Łodzianka w ciąży nie zaszczepiła się przeciw COVID-19. Zachorowała i wraz z córką trafiły pod respiratory
Pani Agnieszka, 39-latka z Łodzi, wiosną zaszła w ciążę. Zaczynały się właśnie szczepienia przeciw koronawirusowi. Lekarka doradziła jej zaszczepienie się w drugim trymestrze. Jednak łodzianka w tym czasie miała drobne problemy związane z ciążą.
-Tak jakoś złożyło się, że nie zaszczepiłam się. Myślałam, że ta choroba mnie nie spotka lub przejdę ją łagodnie – przyznaje łodzianka.
Stało się jednak inaczej. Na początku listopada, 33 tygodniu ciąży, poczuła się słabiej. Wkrótce razem z mężem stracili węch. Byli pozytywni. U niej choroba rozwinęła się błyskawicznie.
- Najpierw myślałam, że mam tylko problemy z zatokami, potem zaczął się kaszel, rano obudziłam się z bólem brzucha i silnym krwawieniem. Zadzwoniłam po pogotowie – wspomina pani Agnieszka.
Okazało się, że z powodu odklejonego łożyska natychmiast trzeba przeprowadzić cesarskie cięcie. Oliwka przyszła na świat jako wcześniak. Ważyła 1,7 kg.
Na dodatek była chora na COVID-19. Miała gorączkę i problemy z oddychaniem. Lekarze po raz pierwszy zobaczyli taką sytuację. Stwierdzili, że na problemy oddechowe związane ze zbyt wczesnym urodzeniem nałożyły się efekty infekcji wirusem SARS-Cov-2. Dziewczynka została podłączona do respiratora, po dwóch dniach przeszła na osiem dni na nieinwazyjne wsparcie oddechowe.
- Sytuację utrudniał fakt, że nie mogliśmy kontaktować się z rodzicami – mówi dr Tomasz Talar, neonatolog z Matki Polki, który zajmował się Oliwką.
Bo choroba pani Agnieszki dalej się rozwijała. COVID-19 zajął całe płuco łodzianki, trafiła więc pod respirator. W pewnym momencie nie wiadomo było, czy przeżyje. Dla jej męża to były najgorsze chwile w życiu. - Lekarz powiedział, że trzeba szykować się na najgorsze. Musiałem wytłumaczyć dziecku, które ma osiem lat, że czasami nie udaje się kogoś uratować – wspomina jej mąż.
Ostatecznie po 10 dniach kobietę odłączono. Ale dopiero miesiąc po narodzinach Oliwki mama mogła ją zobaczyć i wziąć na rękę.
- Dla matki to niewyobrażalne cierpienie – mówi dziś ze łzami w oczach pani Agnieszka.
W szpitalu wraz z córeczką spędziły ponad miesiąc. Dopiero mogła w końcu zabrać dziecko do domu.
- Czas i życie pokażą jak Oliwka będzie się dalej rozwijać. Mamy nadzieję i wierzymy w to, że jak najlepiej - mówi dr Tomasz Talar.
Teraz pani Agnieszka apeluje, by inne kobiety w ciąży przyjęły szczepionkę.
- Żałuję, że się nie zaszczepiłam. Gdybym mogła cofnąć czas na pewno bym to zrobiła– mówi dziś łodzianka. Gdy tylko będzie mogła, zaszczepi siebie i ośmioletniego syna. - Mąż był zaszczepiony dwiema dawkami. Widać różnicę. On przechodził chorobę łagodnie, ja cudem uszłam z życiem –przyznaje.
