ŁKS - Zagłębie Lubin 0:2
na Stadionie Króla w Łodzi spotkały się dwa zespoły w kryzysie. ŁKS Łódź od kilku tygodni zamyka ligową tabelę i ma ogromne problemy ze zdobywaniem jakichkolwiek punktów po awansie do PKO Ekstraklasy.
Zagłębie Lubin po obiecującym początku sezonu wpadło w spory dołek i nie wygrało żadnego z ostatnich sześciu spotkań. Czterokrotnie w tym okresie podopieczni Waldemara Fornalika schodzili z boiska pokonani.
Pomóc w przełamaniu złej passy miała spokojna praca w przerwie na reprezentacje, bo Zagłębie nie rozgrywało sparingu. W wyjściowym składzie doszło tylko do dwóch i to wymuszonych zmian. Między słupkami pojawił się 19-letni Szymon Weirauch, który zaczynał sezon jako podstawowy bramkarz Miedziowych. Wówczas korzystał z niedyspozycji zdrowotnej Sokrátisa Dioúdisa, a teraz musi zastąpić swojego greckiego kolegę, który za skandaliczne zachowanie po meczu z Widzewem przed tygodniem został zdyskwalifikowany przez Komisję Ligi na sześć spotkań. Na lewej obronie za kontuzjowanego Mateusza Grzybka grał Portugalczyk Luís Mata.
Spotkanie lepiej zaczęli przyjezdni. W 10 minucie wykonywali rzut wolny, po którym doszło do sporego zamieszania w polu karnym ŁKS-u. Piłka trafiła na 18. metr, gdzie czaił się Tomasz Pieńko. Młodzieżowy reprezentant Polski szukał strzału na dlaszy słupek, ale nie trafił czysto w futbolówkę, przez co ta trafiła pod nogi Bartosza Kopacza, który zachował zimną krew i nie dał szans bramkarzowi.
Prowadzony przez dobrze znanego w Lubinie Piotra Stokowca ŁKS rzucił się do odrabiania strat, dzięki czemu byliśmy świadkami całkiem dobrego widowiska. W 25 min, po kolejnym stałym fragmencie gry, bliski szczęścia był Aleks Ławniczak, ale nie sięgnął futbolówki i ta trafiła w słupek. Do przerwy więcej bramek nie padło, choć jedni i drudzy mieli swoje okazje.
Drugie 45 min rozpoczęło się dla Zagłębia jeszcze lepiej niż pierwsze, bo już w 49 min - znów po stałym fragmencie gry - Serhij Bułeca dograł do Ławniczaka, a ten na raty pokonał Bobka, podwyższając prowadzenie swojego zespołu.
To trafienie jeszcze mocniej dodało rumieńców temu widowisku. Gdyby to spotkanie oglądał ktoś nieśledzący na co dzień PKO Ekstraklasy i nie znał układu tabeli, raczej nie wpadłby na to, że mierzą się dwa zespoły mające problem ze strzelaniem goli i kreowaniem sytuacji. ŁKS prezentował wysoką kulturę gry, ale szwankowała decyzyjność.
Zagłębie z kolei oddało w tym spotkaniu więcej celnych strzałów, niż w trzech ostatnich meczach razem wziętych. Widać, że Fornalik wziął sobie do serca ostatnie wyniki i wyciągnął należyte wnioski. Mimo tylu okazji więcej goli nie padło, ale goście z Lubina mają powody do zadowolenia.
Miedziowi zrównali się punktowo z Legią Warszawa, którą w przyszłym tygodniu podejmą przed własną publicznością (niedziela 3 grudnia, godz. 15). ŁKS w następnej kolejce zagra ze Stalą Mielec na wyjeździe.
