- W lipcu 2018 roku w Zielonej Górze doszło do serii okrutnych czynów popełnionych na jeżach.
- Policja zatrzymała Przemysława P.
- Po apelacji sąd podtrzymał poprzedni wyrok.
Policja szybko zatrzymuje sprawcę
Przypomnijmy, w lipcu 2018 roku w Zielonej Górze doszło do serii okrutnych mordów popełnionych na „miejskich” jeżach. Pierwszy spalony zwierzak został znaleziony na ul. Anny Jagiellonki. Zwierzę jeszcze żyło i zostało odwiezione do kliniki weterynaryjnej. Niestety, nie udało się go uratować. Kolejnych 9 martwych osobników (pięć dorosłych i cztery młode) mieszkańcy osiedla znaleźli na ul. Zamoyskiego, obok jednej z działkowych altanek. Były ułożone w rządku. Kilka dni później kolejne dwa spalone jeże znaleziono obok Pl. Piłsudskiego.
Zdjęcia okaleczonych zwierzaków szybko obiegły media. Wywołało to spory wstrząs, bowiem zwierzęta były bite butelką i traktowane ogniem. Zielonogórscy policjanci bardzo szybko zajęli się sprawą. Rozpoczęło się intensywne śledztwo. Wkrótce zatrzymano Przemysława P., wobec którego 25 lipca prokurator skierował do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. Podejrzany usłyszał zarzuty, za które groziło mu nawet do 5 lat więzienia.
Przedłużająca się batalia sądowa
Rozpoczęła się sądowa batalia. Pierwsza rozprawa w tej sprawie miała się odbyć już w grudniu 2018 roku, ale ze względu na protesty pracowników sądu została przełożona. W końcu proces ruszył 11 lutego, a już 20 lutego usłyszeliśmy wyrok. Sąd uznał 24-latka za winnego. Za popełnione okrucieństwa mężczyzna miał trafić do więzienia na 1,5 roku. Miał także m.in. zapłacić 5 tys. zł na rzecz Biura Ochrony Zwierząt na cel związany z ochroną zwierząt.
To jednak nie zakończyło sprawy. Sąd Okręgowy w Zielonej Górze zajął się apelacją. Orzeczenie z października 2019 roku zaskoczyło wszystkich, kiedy sąd wskazał, że w postępowaniu pierwszej instancji popełniono błędy proceduralne związane ze zwolnieniem obrońcy z urzędu z obowiązku reprezentowania oskarżonego. Z tego powodu sąd nie miał innego wyjścia jak skierować sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd rejonowy w Zielonej Górze. Odbył się ponowny proces, a później kolejny znów w sądzie okręgowym. Ten 27 sierpnia br. podtrzymał poprzednie orzeczenie, ale jednocześnie przychylił się do wniosku prokuratora, który żądał dwóch lat więzienia. Nałożono na niego również dziesięcioletni zakaz posiadania zwierząt

Wyrok nie naprawi wyrządzonego zła...
W sprawę mordercy jeży od początku zaangażowała się Fundacja Na Rzecz Ochrony Dzikich Zwierząt Primus, która pełniła rolę oskarżyciela posiłkowego. – Tym zwierzętom nic już dzisiaj życia nie zwróci, stało się bardzo wiele złego. Tym niemniej jesteśmy usatysfakcjonowani wyrokiem sądu, szczególnie że jest prawomocny. To pokazuje, że w naszym społeczeństwie nie ma pobłażliwości dla tego typy czynów – twierdzi adwokat Agata Wojciechowska, pełnomocnik organizacji. I jednocześnie dodaje, że w ostatnich latach w tej kwestii wiele zmienia się na lepsze, sądy częściej wymierzają sprawcom karę bezwzględnego więzienia.
- W całej tej sytuacji cieszy nas również postawa młodzieży, która z wielkim oburzeniem zareagowała na sprawę morderstw jeży. Widać, młodzi ludzie są coraz bardziej wyczuleni na kwestie ochrony praw zwierząt, wykazują się większą empatią. To oznacza, że nasza praca, edukacja społeczeństwa w tej kwestii, przynosi wymierny skutek – przekonuje Wojciechowska.
Wideo: "Za takie bestialstwo idzie się do więzienia". Sąd skazał oskarżonego o bestialskie pobicie psa Fijo
