Właśnie dlatego od ponad pół roku wzmacniamy Polska Press, a niekiedy lepimy od nowa, by „Dziennik Bałtycki”, „Dziennik Zachodni”, „Gazeta Pomorska”, „Głos Wielkopolski”, „Gazeta Krakowska”, „Głos Dziennik Pomorza” czy „Dziennik Łódzki” oraz kolejne media w Kielcach, Białymstoku, Rzeszowie lub Wrocławiu wróciły tam, gdzie zawsze być powinny.
Polityczny osad
Nie ma sensu szerzej wracać do opowieści o ostatnich kilku latach. Owszem, sytuacja polityczna przeorała zespoły redakcyjne, niekiedy wypatroszyła je w niemal 90 procentach. Owszem, propaganda PiS-u była obecna, w niektórych miastach lał się ewidentny hejt na politycznych przeciwników, a miłość do ówczesnej władzy przybierała karykaturalną formę hołdów. Tak, w kilku redakcjach był i jest kac moralny, zespoły są w części nowe, oficerowie polityczni zniknęli. To prawda także, że nie wszędzie zespoły rozliczyły się jeszcze z tych sytuacji, również z tego, że niektóre projekty zostały porzucone w połowie; trudno to zebrać do kupy.
Trzeba przyznać, że ogromna część naszych dzisiejszych wysiłków to próba nadgonienia tamtych lat, choć uczciwość nakazuje dostrzec w niektórych działaniach poprzedników sens redakcyjny, nawet jeśli nie zawsze przyniosły one szybkie efekty lub utonęły w propagandzie i niekompetencji.
Warto przy okazji zaznaczyć, że dokonaliśmy ważnej zmiany w Polska Press. Odseparowaliśmy redakcję od zarządu firmy. Redaktor naczelny nie zasiada w zarządzie, nie uczestniczy w podejmowaniu decyzji w tym obszarze i generalnie wykręca się od pracy innej niż redakcyjna. I tak powinno być, może to jedyny przypadek, kiedy wykręcanie się od roboty jest w Polska Press akceptowane.
Polityka zrodziła więc w PP zapaść wizerunkową i problemy kadrowe, ale poza tym zmagamy się z tym samym, z czym zmaga się cały rynek mediów w Polsce. Rynek, który walczy o samostanowienie, który stoi przed wielką niewiadomą w postaci przyspieszającej rewolucji cyfrowej i potęgi Big Techów. I który en bloc ma na sumieniu przyłożenie ręki w ostatnich latach do triumfu populizmu. Głupkowatym mediom, które nie dostrzegały zagrożenia i bagatelizowały demontaż państwa, wciąż symetryzując tam, gdzie symetrii nie ma, trudno będzie uciec od odpowiedzialności.
Marki Polska Press, wciąż najważniejsze tytuły i serwisy internetowe w największych polskich miastach, mają przewagę nad rywalami: historię, tożsamość i wiernych Czytelników. Ale borykają się też z ogromnym obciążeniem, chociażby w postaci długu technologicznego czy niedzisiejszych rytuałów redakcyjnych.
W nowy rok wkraczamy więc z marszu, choć pojawi się trochę okazji do świętowania. Swoje jubileusze obchodzą w 2025 roku redakcje m.in. w Krakowie, Katowicach, Poznaniu i Gdańsku. Generalnie jednak będzie to okres kolejnych zmian, czasem planowanych, czasem pospiesznych i ad hoc. Czas bowiem, jak zwracałem uwagę wyżej, koncernowi Polska Press od kilku lat uciekał.
Miasto znaczy miasto
Polska Press przez lata fundowała swoją potęgę nie tylko na dziennikarskim eksplorowaniu lokalnych tematów i akcjach społecznych w konkretnych tytułach. Szeroko też wykorzystywała możliwości dystrybucji treści w całej Polsce; sieć wielkich regionalnych serwisów oraz tych lokalnych spod szyldu Naszemiasto.pl pozwalała budować zasięgi oraz optymalizować koszty produkcji materiałów. Jednak nowe podejście do ekspozycji treści, jakie prezentuje dziś wobec wydawców firma Google - dla jasności komunikatu omińmy szczerość intencji giganta - okazała się dla Polska Press ogromnie ryzykowna. Musimy się pilnie usamodzielniać, to po pierwsze. Po drugie: aby nasze treści wciąż były odpowiednio widoczne w wyszukiwarkach i agregatorach, polityka redakcyjna w obszarze dystrybucji treści musiała ulec radykalnej zmianie. Dziś redakcje w dużej mierze pracują na własny rachunek, a z korporacyjnego bogactwa czerpią ostrożnie. Czasu mamy mało, właśnie tutaj najbardziej nadrabiamy. W pracy nad tematami i tekstami wracamy do ściśle lokalnego myślenia, podobnie ustawiamy nasze brandy. Eksperckość lokalna połączona z uczciwym przekazem i wyrazistymi tezami jest odpowiedzią na nowy czas. Nawiązujemy bezpośredni kontakt z Czytelnikami.
Czy w ten sposób uniezależnimy się od Big Techów i unikniemy ich wpływu na rozstrój normalnego dziennikarstwa? Takie romantyczne myślenie jest bliskie sercu każdego redaktora, zapewne jednak te wszystkie działania nie wystarczą. Jednak porządkowanie portfolio i powrót do fundamentalnych zasad dziennikarstwa lokalnego jest już wartością dodaną.
