Grażyna Jeromin-Gałuszka: Ciągle zaskakuje mnie moja wyobraźnia

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Grażyna Jeromin-Gałuszka
Grażyna Jeromin-Gałuszka archiwum prywatne
Nie będę pisała czegoś, co się akurat dobrze sprzedaje, nawet nie wiedziałabym jak się za to zabrać. Kiedy zagra mi w duszy jakaś historia, to ją opowiadam, a liczba wiernych czytelników i ich opinie na temat tej, czy innej powieści, uważam za sukces – mówi pisarka Grażyna Jeromin-Gałuszka.

Skradzione dni” – Twoja najnowsza książka właśnie pojawiła się w księgarniach. Jest w niej coś, co zaskakuje Ciebie samą?

„Skradzione dni”, to kropka nad i, dopełnienie „Skradzionego lata”. Kontynuacja niezaplanowana na etapie pisania tamtej, wynikająca raczej z potrzeby domknięcia pewnej historii, a zwłaszcza jej bolesnych wątków. O ile więc pierwszą część pisałam na tak zwany żywioł, nie mając pojęcia, co się wydarzy po drodze, przy tej drugiej były już pewne odgórne założenia, a także ramy, w obrębie których mogłam się poruszać. Co nie znaczy, że jedno czy drugie miało mnie w jakiś sposób ograniczać, na to moja wyobraźnia by sobie nie pozwoliła. Znalazła sobie więc i tu, mimo pewnych ograniczeń, pole do popisu, a ja pozwoliłam się jej zaskoczyć. Taki przykład: Maria, jedna z dwóch bohaterek, stoi na krawędzi peronu i czeka na nadjeżdżający pociąg. Parę sekund i po wszystkim. I nagle słyszy za sobą głos, stłumiony, pełen beznadziei i rozpaczy. Odwraca się, widzi skuloną nastolatkę na ławce, zagubioną nie mniej niż ona sama. Podchodzi, siada obok i po prostu ją tuli. Obejmują się, nic nie mówią, jedna drugiej oddaje swoją rozpacz, ale i pocieszenie. W tym czasie pociąg dociera do peronu, zabiera podróżnych i odjeżdża. Maria nigdy się nie dowie, kogo wtedy obejmowała. Wie to tylko czytelnik. To, w jaki sposób wyobraźnia mnie poprowadziła, by czytelnik się o tym dowiedział trochę mną poruszyło. Właśnie takie momenty, gdy jedna, czasem bardzo ważna, a czasem niewinna z pozoru scena, przeobraża się potem w piękną, chwytającą za gardło sekwencję, sprawiają, że ciągle zaskakuje mnie moja wyobraźnia. Dla pisarza rzecz nieoceniona.

Co było inspiracją do tej części historii o zbuntowanej i skłóconej z życiem dziennikarki Kiry? Na ile były nimi osobiste doświadczenia?

Inspiracją do tej części historii była tamta część, najbardziej osobista ze wszystkich moich dotychczasowych powieści. Jednak poza postawieniem tej kropki nad i, kierowało mną jeszcze coś innego. Wierni czytelnicy na pewno już wiedzą, że bohaterowie moich książek nie byliby tak prawdziwi, tak przekonujący, jednym słowem pełnokrwiści, gdyby ich rola polegała tylko na posuwaniu akcji do przodu, wypełniania tła itp. W różnym stopniu i na różnych etapach powstawania historii bardzo się z nimi wiążę, czy mi się to podoba, czy nie, mniejsza o to. To dla mnie nie są – tak w przenośni jak i dosłownie – postacie papierowe. W przypadku skłóconej z życiem dziennikarki Kiry Dawidow i Marii Montero, głównych bohaterek „Skradzionych dni” (a także „Skradzionego lata”) inaczej być nie mogło. Tak mi obie (a każda inna) skradły duszę, tak się z nimi związałam, że czułam silną potrzebę, żeby im coś dać od siebie. Nagrodzić, za wszystko co przeszły i jakimi silnymi, mimo licznych potknięć i błędów, są kobietami. Ludźmi. Zwłaszcza te ich błędy i potknięcia mnie urzekły. Mogłam, ale nie chciałam zostawić ich w tamtej niedokończonej historii, dlatego więc napisałam część dalszą. Kira jest nagrodą dla Marii, Maria dla Kiry. Należało im się to.

