Lekarz Mariusz Mioduski: W tej fali pandemii umierają coraz młodsi pacjenci

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Fot. Lukasz Kaczanowski/Polska Press
Wielu pacjentów wyraża duży żal, że się nie zaszczepili. Mówią, że gdyby mogli cofnąć czas, to chcieliby się zaszczepić. Najczęściej są to ich ostatnie chwile. Nie udaje się już ich wybudzić, odłączyć od respiratora. Umierają. To jest bardzo przykre. Niestety na łóżkach respiratorowych większość pacjentów umiera – mówi lekarz Mariusz Mioduski, zastępca dyrektora do spraw medycznych Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Siedlcach.

Czym obecna fala pandemii koronawirusa różni się od poprzednich?

W tej fali pandemii największy problem mamy z pacjentami wymagającymi intensywnej terapii i tymi, którzy są w stanie ciężkim. Na dodatek pacjenci, którzy ciężko przechorowują, są niestety w młodszych grupach wiekowych. Mowa tu o dwudziesto- i trzydziestolatkach. Są coraz młodsi pacjenci, z coraz cięższym przebiegiem choroby. Dramat. Wcześniej zawsze mieliśmy jakieś wolne łóżko z respiratorem. Podczas tej fali wszystkie łóżka respiratorowe są non stop zajęte. Jeśli się zwalnia – a najczęściej zwalnia się, bo pacjent umiera, to na to miejsce kwalifikuje się 20 kolejnych pacjentów zakażonych koronawirusem, którzy czekają na respirator, leżąc na tak zwanych łóżkach ogólnych w szpitalu tymczasowym. Nie jesteśmy więc w stanie przyjąć nikogo z zewnątrz na łóżko respiratorowe.

Tak wygląda codzienność w Pana szpitalu?

Obecnie w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach mamy szpital tymczasowy, gdzie znajduje się 12 łóżek respiratorowych i 88 łóżek ogólnych. Od trzech tygodni łóżka te są non stop zajęte. Jeśli zwalnia się w związku z wypisem albo zgonem pacjenta, to w ciągu kilku minut jest od razu zajmowane przez kolejnych chorych. Dodatkowo na terenie tej części szpitala, która nie jest przeznaczona do leczenia pacjentów z COVID-19, również mamy kilkudziesięciu pacjentów z dodatnim wynikiem testu, bo nie ma szansy przekazać ich do innych jednostek. Po prostu nie ma miejsc w szpitalach zajmujących się leczeniem pacjentów COVID-owych.

Z różnych stron dowiaduję się, że w szpitalach leżą głównie osoby niezaszczepione. Tak jest też w Pana szpitalu?

