Każda władza ma swoje problemy, za każdych rządów dochodzi do wydarzeń, które potocznie określane są aferami. Podstawowe pytanie w takich zdarzeniach brzmi: czy ludzie obozu władzy są mniej czy bardziej zamieszani w takie zdarzenia. Za rządów Donalda Tuska mieliśmy dwa kluczowe zwroty: aferę hazardową i upadek Amber Gold. W pierwszej sprawie, przypomnijmy chodziło o lobbing w trakcie prac nad nowelizacją ustawy potocznie zwanej hazardową. Co najmniej dwóch znaczących polityków Platformy Obywatelskiej miało bliskie, nieformalne związki z biznesmenem z branży hazardowej i obiecywało mu wsparcie: Zbigniew Chlebowski i minister Sportu Mirosław Drzewiecki. Rzecz nie do obrony, dlatego Donald Tusk zdymisjonował albo pozbył się ludzi, którzy choć otarli się o sprawę, łącznie z Grzegorzem Schetyną.
CZYTAJ TEŻ | LESZEK CZARNECKI, CZYLI MILIARDER POD WODĄ
W sprawie Amber Gold było wiele niefortunnych z punktu widzenia ówczesnej władzy okoliczności (praca syna premiera dla linii lotniczych należących do twórców piramidy finansowej), ale bezpośrednich związków ludzi władzy z Amber Gold nie odnaleziono.
Można, skądinąd słusznie, stawiać zarzuty o nieudolność i nierychliwość organów państwa w tej sprawie, czyli stawiać pytania o odpowiedzialność polityczną ludzi władzy, którzy z racji pełnionych funkcji powinni odpowiadać za bezpieczeństwo obywateli, także finansowe.
Ta sprawa rzuca cień na PiS. Na partię, która swój publiczny wizerunek zbudowała na walce z wszelkim układem
Za rządów Prawa i Sprawiedliwości są dwa takie kluczowe momenty. Sprawa GetBacku i teraz nagranie szefa KNF przez Leszka Czarneckiego. Znów, w tej pierwszej sprawie, związków polityków z firmą GetBack nie ma. Była próba zainteresowania ojca premiera losami spółki, ale nie było żadnych działań, które sprawiałyby, że można mówić, że jest to afera PiS. Owszem, wydarzyła się za rządów Prawa i Sprawiedliwości - i znów skądinąd słusznie - można pytać, jak zachowały się organy państwa. Otóż, mam wątpliwości co do postępowania KNF kierowanej przez Marka Chrzanowskiego.
Z nagraniem dokonanym przez Czarneckiego jest też inny problem. To, co wiemy na dziś, to, że co najmniej doszło do złamania standardów. Co takiego kierowało szefem KNF, protegowanym prezesa NBP Adama Glapińskiego, że prowadził „w cztery oczy” rozmowy z Czarneckim jest zagadkowe, niestosowne, budzi szereg dalszych pytań. Jeszcze gorsze jest załatwianie przez szefa KNF pracy prawnikowi, który jest z nim powiązany. To już mocno dotykamy protekcji. Ale czarno na białym, z tego, co wiemy, dowodów korupcji nie ma. Oskarżenie o korupcję opiera się na słowach bankiera, nie na nagraniu. Ale problemem jest to, że z Czarneckim rozmawiał człowiek nominowany przez obóz władzy i mający lepsze czy gorsze, ale relacje z nim. Z pewnością pozostający w bliskich relacjach z szefem NBP Adamem Glapińskim. Całkowicie niestosowne jest, że właśnie Glapiński wystawia, już po ujawnieniu nagrań, swoiste świadectwo uczciwości Chrzanowskiemu.
CZYTAJ TEŻ | AFERA KNF, CZYLI WSTRZĄSOWY STRESS TEST POLSKIEGO PAŃSTWA
Ta sprawa rzuca cień na PiS. Na partię, która swój publiczny wizerunek zbudowała na walce z wszelkim układem. Podnoszenie, że Czarnecki brutalnie gra o swój biznes (faktycznie, rzeczywiście niewytłumaczalne jest zwlekanie przez niego z doniesieniem do prokuratury), czy że jest on byłym współpracownikiem SB, ma niewiele wspólnego z meritum. Dlatego sami politycy PiS powinni dążyć do pełnego wyjaśnienia sprawy. Powoływanie w tej sprawie komisji śledczej, patrząc na wszelkie komisje śledcze, jakie powstały po komisji wyjaśniającej aferę Rywina, niewiele wyjaśni. Oprócz działań prokuratury, która będzie szukać twardych dowodów korupcji, uważam, że w tej sprawie powinna zostać opublikowana „biała księga” zawierająca wszystkie materiały dotyczące tej sprawy. Sami liderzy obozu władzy powinni zadbać o pełne wyjaśnienie sprawy. Inaczej ta afera nie odklei się od nich.
POLECAMY: