Gołym okiem widać, że kadra Legii nie jest skrojona na skuteczną walkę na trzech frontach. Zespół, który zachował szansę na tytuł mistrzowski i Puchar Polski wymaga wzmocnień „na wczoraj”. Tymczasem trener Goncalo Feio publicznie – podczas konferencji prasowej – wypalił, że dotąd nie dostał do analizy nazwisk zawodników, którzy w jego ocenie mogliby znacząco podnieść siłę i jakość Legii. A korzystając z oczywistego faktu, że po jesieni bronią go wyniki ponad stan, miał doprowadzić w szatni także do zwarcia z właścicielem klubu Dariuszem Mioduskim. Zarzucając mu brak całościowego wsparcia.
"Uzasadnione" skrócenie lontu u Feio
Decydując się na angaż krewkiego Feio zarówno dyrektor sportowy Jacek Zieliński, jak i wspomniany Mioduski, musieli zakładać, że konstrukcja emocjonalna tego szkoleniowca jest niczym tykająca bomba. To znaczy z góry wiadomo, że wybuchnie, a niewiadomą stanowi jedynie długość lontu. I oczywiście kilkukrotnie Goncalo dał się we znaki w trakcie rundy, a to „popisując” się obscenicznymi gestami wobec gości z Broendby, a to puszczając wiązankę szefowi klubowego skautingu Radkowi Mozyrce w Legia Training Center. Wówczas było to jednak o tyle – powiedzmy – do wytłumaczenia, że nie wszystko od strony sportowej wyglądało w pierwszym zespole dobrze, czego konsekwencją było widoczne skrócenie lontu u szkoleniowca i częściowa utrata samokontroli. Dlaczego jednak „odpalił się” po zakończeniu tegorocznych rozgrywek, gdy rezultaty okazały się lepsze od oczekiwań?
Nie można oczywiście wykluczyć, iż pan Feio zakochał się w sobie z wzajemnością i zupełnie odleciał. Bardziej jednak prawdopodobne, że niestandardowe zachowanie jest w pełni przemyślane, a nawet wyrachowane. I szkoleniowiec z Półwyspu Iberyjskiego kuje po prostu żelazo, póki gorące (patrz: walczy w ten sposób nie tylko o powiększenie zakresu własnych kompetencji, ale i o nowy kontrakt - aktualny wygaśnie po sezonie); gdyż uznał, iż lepszego momentu po prostu nie będzie. Inna sprawa, że nie tylko piłkarze, ale i ludzie pracujący w akademii mają o Portugalczyku bardzo dobre zdanie. Trener pierwszej drużyny, jak usłyszałem, ma pełny przegląd wszystkich drużyn w klubie – od U-17 począwszy. Regularnie bywa na meczach, interesuje się postępami najzdolniejszych wychowanków. Słowem, nie opieprza się na robocie, i najwyraźniej szuka rozwiązań alternatywnych wobec niemocy pionu sportowego na rynku transferowym.
Mimo upływu trzech dekad - bez zmian
Niezależnie jednak od rzeczywistych intencji „wywołującego dymy” Feio, zarządzanie sukcesem jest w Legii procesem tak samo nieopanowanym, jak w pamiętnym roku 1995, po wywalczeniu awansu do ćwierćfinału Champions League. Mimo upływu niemal trzech dekad, mimo wielu podejść i licznych sposobności, w zasadzie nic pod tym względem się nie zmieniło.. A szkoda...