Zaryzykuję, mówiąc, że motywem przewodnim „Skradzionych dni” jest prawda. Choć nikt w Twojej powieści nie pyta, jak Piłat Jezusa: „Co to jest prawda”, ale tak skonstruowałaś tę książkę, że czytelnik wie, co jest prawdą, tylko jeszcze bohaterowie mają do tej prawdy dojść, albo i nie. Co jest bardziej destrukcyjne: nieznajomość prawdy czy życie z jej ciężarem? Czy są sytuacje, kiedy kłamstwo jest uzasadnione?

Nie owijając w bawełnę powiem, że tak: są sytuacje, kiedy kłamstwo, albo choćby półprawda, są mocno uzasadnione; każdy chyba w swoim życiu się z czymś takim spotkał. Nieznajomość prawdy może mieć przykre konsekwencje, ale nie musi, to zależy co, jak i dlaczego. Z kolei jej ciężar jakoś trzeba udźwignąć, a tu zasadniczą rolę pełnią dwie rzeczy: konstrukcja psychiczna i czas. Kiedy siadam do pisania kolejnej historii, nie zakładam z góry, co będzie jej motywem przewodnim, w ogóle o tym nie myślę. Mam miejsce, kilku bohaterów, albo tylko jakieś niejasne, nieokiełznane obrazy w głowie i już wiem, że coś z tym muszę zrobić. Więc robię. Ubieram to miejsce w klimat, bohaterom daję właściwe tylko im rysy i zaczyna się coś dziać. Motyw, czy też idea przewodnia bezwiednie i na różnych etapach pisania rodzą się naturalnie, bez głębokich przemyśleń. Bez wstępnego założenia, że mam jakiś temat przewodni, który muszę przewałkować tak, by do każdego to dotarło i wszystko ma się wokół tego kręcić. Jedno z drugim, a więc motyw, czyli to, o czym jest dana historia, powinna jakoś tak naturalnie współgrać z tym „dzianiem się”, z akcją, ze zdarzeniami. Nie napisałam jeszcze książki, w której chodziłoby tylko o atrakcyjny fabularnie ciąg następujących po sobie zdarzeń. Zawsze jest coś więcej. Tu akurat jest ta prawda, w najrozmaitszych odsłonach. Historia Erizy Szczęśliwej, wychowanej w kłamstwie. Ale jakże pięknym. Tylko czy na pewno? Historia Wandy Kalinowskiej, która jednego dnia straciła sześciu synów i męża. W tym przypadku prawdy nie dało się zakłamać. Sama sobie ją w pewnym stopniu zakłamywała, być może dlatego, by unieść jej ciężar. Maria nigdy się nie dowie, kogo tuliła na peronie.

Jakie konsekwencje mają tajemnice rodzinne w życiu Twoich bohaterów? Czy ich ujawnienie może przynieść ulgę, czy raczej ból?

Zostańmy przy dwóch głównych bohaterkach, czyli Kirze i Marii. Czytelnik wie, że ich tajemnice rodzinne mają jedno źródło. Kira odkryła to pierwsza, ale już po tym jak wyjawiła Marii bolesną prawdę o śmierci swej matki. Teraz nie wie jak i na ile z tej tajemnicy jeszcze przed tamtą odsłonić. Wie natomiast, że wszystkiego zdradzić nie może. Cała prawda Marii ulgi nie przyniesie, nie ma takiej opcji, rozogni natomiast ból, z którym, dzięki temu, że udało jej się mieć kawałek dobrego i pięknego życia, jakoś sobie przez parę dekad poradziła. To determinuję Kirę do pewnych, tyleż zdecydowanych, co szalonych działań. Wpierw jednak musi przejść moment załamania, wystarczy jej jednak pokazać światełko w tunelu, by rzuciła się z motyką na słońce. Bo takim się początkowo wydaje pomysł zbudowania domku na gruzach wiejskiej chałupy ze strzechą, w której dawno temu rozegrała się wielka tragedia. Maria przez długie lata, przyjeżdżając na wakacje do Rogożów z dalekiej Hiszpanii, udawała kogo innego. Nie wiedzieć tak naprawdę przed kim i po co, jak w końcu sama to przyznała. Gdy, dzięki wścibstwu Kiry, została zdemaskowana i cała tajemnica wyszła na jaw, odrzuciła kulę z nogi, tak dosłownie, jak w przenośni. Dla niej to była wielka ulga. Otworzyła się na świat, na szaleństwa Kiry, zamarzyła o podróży kamperem przez Europę, wróciła przede wszystkim w swoje miejsce. Pogodziła się z nim. Kira, pokazując prawdziwy list matki-narkomanki, miałaby jej to teraz odebrać?

Czy prawda zawsze wyzwala, czy czasem może nas zniszczyć?

Co cię nie zabije, to cię wzmocni – tyle mogę powiedzieć.

Uważasz, że lepiej żyć w komfortowym kłamstwie, czy w bolesnej prawdzie?

Nic takiego nie powiedziałam i nie napisałam. Podałam różne warianty, ze wskazaniem na to, że nie wszystko musi wybrzmieć do końca, nie wszystkie karty muszą być odsłonięte. To zależy od wielu czynników. Konstrukcja psychiczna, sytuacja: przeszłość i teraźniejszość, konsekwencje w przyszłości.

Komfortowe kłamstwo, to nic innego jak prawda alternatywna. Jednym to pasuje, innym nie. Czas leczy rany, więc z bolesną prawdą da się żyć. Łatwiej, gdy z kimś obok i w swoim, bezpiecznym miejscu.

Skrywane tajemnice mogą chronić, czy raczej niszczyć relacje rodzinne?

To też zależy od ciężaru gatunkowego owych tajemnic. Skrywane tajemnice, to już z definicji nic dobrego, nic prostego. Nie chronimy przed światem czegoś, co dobre i piękne. Co najwyżej, nie musimy się z tym obnosić. Wszystko już powyżej zostało powiedziane. Kira wie więcej niż Maria, lecz to, co wiedzą obie, wzmacnia ich wzajemne relacje, wiąże ze sobą. Nie są już tylko przypadkowymi uczestniczkami zdarzeń w danym miejscu i przestrzeni, jak to było na początku. Są teraz sprawczyniami zdarzeń, jakkolwiek to brzmi. Ale trzeba było najpierw te tajemnice, przynajmniej w jakiejś części, przed sobą odkryć. Maria pozwoliła się zdemaskować i to jej przyniosło ulgę. Wszelkie poczynania Kiry natomiast zmierzają w jednym kierunku: znaleźć swoje miejsce. A to miejsce jest tu, w Rogożach. Jedyne właściwe dla nich obu. Kira, by tu zostać, musi w końcu odkryć swoje karty. Robi to niepewnie, nieporadnie, po swojemu. Jakby bezwiednie przygotowywała Marię na stopniowe dochodzenie, czy też odkrywanie prawdy, a tym samym oswajanie się z nią, zaakceptowanie na koniec. Może mniej boleśnie, niż gdyby wszystkiego dowiedziała się w jednej chwili. Bo pomiędzy przeczuciami a pewnością dzieje się coś niezwykłego: Maria, nie wiedząc jeszcze kim jest dla niej Kira, pozwala jej wejść do swego domu, w swoje życie.

Jakie korzyści, a jakie straty niesie nieznajomość własnych korzeni? A znajomość?

Nie rozpatrywałabym tego w kategorii korzyści i strat. Zawsze chyba lepiej wiedzieć skąd się pochodzi, znać swoich przodków (jacy by nie byli). Taka wiedza czyni człowieka pewniejszym, osadzonym w jakimś konkretnym miejscu, co, dla mnie na przykład, jest ważne. Zawsze też jest się kimś pochwalić, gdy rodzice czy dziadkowie są dobrze wspominani i powiedzieć, że to po nich, jeśli ci się dobrze wiedzie, bądź odwrotnie - mieć zgonić na kogoś winę, gdy twoje życie jest kompletną klęską.

Główna bohaterka Kira, ale też nie tylko ona, podejmuje decyzje pod wpływem impulsu. Jak oceniasz rolę spontanicznych decyzji w naszym życiu? Jesteśmy prowadzeni przez intuicję? Krótko mówiąc, czy spontaniczne decyzje mogą nas doprowadzić do odkrycia prawdy o sobie?

W jakimś stopniu intuicja nas prowadzi przez życie, a to, że często zawodzi, to już inna sprawa. Nie zawsze się jej słuchamy, nie zawsze dowierzamy, różnie to bywa. Boję się trochę ludzi zbyt zorganizowanych, z planami na wszystko, odtąd dotąd. I z planem awaryjnym, jakby co, na wszelki wypadek. Kocham ludzi, którzy się nie boją spontanicznych decyzji, nawet na granicy lekkiego szaleństwa. Tacy ludzie mają z pewnością bogatsze i ciekawsze życie. Konsekwencje spontanu bywają oczywiście złe i dobre, ale co tam. Najważniejsze, że coś się dzieje, a jak to się zakończy, to intuicja powinna nam podpowiedzieć. Ta jednak, jak wiemy, zawodzi. Ale tylko czasami. Sama czasem przez pięć minut nie mogę się zdecydować czy kupić ręczniki papierowe w żółte wzorki, czy w zielone (gdy nie ma niebieskich), a w dwie minuty decyduję o dalekiej podróży. Która ma być jutro. Jeszcze nigdy takiej decyzji nie żałowałam. I nie zamierzam. Ale żebym przez to jakąś prawdę o sobie odkrywała? Poza tym, że mam jeszcze w sobie trochę fantazji? Mnóstwo jest takich ludzi. Oby ich było jak najwięcej.

