Krzysztof Lijewski: Coś się zacięło, stanęło, przeciwnicy odskoczyli, złapali wiatr w żagle
- Po meczu wraz z Talantem byliśmy zgodni, że chłopaki walczyli dziś jak lwy, zostawili na boisku dużo serca. Ten mecz wyglądał zupełnie inaczej niż ten rok temu, chłopaki podjęli walkę. Musimy się zastanowić jako klub, czy przed takim meczem pisać skargi na sędziów, straszyć ich przedsądownie i prosić o wytłumaczenie pewnych kwestii, bo widać, że czasami przynosi to efekty. Nie będziemy tego robić, bo klub ma swoją klasę i potrafimy docenić to, że drużyna z Płocka była lepsza. Co nie zmienia faktu, że niesmak został po wydarzeniach, które miały miejsce w tym tygodniu. Pierwsza połowa była naprawdę niezła z naszej strony, w defensywie i ofensywie graliśmy fajnie, do 20. minuty mieliśmy plus trzy. Potem coś się zacięło, stanęło, przeciwnicy odskoczyli, złapali wiatr w żagle. W drugiej połowie za bardzo otworzyliśmy środek obrony, to fakt. Przeciwnicy za łatwo dostawali się do sektora sześciu metrów i oddawali łatwe rzuty. Z biegiem czasu żeśmy to korygowali, ale jeśli wypada szef obrony Artiom Karaliok, Michał Olejniczak, który świetnie pracował na dwójce w obronie też wypada, za chwilę Miguel (Sanchez-Migallon - przyp. red.) dostaje czerwoną kartkę, to pole manewru w obronie robi się ograniczone o minimum. Ale i tak chłopaki walczyli do ostatniego gwizdka. Nie dramatyzujmy. Skręcenia stawu skokowego to są bardzo bolesne sprawy, ale mam nadzieję, że u Artioma i Michała nie będą to poważne urazy - mówił Krzysztof Lijewski.
Arkadiusz Moryto: W pierwszej połowie popełniliśmy błąd, dając się dojść drużynie Wisły
- Ciężko tak na gorąco powiedzieć, co się stało. Przegraliśmy pięcioma bramkami, różnica w piłkach odbitych przez bramkarzy wyniosła pięć (w rzeczywistości siedem - przyp. red.), więc może to. Do tego parę niepotrzebnych błędów. W pierwszej połowie prowadziliśmy różnicą trzech bramek i wtedy popełniliśmy błąd, dając się dojść drużynie Wisły. Bo nasza gra funkcjonowała wtedy dobrze, ale parę "podpalonych" nieco decyzji w ataku spowodowało, że Wisła nas dogoniła, a jeszcze przed przerwą przeskoczyła. W drugiej połowie cały czas odskakiwała nam na dwie bramki, a w końcówce odjechała na pięć bramek. Na pewno negatywny wpływ na to, co prezentowaliśmy na boisku miały kontuzje "Arcziego" i Michała, bo są oni naszymi bardzo ważnymi elementami w obronie, bez nich nie było łatwo bronić - mówił skrzydłowy kieleckiego zespołu, Arkadiusz Moryto.