Potwierdzam. Oprócz tego, że jestem zastępcą dyrektora do spraw medycznych, dodatkowo jako specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, zajmuję się koordynacją pracy zespołu anestezjologicznego na łóżkach respiratorowych w szpitalu tymczasowym. Trafia do niego od 25 do 30 procent pacjentów zaszczepionych oraz od 70-75 procent pacjentów niezaszczepionych. Jeśli chodzi o statystyki na łóżkach respiratorowych, na których leżą pacjenci w najcięższym stanie, to niestety w tej fali pandemii, jak widzę, prawie 100 procent pacjentów, to są ci, którzy się nie zaszczepili. Jeśli już znajdzie się pod respiratorem pacjent zaszczepiony, a są to pojedyncze przypadki, to pacjent z wysokim deficytem odporności spowodowanym chorobą nowotworową, chemioterapią, radioterapią, leczeniem onkologicznym. Wśród pacjentów leżących na łóżkach respiratorowych mamy ponad 80-procentową śmiertelność. Umierają pacjenci nieszczepieni. Pacjenci zaszczepieni, nawet jeśli zachorują, przechodzą chorobę w sposób lżejszy w stosunku do pacjentów niezaszczepionych. Mogę to powiedzieć na podstawie własnych obserwacji i tego, co się dzieje nie tylko u nas w szpitalu tymczasowym, ale również w szpitalu wojewódzkim drugim i trzecim w Rudce. Do szpitala trafiają całe rodziny; mamy przypadki, kiedy matka umiera, ojciec jest w ciężkim stanie, a dwudziestoparoletni syn walczy o życie, podłączony do respiratora. Są przypadki, kiedy całe rodziny wymagają intensywnej terapii, podłączenia do respiratora i wentylacji. Już dziś nie budzi mojego zdziwienia fakt, że to są pacjenci niezaszczepieni. Sami to przyznają.
Jest też inna sprawa, o której chciałbym powiedzieć. Wyznaczyliśmy godziny, w których udzielamy rodzinom chorych informacji. W związku z tym, że w szpitalu tymczasowym jest tylko jeden anestezjolog, ustaliliśmy, że będzie odbierał telefony od rodzin w godzinach od 14 do 15.30. i będzie udzielał informacji na temat chorych. Wszystkie rodziny serdecznie prosimy, aby dzwoniły w tym właśnie czasie. Niestety, telefony dzwonią od rana. Czasem, zanim lekarz rozpocznie dyżur przy telefonie o godzinie 14, to do tego czasu, od godziny 8 rano jest już ponad trzysta nieodebranych telefonów; wszystkie od rodzin pacjentów. Mimo, że każda rodzina wie, kiedy można dzwonić. Prosimy też, aby dzwoniła jedna osoba z rodziny – mamy jednego lekarza, on nie może rozmawiać ze wszystkimi siostrami, ze wszystkimi braćmi i innymi członkami rodziny. A czasem w sprawie jednego pacjenta dzwoni i 8 osób. Nie da się z nimi wszystkimi rozmawiać, bo wówczas lekarz musiałby od rana do wieczora tylko odbierać telefony.

Co mówią chorzy, którzy są niezaszczepieni? Pyta ich Pan, dlaczego się nie zaszczepili?

Jeżeli pacjent trafia do mnie, to jest najczęściej w ciężkim stanie; trafia na łóżko respiratorowe. Przeprowadzam z nim wywiad dotyczący przeszłości chorobowej, pytam o szczepienie. Wtedy wielu pacjentów wyraża duży żal, że się nie zaszczepili. Bardzo duży żal. Mówią, że gdyby mogli cofnąć czas, to chcieliby się zaszczepić. „Szkoda, że się nie zaszczepiłam” – mówiła pacjentka. Czasem domyślam się, że to właśnie chorzy próbują powiedzieć i najczęściej są to ich ostatnie chwile. Często nie udaje się już ich wybudzić, odłączyć od respiratora. Umierają. To jest bardzo przykre. Niestety na łóżkach respiratorowych większość pacjentów umiera.
Ale są też i tacy pacjenci, którzy mają zajętych 80-90 procent płuc, są w ciężkim stanie, zwłaszcza młodzi, 30-latkowie i nadal mówią, że to nie jest COVID i woli do szczepienia nie wykazują. Niestety, po pewnym czasie tych pacjentów trzeba intubować. Niestety, coraz młodsi pacjenci umierają. Najbardziej przykrym wydarzeniem dla mnie są te momenty, kiedy po śmierci pacjenta czy pacjentki, przychodzą do szpitala rodziny. Przychodzi mąż, z dziećmi poniżej 10 lat, żeby odebrać kartę zgonu swojej żony i mamy tych małych dzieci. Umierają często osoby wykształcone, po studiach, byli nauczycielami albo pracowali na stanowiskach. Nie jestem znawcą szczepień, ale na podstawie obserwacji i pracy w szpitalu mogę stwierdzić empirycznie, że szczepienia są skuteczne. Nie ochronią przed zachorowaniem, ale ochronią przed ciężkim przebiegiem. Dlatego na łóżkach respiratorowych prawie nie mamy pacjentów, którzy są zaszczepieni. Mogę wiec powiedzieć, że szczepienia działają. Niestety, nawet wśród moich kolegów lekarzy, zwłaszcza lekarzy rodzinnych, którzy nie mają styczności z ciężkimi zachorowaniami na COVID-19, również istnieje nadal antyszczepionkowe przeświadczenie. Niektórzy lekarze rodzinni wręcz odradzają swoim pacjentom szczepienia, mówiąc im, że jest to zło. No, ale ruchy antyszczepionkowe w Polsce to żadna nowość; one wciąż się rozwijają. Jednak pracując w szpitalu, mam inną perspektywę i mogę powiedzieć: szczepienie działa. Nie da się sfałszować tego, co widzę, co obserwuję codziennie, podczas pracy.