W „Skradzionych dniach” – już o tym wspomniałaś – bohaterki budują nowy dom na fundamentach starego, pełnego bolesnych wspomnień miejsca. Czy wierzysz, że można zbudować coś wartościowego na ruinach przeszłości?

Tak, wierzę w to głęboko, inaczej nie wyskoczyłabym z takim pomysłem. To odbudowywanie nowej chatki w miejscu starej jest trochę symboliczne. Co dotarło do mnie dopiero pod sam koniec pisania tej historii, dzięki czemu uniknęłam jakieś przesady z tym symbolizmem, nie bardzo mi z tym po drodze. Moje bohaterki, wraz z domem, stawiają na nogi swoje życie. Tak się im na całe szczęście nieszczęśliwie wszystko ułożyło, że w zasadzie nie miały innego wyjścia. Kirze wystarczyło zobaczyć trochę ładnego drewna, żeby podjąć spontaniczną decyzję o budowie, Marii trochę więcej, by to miejsce mentalnie odczarować, ale nie tak znowu wiele. Nie było czasu na myślenie, analizowanie za i przeciw, tylko na działanie. Co im z tego wyszło? Autorce się wydaje, że dużo dobrego.

Jaką rolę pełnią miejsca i postaci w Twojej książce? Czy Rogoże, kamper Charlie, niebieska chatka pod lasem mają dla ciebie symboliczne znaczenie? Jak te elementy przyczyniają się do głębi opowieści?

Miejsce ma dla mnie zasadnicze znaczenie w tworzeniu danej opowieści, od niego zaczynam. Widzę je jeszcze zanim coś się tam zacznie dziać, czuję klimat, zapachy, kurz na drodze. Te Rogoże akurat powstały z klimatów mojego dzieciństwa, przez co wcale mi nie było łatwiej się w nich poruszać niż w wielu innych przed nimi. Była taka kwestia na przykład, że niebieski domek pod lasem umieściłam początkowo w zachodniej odnodze wsi, a ponieważ w mojej rzeczywistości jakiś lasek jest na wschodzie, tak mi to nie pasowało i tak się z tym męczyłam, że w końcu musiałam przeplanować nieco tę fikcyjną wieś, wtedy już poszło gładko. Wszystkie te wymienione elementy, to tło i ramy dla tej konkretnej historii, nic więcej, nie doszukiwałabym się w nich jakichś symbolicznych znaczeń. Może trochę w przypadku Charliego, który przez pewien czas odgrywa rolę domu na kółkach i dzięki niemu całe przedsięwzięcie, na jakie porwały się moje bohaterki jest w ogóle możliwe. Poza tym normalka – plastycznie, na ile się dało, odmalowane miejsce zdarzeń, co autorce, a mam nadzieję, że i czytelnikom pozwala łatwiej się w danej historii poruszać, odnaleźć, polubić.

Jakie są najważniejsze elementy, które Twoim zdaniem decydują o sukcesie powieści: postacie, fabuła, dialogi, a może coś innego?

Chciałoby się powiedzieć, że wszystko razem. Dorzuciłabym do tego jeszcze narrację, płynną, zwartą, nie ingerującą zbytnio w przeżycia bohaterów, na poziomie. Postaci oczywiście z właściwym sobie rysem, nie papierowe, nie zawsze oczywiste, zaskakujące, a dialogi nie zalatujące fałszem, teatralnością, mocne, kiedy trzeba, bądź subtelne, gdy na to miejsce. Fabuła, owszem, ale gdy są świetne dialogi, krwiste postacie i piękna narracja, ona schodzi na plan dalszy. To moje zdanie. Każdy czytelnik ma własne preferencje, czego innego oczekuje, żeby lektura nie była dla niego czasem straconym. Wiemy jednak dobrze, że poziom wszystkich wymienionych czynników nijak się ma do sukcesu książki. Komercyjnego sukcesu, ma się rozumieć. Nie w tych czasach. Nie zastanawiam się już nad tym. Nie będę pisała czegoś, co się akurat dobrze sprzedaje, nawet nie wiedziałabym jak się za to zabrać. Kiedy zagra mi w duszy jakaś historia, to ją opowiadam, a ilość wiernych czytelników i ich opinie na temat tej, czy innej powieści, uważam za sukces.

Jak myślisz, jak potoczyłoby się Twoje życie, gdybyś nigdy nie zaczęła pisać? Jaką ścieżkę kariery byś obrała?

Boję się myśleć. Pisanie daje mi taką wolność i tyle przyjemności, że naprawdę trudno mi się teraz siebie wyobrazić w innej roli. Na pewno coś dziwnego działoby się w moim życiu, ale co – wolę się nie zastanawiać. Kiedy zaczęłam pisać, wykonywałam już pewien zawód, więc o wyborze jakieś innej kariery nie ma mowy. W pewnym momencie, że reszta mojego życia, to już tylko literatura. Nie żałuję, że tak późno, bo już nic mi to nie da. Wolę myśleć, że przygodę z pisaniem zaczęłam, gdy przyszła na to właściwa pora.

Jak Twoja twórczość ewoluowała na przestrzeni lat? Czy są tematy, które teraz widzisz inaczej niż na początku swojej kariery?

Od „Złotych nietoperzy”, powieści od której wszystko się zaczęło, nie poruszam tematów, które są mi obce, nie czuję ich, albo się na nich nie znam. Przeważnie są to książki obyczajowe z pewnym rysem psychologicznym, odrobiną humoru i próbą zwrócenia uwagi w nienachalny sposób na sprawy międzyludzkie: ważne, złe i dobre, czasem bardzo bolesne. Po drodze była nawet saga, której można nadać miano historyczna, rozgrywająca się na przestrzeni dwustu lat; było to dla mnie prawdziwe wyzwanie, ale bardzo pozytywne, bo przygotowując się do niej bardzo wiele się nauczyłam, poznałam fakty i niesamowite zdarzenia, o których nie miałam zielonego pojęcia. Była też tak zwana dystopia, czyli „Legenda”, ukazująca świat w bardzo dalekiej przyszłości, surowy i okrutny. Bardzo dobrze się w tym temacie, w tym gatunku odnalazłam. Będą zapewne inne, nie wiem jakie, bo tak jak już mówiłam, idę na żywioł – co mi w duszy zagra, to piszę. Czy są tematy, które teraz widzę inaczej, niż na początku pisarskiej drogi? Zapewne. Przez piętnaście lat wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam. Nabrałam doświadczenia, dystansu i pokory. Żadnej z tych opowiedzianych historii nie żałuję. Nawet gdybym teraz miała taką możliwość, nie opowiedziałabym jej inaczej.

Jakie najbardziej zaskakujące lub inspirujące reakcje czytelników otrzymałaś na swoje książki?

Trochę zaskoczył mnie młody człowiek, który napisał o „Legendzie”, że to najważniejsza książka w jego życiu. To było bardzo miłe, poza tym, że inspirujące. Mam czytelniczki, które znają szczegóły z moich powieści lepiej ode mnie. Imiona pierwszo i drugoplanowych postaci, drobne epizody, imiona wszystkich służących z sagi „Dwieście wiosen”, z czym ja, nawet w trakcie pisania miewałam problemy. A tak poza tym, to zawsze cieszą bardzo ciepłe słowa, które czytelnicy do mnie kierują – lepszej inspiracji nie ma.

Osobiście uważam, że każda Twoja książka to niemal gotowy scenariusz na film. Którą z Twoich powieści chciałabyś zobaczyć przeniesioną na ekran? I czy w końcu zrobisz coś w tym kierunku?

Gdyby dało się jeszcze skłonić do podobnej opinii paru filmowców, byłoby super. Może znajdę w końcu trochę czasu i spróbuję coś z tym zrobić. Nie bardzo wiem co. Wolę pisać w swojej ciszy niż biegać z treatmentami po studiach filmowych. Może i na to przyjdzie na to pora. Najchętniej, poza „Magnolią”, prawa do sfilmowania której kupiła duża stacja i nic tam się na razie w tym kierunku nie dzieje, zobaczyłabym na ekranie „Legendę”. Moją wizję przyszłości na skalnym wybrzeżu, skąd widać piękną zieloną, zakazaną dolinę.

Na koniec cytat z Twojej książki, który mi się spodobał: „Jest takie powiedzenie, że każda bajka kiedyś się kończy, poparte doświadczeniem miliardów ludzi, którzy żyli bądź żyją na tej planecie. Każdy ma własną definicję bajkowego życia”. Jaka jest twoja definicja bajkowego życia?

Spokój i bezpieczeństwo. Bliscy. Bez złotych klamek i marmurowych podłóg. Prostota. Naturalność. Wolność.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl