Kilka dni temu opublikowano rezultat sondażu Instytutu Badań Społecznych IBRIS, w którym zadano Polakom następujące pytanie: „Działania, którego z polskich ugrupowań politycznych ocenia Pan/Pani jako najbardziej sprzyjające Rosji”? Właściwie ex aequo uplasowały się w nim na pierwszym miejscu PiS i PO (kolejno 23,2 i 23,1 proc.). Następnymi wyborami były: Konfederacja (13,6 proc.), Lewica (8,4 proc.), AGROUnia (5,1 proc.), PSL (0,4 proc.).
Solipsyzm polityczny
Wyniki tego sondażu są równie ciekawe, co ponure. Okazuje się, że blisko 50% tych, którzy w badaniu deklarowali się jako zwolennicy PO, wskazało na aktualnie rządzące ugrupowanie jako najbardziej sprzyjające Rosji. Oczywiście można się cieszyć z faktu, że mowa tylko o „połowie” sympatyków partii Tuska, niemniej nawet taki wynik pokazuje nam jedno. Platformie Obywatelskiej i funkcyjnym względem niej mediom udało się przeprowadzić rodzaj skutecznej „lobotomii politycznej” na znaczącej części swojego elektoratu. Zdołali oderwać go kompletnie od rzeczywistości. Do tego stopnia upośledzić jego postrzeganie świata, że aż uniemożliwili mu kontakt z tym, co się naprawdę dzieje, zamykając go w bańce informacyjnej, która jest zupełnie oderwana od faktów.
Mamy tu więc do czynienia z rodzajem spełnionego politycznego solipsyzmu. Zaznaczmy tu wyraźnie, że nie chodzi tu o sam fakt krytyki PiS-u, postrzegania działań tego ugrupowania jako szkodliwych dla Polski. Tego typu emocje polityczne są zupełnie normalne w systemie demokratycznym.
Niemniej jedną kwestią są opinie i ocena tego, co się dzieje aktualnie w Polsce, inną ostentacyjne i skrajnie absurdalne łgarstwa, które godzą w jakikolwiek zdrowy rozsądek, których fałsz jest widoczny od razu. Mówimy przecież o oskarżeniach o prorosyjskość władzy, której szybka i stanowcza antyrosyjska reakcja była jedną z przyczyn tego, że Ukraina przetrwała pierwszą fazę pełnoskalowej inwazji Putina. Mowa o rządzie, który poszedł na totalne zwarcie z Brukselą (czytaj z Berlinem i Paryżem), uniemożliwiając ich eskapistyczną politykę, zmuszając de facto całość Unii do znacząco radykalniejszych pro ukraińskich działań. O ugrupowaniu, który za każdym razem oczekiwało silniejszych sankcji wobec reżimu Putina. Mowa o władzy, która jest i dziś najważniejszym adwokatem interesów Ukrainy na forum Unii Europejskiej. Co więcej, w ten sposób wypowiada się o naszym państwie prezydent Wołodymyr Zełenski, dziękując przy każdej możliwej okazji. To samo potrafi przyznać też z zasady nieprzychylna PiS-owi prasa europejska, taki też przekaz płynie z USA, zaś wizyta Bidena była tego koronnym dowodem. W końcu i reakcja Rosji za tym przemawia, skoro propaganda Putina od początku nowej odsłony tej wojny traktuje Polskę jako jednego z najważniejszych wrogów Moskwy.
Pamiętajmy o Resecie!
Okazuje się jednak, że najważniejsi przywódcy światowi mogą mówić co chcą, wyborcy PO to nie przekonuje. Jest to o tyle ciekawe, że przecież to Zełenski czy Biden są przedstawiani przez partię Tuska jako bohaterowie aktualnej sytuacji.
Dodajmy do tego to, jak wyglądała polityka PO przez lata ich rządów. Nie mówimy tu przecież o rzeczach, które działy się w starożytności tylko jeszcze przed 2015 r. To Platforma była odpowiedzialna za nieprawdopodobne zacieśnienie relacji z Putinem, zgodę na wejście jego pieniędzy i ludzi w obszar naszego państwa. Nie starczyłoby tu miejsca, żeby wymienić wszystkie skandaliczne decyzje partii Tuska w tym zakresie. Zresztą bardzo dobrym podsumowaniem tej, sprzecznej z polską racją stanu polityki jest serial dokumentalny Reset (którego współtwórcą jest felietonista tego portalu, Sławomir Cenckiewicz).