Nie jest Pan specjalistą od szczepień, ale lekarzem praktykiem. Stąd, chcę zapytać o trzecią dawkę szczepienia. Kto powinien się nią zaszczepić? W sieci znajduję artykuły naukowe, z których ma wynikać, że ozdrowieńcy nie powinni przyjmować trzeciej dawki. Powinni zbadać sobie przeciwciała – jeśli mają ich dużo, to tym bardziej nie muszą się szczepić. Co Pan o tym sądzi?

Jak to bywa w świecie naukowców, zdania na różne tematy są podzielone. Czy ozdrowieńcy powinni się szczepić czy nie – ten problem związany jest z tym, jak długo utrzymuje się odporność po przechorowaniu i z poziomem tak zwanych przeciwciał, więc czy należy je badać, czy nie? To problem dość złożony. Każdy lekarz, który ma pojęcie o immunologii – a ja akurat w tej dziedzinie byłem dobry – wie, że nigdy nie wiadomo jaki poziom odporności ma człowiek po przechorowaniu i na jak długo mu tej odporności po przechorowaniu starczy. Są dwa rodzaje odpowiedzi immunologicznej. Odpowiedź immunologiczna, najprościej mówiąc to sposób, w jaki organizm walczy z patogenem, który w niego wniknął. W tym wypadku patogenem jest wirus. Wnika – organizm analizuje, co wniknęło i tworzy odpowiedź immunologiczną. Jeśli wytworzy ją zbyt późno, to wirus zdąży się namnożyć. A jeśli zdąży się namnożyć, to wywołuje silną reakcję, silny stan zapalny i czasem organizm nie jest w stanie z nim wygrać. Wtedy pacjent może umrzeć. Jeżeli odpowiedź immunologiczna – czyli reakcja organizmu – będzie szybsza, to wtedy może się uda ograniczyć proces zapalny na takim etapie, że pacjent będzie miał tylko niewielkie objawy i nie będzie miał ciężkich powikłań. Po przechorowaniu teoretycznie w krwi występują tak zwane przeciwciała. Teoretycznie, bo nie u każdego pacjenta jest ich taki poziom, który zabezpiecza przed zakażeniem. Z drugiej strony nie wiemy do końca, jaki poziom jest zabezpieczającym pacjenta przed ponownym zachorowaniem. Trochę na zasadzie zgadywania wiemy, że większa liczba przeciwciał powinna, teoretycznie, zabezpieczyć pacjenta, a mniejsza nie zabezpiecza.

Ile wiec wynosi ta większa liczba przeciwciał, a ile ta mniejsza?

Nie wiadomo. Nie ma takiej liczby, nie ma takiej granicy. Nie można stwierdzić takiej wartości przeciwciał, która zabezpiecza przed ponownym zachorowaniem. Podobnie, jak i nie znamy tej wartości, która nie zabezpiecza. Być może nawet mała liczba przeciwciał może chronić przed zakażeniem, a u niektórych pacjentów nawet ogromna liczba przeciwciał ich nie zabezpieczy. Uważa się, że ta większa liczba, teoretycznie, na jakiś czas zabezpiecza pacjenta, jednak jest to tak zwana odpowiedź humoralna. Natomiast innym rodzajem odpowiedzi jest odpowiedź tak zwana komórkowa, która jest wytworzona pod wpływem szczepienia. Ona nie polega na samym wytworzeniu przeciwciał, tylko na stworzeniu tak zwanych komórek pamięci – limfocytów, które uczą się antygenów wirusa, czyli potrafią go w przyszłości zidentyfikować i które będą w stanie szybciej pobudzić odpowiedź immunologiczną organizmu w przypadku wtargnięcia patogenu. Krótko mówiąc, zadaniem szczepienia jest, aby odpowiedź immunologiczna była szybka, bo tym samym stan zapalny nie będzie się mógł aż tak bardzo rozwinąć.