Powroty po latach
Po 30 latach w mediach regionalnych (z przerwą, gdy nastał Orlen Obajtka) wciąż łapię się na tym, że diagnozuję u niektórych redaktorów i dziennikarzy kompleks stolicy. Mimo że pracują w największych polskich miastach z bogatą historią, swoimi elitami, miejskimi rytuałami i atrakcjami, to wciąż zerkają na tzw. media ogólnopolskie z zachwytem, nawet jeśli media te mają zasięgi pięć razy mniejsze niż serwis miejski. Podobnie jest czasem z postrzeganiem Czytelników - zdaniem redaktorów warszawski jest zawsze ważniejszy niż (powiedzmy) zielonogórski, a młodszy jest istotniejszy niż starszy.
Nasza miłość do małych ojczyzn miała przez te lata różne etapy. Raz dla krótkowzrocznych celów biznesowych opłacało się je porzucać, by znaleźć jakiś nowy rynek, innym razem znowu politycznie nie pasowały do naiwnego rozumienia wspólnoty narodowej. Krótko mówiąc, małe ojczyzny nie mają z mediami łatwo. Podobnie z Czytelnikami - ileż to razy rozpoczynaliśmy kampanię pozyskiwania młodych odbiorców, zapomniawszy o ludziach, którzy przez lata wspierali najpierw swoje gazety, a potem serwisy internetowe.
Od miesięcy w Polska Press walczymy o powrót Czytelników. Zmieniamy serwisy i wydania papierowe, wracamy do najlepszych dla naszej grupy lat pierwszej i drugiej dekady obecnego wieku. Kiedyś nazywaliśmy naszych Czytelników „rodziną” - na długo przed Radiem Maryja! - dziś środowiskiem, ale spoiwo pozostaje jedno: razem kibicujemy swojemu miastu i regionowi, i przez ten pryzmat oceniamy władzę i wszelkie jej decyzje. To my jesteśmy w miastach u siebie i to my od dziesięcioleci mamy legitymację, by oceniać ich sukces lub porażkę.
Nadszarpnięta w ostatnich latach wiarygodność nie jest łatwa do odbudowania. Czujemy tę rezerwę w wielu miejscach, zerwane nici porozumienia, jak powiedziałby słaby poeta. Czy „Nowości” dzisiaj to te same „Nowości”, które przez dziesięciolecia stawiały główną choinkę w swoim Toruniu? Czy „Dziennik Zachodni” to ten sam „Dziennik Zachodni”, w którym rysował Miklaszewski? Czy „Echo Dnia” w Kielcach jest tym samym „Echem”, które przez lata organizowało WOŚP w mieście? Musimy przekonywać, że tak. Że wypadki przy pracy się zdarzyły i że polityczna zawierucha nas rozpędziła, ale od roku znów jesteśmy na swoim miejscu, tam, gdzie byliśmy zawsze, tylko jeszcze trochę lepsi.
Właśnie w mediach PP
Lepsi, bo wszyscy mamy dość buksowania w miejscu. Rynek dziś nie ma litości. Sprząta kolejne tytuły prasowe, dopisuje minusy przy kolejnych przedsięwzięciach internetowych. Wymusza durne clickbaity nawet w największych serwisach ogólnopolskich. Ta walka o uwagę Czytelnika - walka albo z najgłupszymi treściami socialowymi, a innym razem ze znakomitymi serialami w streamingu - często unieważnia sens dziennikarstwa. W wielu miejscach nie ma już budowania wspólnoty, czuwania nad jej powodzeniem, kontroli władzy, specjalizowania się w konkretnych tematach. Jest idiotyczne spisywanie Twittera (pardon, teraz to X, zabawka Muska), oszukiwanie w tytułach, wieczny rechot nawet wokół ważnych spraw i ciągłe pozy i miny rozhisteryzowanej dziennikarskiej młodzieży, której wydaje się, że wie więcej i ma moralne prawo.
Jednak dobre dziennikarstwo istnieje. Zgrabnym i wystarczająco patetycznym zakończeniem byłoby: „istnieje właśnie w mediach Polska Press”, ale oczywiście nie narażę Państwa na dyskomfort czytania takiej pointy. Dobre dziennikarstwo, które buduje wspólnotę, a nie ją dezintegruje, rozumie demokrację i mówi, jak jest, istnieje jeszcze w wielu redakcjach. Także regionalnych, także lokalnych. W Polska Press od pół roku nawiązujemy do najlepszych lat, kiedy wytyczaliśmy kierunki, a nie podążaliśmy zdyszani za pędzącym światem. Rynki regionalne to naturalne dla nas miejsca, ale warto zauważyć, że ostro weszliśmy też w serwisy tematyczne. Poprawiliśmy flagowy Telemagazyn.pl, a StronaZdrowia.pl, StronaPodróży.pl czy StrefaObrony.pl to serwisy, które docenia coraz więcej Czytelników.
Ten jubileuszowy dla wielkich historycznie i współcześnie tytułów Polska Press będzie dobry. 80 lat „Dziennika Polskiego” w Krakowie, „Dziennika Zachodniego” w Katowicach, „Głosu Wielkopolskiego” w Poznaniu i „Dziennika Bałtyckiego” w Gdańsku uczcimy w naszych (wszystkich) serwisach internetowych nowymi rozwiązaniami graficznymi i formatami. I dobrym dziennikarstwem, na które zasługują najlepsze polskie miasta.