Pozwolę sobie tutaj zaprosić szanownych Czytelnikom do oglądania tego dokumentu, w poniedziałki, program 1 TVP.
Przypomnijmy tu tylko kilka najważniejszych „wyczynów” tamtej władzy. Mamy więc do czynienia ze skrajnie niekorzystnymi umowami gazowymi PGNiG, pisanymi de facto pod dyktando Putina, tak skandalicznymi, że w 2010 jedna z nich została zablokowana przez Komisję Europejską (którą ciężko oskarżać o przesadny sceptycyzm wobec Moskwy). Mówimy o zablokowaniem procesu dywersyfikacji energetycznej dla Polski (2008). Porównajmy to zresztą z polityką PiS, który w rok zdołał praktycznie uniezależnić nas od rosyjskich surowców. Równie niesamowite, z dzisiejszej perspektywy tym bardziej, były propozycje PO, by Rosja stała się częścią NATO (idea środowiska Radosława Sikorskiego). Pamiętajmy o utopieniu projektu tarczy antyrakietowej. Ograniczaniu relacji z Ukrainą na rzecz zacieśniania współpracy z Rosją (postulaty jednego z ludzi Sikorskiego, Jarosława Bratkiewicza, ojca „resetu”, dziś autorytetu GW i TVN). O współpracy militarnej (umowa z marca 2010) oraz służb specjalnych (kooperacja naszej Służby Kontrwywiadu Wojskowego z putinowskim FSB, koniec 2010). Wymieniać by można w nieskończoność.
Zabawne są, w tym kontekście, próby obrony PO przez jej media i polityków, starających się przedstawić powyższe działania jako element szerszego resetu, jaki został „wymuszony” przez politykę ówczesnego prezydenta USA, Baracka Obamy. Po pierwsze część z tych skandalicznych działań podjęto dużo przed jego wyborem, po drugie, nigdy USA nie miało oczekiwań, by ustanowić aż tak „bliskie” relacje.
Tresura elektoratu
Nie ma chyba lepszego obrazka tego, jak daleko zaszła ta „współpraca” jak materiał TVN i TVP (wtedy pod kontrolą Platformy Obywatelskiej), w którym uznano za stosowne wielbić rosyjskiego żołnierza, pokazywać piękno putinowskich parad militarnych oraz to, jak sprawną i wspaniałą ma on armię (ów wyczyn obu tych stacji, w niczym nie różniący się od tego, co nadawała wtedy Russia Today, miał miejsce podczas najważniejszego święta Rosji, tzw. Dnia Zwycięstwa).
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że przecież żadna z wymienionych informacji nie jest objęta klauzulą milczenia. Więcej, o praktycznie każdej z nich informowała tuba propagandowa Platformy Obywatelskiej, TVN. O niektórych nawet na zasadzie chwalenia się, bo przecież, jak pamiętajmy, między 2007 a 2015 bliskość z Putinem, jak najbliższa współpraca polskich i rosyjskich służb była powodem do dumy. Była pokazywana jako atut wyborczy, jako wspaniały sukces, dzięki któremu polskie społeczeństwo powinno pojąć, jak dobrze się stało, że rządzi nim Tusk, a nie ten, pchający do wojny z dobrą Rosją, straszny PiS.
Oczywiście to, że Putin już wtedy prowadził działania ludobójcze nikomu nie przeszkadzało. Wtedy PO, skutecznie, wytresowała swój elektorat tak, żeby się tą „przyjaźnią” zachwycał. Jak więc widać, ze zwolennikami PO, a zwłaszcza z środowiskami medialnymi czy intelektualnymi, związanymi z tą formacją, wydarzyło coś gorszego niż po prostu „zapomnienie o sprawie” czy jej przemilczanie. One po prostu zgrabnie przeszły z zachwytów nad Putinem do jego krytyki.
Pokazuje to jak skutecznie potrafią one wejść w schemat dwójmyślenia, jak oderwały swój „świat” od faktów. Jest też, niestety, dowodem na to, że jeśli tylko wiatr powieje w inną stronę, znowu będą wielbić Putina. Dlatego Platforma Obywatelska może być naprawdę z siebie zadowolona. Operacja lobotomii przeprowadzona na znacznej części ich elektoratu oraz na jej funkcyjnych mediach i środowiskach zakończyła się pełnym sukcesem. Teraz PO stara się jak może zrobić to samo z resztą polskiego społeczeństwa. Miejmy nadzieję, że w tym wypadku jednak lobotomia się nie powiedzie.