Co zatem mają robić ozdrowieńcy? Jest sens, żeby badali przeciwciała? Powinni wziąć trzecią dawkę szczepionki?

Badanie przeciwciał, powiem jeszcze raz, nie da odpowiedzi czy dany ich poziom zabezpieczy pacjenta przed zakażeniem. Możemy jedynie domniemywać, że wysoka liczba przeciwciał nas zabezpiecza, ale to jest tylko domniemanie. Niektórzy badają sobie przeciwciała, ale czy to ma sens? Wydaje się, że nie ma sensu, kiedy nie wiemy, jaki poziom przeciwciał zabezpiecza. Natomiast, na pewno, wiadomym jest, że to szczepienie daje odporność komórkową i o taką odporność nam chodzi – o wytworzenie komórek pamięci. Wszystkim ozdrowieńcom rekomendowałbym przyjęcie trzeciej dawki. A szczególnie tym, którzy już kilka miesięcy temu przechorowali Covid-19, bo u nich aktywność przeciwciał, które mają w organizmie, jest mniejsza. Organizm trzeba szkolić, aby był przygotowany na konkretne kolejne zakażenie. Rekomendacja dotycząca trzeciej dawki powstała w związku z immunologicznymi badaniami spadku odporności. Stwierdzono, że reakcja układu odpornościowego, nawet pomimo stężenia przeciwciał w organizmie, nie daje człowiekowi odporności. Stąd taka jest też rekomendacja immunologów. Choć pamiętajmy, że w medycynie nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Zawsze będą przypadki, które wykraczają poza medyczną wiedzę. A wirus SARS-Cov-2 jest do końca nieprzewidywalny i kwestia odporności na niego też jest nieprzewidywalna. Mogę tylko powiedzieć, ze stuprocentową odpowiedzialnością, że na podstawie tego, co dzieje się u nas w szpitalach, na podstawie tego, jacy pacjenci są hospitalizowani w szpitalu tymczasowym, na podstawie przebiegu chorób, na podstawie ciężkości zachorowania, pacjenci zaszczepieni chorują znacznie lżej, a niezaszczepieni – znacznie ciężej. I niestety najczęściej umierają. Nie da się ich uratować.

Media donoszą o nowych lekach. Czy zmieniło się leczenie chorych na COVID-19? Inaczej się ich dzisiaj leczy?

Nie. Nie dotarły żadne nowe leki, które by działały w COVID-zie. Dziś też rzadziej używa się osocza ozdrowieńców; zresztą jego skuteczność jest kwestionowana. W tym momencie też kwestionuje się podawanie remdesiviru. W istocie możemy nadal mówić o leczeniu objawowym; wciąż w szpitalach nie ma leczenia przyczynowego. Mamy więc tlenoterapię, wentylację pacjentów, wspomaganie tej wentylacji, rozszerzanie dróg oddechowych. Antybiotykoterapia, którą też włączamy, związana jest nie z samym leczeniem przyczynowym zakażenia wirusowego, ale z tym, co zawsze występuje, szczególnie u ciężko chorych pacjentów – z zakażeniem bakteryjnym, które tak naprawdę jest najcięższym powikłaniem. Czasami wczesne włączenie antybiotykoterapii powoduje to, że udaje się uniknąć ciężkiego zapalenia płuc, w postaci bakteryjnego zapalenia. Trzeba pamiętać, że często zapalenie wirusowe przeradza się w ciężkie zapalenie bakteryjne i dzięki antybiotykom udaje się uchronić pacjenta przed ciężkimi skutkami, przed ciężkim przebiegiem choroby.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl