz to wygląda. A niestety dotychczasowa praktyka często wyglądala tak, że rodzinny ograniczał się do wypisania leków (przedłużenia) i tyle. Kiedy NFZ płaci za "duszę" a nie za wykonaną procedurę każda dodatkowa diagnostyka/procedura jest nieoplacalna. Nie upraszczajac nie wszyscy ale część. Tak jest teraz we wszystkich dziedzinach medycyny a nie tylko w kardiologii - ludzie się boja. Skończyły się kolejki na Sorach bo trafiają tam osoby , które naprawdę juz muszą. Więc teza artykułu dla mnie jest co najmniej mocno dyskusyjna.

G
Gość

Skoro szpitale przyjmują tylko w [przypadkach nagłych i ratujących życie, to co oni robią poza tym? Czekają? Sprzątają?

G
Gość
21 kwietnia, 11:45, w:

Myślę, że to dopiero początek. Wkrótce będzie ogromna liczba samobójców, osób z problemami psychicznymi, nerwicami i oczywiście tych, którzy przerwali leczenie innych chorób z powodu...."korono-świrusa". Ale tak miało być na całym świecie i tak będzie. Potem bieda, zamieszki, wojny. Tego chciała międzynarodowa kabała.

21 kwietnia, 12:15, Gość:

Niestety masz rację. Kiedy to do ludzi dotrze?

Wyjdź na ulicę to się przekonasz do ilu dotarło - opozycja dla rozsądku

G
Gość
21 kwietnia, 11:45, w:

Myślę, że to dopiero początek. Wkrótce będzie ogromna liczba samobójców, osób z problemami psychicznymi, nerwicami i oczywiście tych, którzy przerwali leczenie innych chorób z powodu...."korono-świrusa". Ale tak miało być na całym świecie i tak będzie. Potem bieda, zamieszki, wojny. Tego chciała międzynarodowa kabała.

Niestety masz rację. Kiedy to do ludzi dotrze?

Wróć na i.pl Portal i.pl