Patostreamerzy kierują swoje treści głównie do dzieci. Pomoże ustawa?

Blanka Aleksowska
Blanka Aleksowska
Pixabay
Po wstrząsającej sprawie duszonego podczas transmisji w internecie 7-latka powraca temat tzw. patostreamingu. Dlaczego wciąż popularność zdobywają nagrania przemocy, znęcania się i alkoholowych libacji? Takie treści mają trafiać głównie do naszych dzieci i nastolatków.

"Jak umrze, to przynajmniej będzie spokój. Niech zdycha" - te przerażające słowa dotyczą 7-letniego chłopczyka. Padają z ust jego matki. W trakcie transmisji live w sieci, ojciec dusi dziecko gołymi rękami, przygniatając je do kanapy. Kobieta siedzi spokojnie obok, zachwycona sytuacją. To ona włączyła nagrywanie, gdy zaczęła się przemoc. W końcu ojciec puszcza chłopca, który z trudem łapie oddech. Prosił o litość, kopał, wierzgał nogami, próbował się bronić. Jest cały roztrzęsiony.

To tylko jeden ze streamów tej patologicznej rodziny z Dąbrowy Górniczej na popularnej platformie społecznościowej TikTok. Nagranie wyjątkowo szybko obiega internet i wywołuje oburzenie. Szum medialny sprawia, że sprawą zajmuje się policja - chłopczyk natychmiast zostaje odebrany przemocowym rodzicom i trafia do rodziny zastępczej. A oni sami - na dywanik prokuratora, gdzie słyszą zarzuty znęcania się nad dzieckiem.

Podobnie jednak jak w przypadku innych tego typu historii, to nie jest pierwszy "wybryk" dwójki patostreamerów. Już wcześniej para transmitowała na swoim kanale akty przemocy, głośne awantury, szarpanie chłopca, obrzucanie go wyzwiskami, uczenie go wulgaryzmów. Nie brakowało również wysokoprocentowego alkoholu. Filmy zbierały coraz większe zasięgi i monetyzację.

Takich "twórców" w mediach społecznościowych od lat przybywa. I nie bez powodu. Patotreści - transmitowane i pokazywane w sieci akty przemocy, bójki, znęcanie się, poniżanie, picie alkoholu, zażywanie narkotyków, nakłanianie do czynności seksualnych - gromadzą ogromną publiczność. A co za tym idzie - dobrze się sprzedają. Tak działają bowiem platformy takie, jak Youtube - im szersze zasięgi, tym większa monetyzacja, tym więcej reklam. I więcej tzw. "donejtów" - datków pieniężnych, które widzowie mogą wpłacać twórcy podczas transmisji live. Dla wielu patologicznych przestępców i sprawców przemocy pokazywanie tych czynów w sieci stało się sposobem na życie w luksusie i olbrzymie zarobki.

Czytaj też:

Ustawą zakazać patologii?

W reakcji na głośną sprawę z Dąbrowy Górniczej przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości zapowiedzieli, że już w ciągu najbliższych tygodni złożą w Sejmie nowy projekt ustawy, zakazujący patostreamingu. Twórcy takich treści - wedle tych zapisów - mieliby być karani nawet więzieniem. - Pierwsza rzecz: chcemy, żeby patostreaming został uregulowany w kodeksie karnym, ponieważ dzisiaj jest problem, z jakiego przepisu można postawić zarzuty. Druga rzecz: chcemy, żeby to przestępstwo było zagrożone wysoką sankcją karną - wyjaśniał wiceszef resortu, Michał Wójcik.

Choć dokładne przepisy projektu nie są jeszcze znane, to czy aby na pewno chodzi o to, by tylko karać patostreamerów? Przecież znęcanie się nad dziećmi, zwierzętami, czy inne akty przemocy są już karalne. Większość czynów, za które patotwórcy pociągani byli do odpowiedzialności, od dawna uregulowana jest prawnie. A konsekwencje są znane. Mimo to, sprawcy nie boją się sądu, policji czy prokuratora. Bez skrępowania miesiącami, albo nawet latami, publikują wstrząsające treści i wyrządzają krzywdę innym dla oglądalności i zysku.

Czytaj też:

Patostreamy celują w dzieci

Popularność patostreamerów to problem, który dotyczy nie tylko Polski. Twórcy takich treści zdobywali już szeroką publiczność i "sławę" m. in. w Niemczech (tzw. "Władcy smartfonów"), czy - przed wojną - na Ukrainie i w Rosji ("Mops Wujek Pies"). To grupy streamerów relacjonujących w swoich materiałach picie alkoholu, demolowanie mieszkań, awantury, poniżanie i upokarzanie osób trzecich. Osób publikujących takie treści nie trzeba długo szukać także w innych częściach świata. To twórcy, u których patologiczne i krzywdzące sytuacje nie są incydentalne, przypadkowe, niezamierzone. Wręcz odwrotnie - stają się stałym modus operandi, bardzo często opierają się na świadomym i wyreżyserowanym wcześniej działaniu. Wszystko po to, by ciągle mocniej szokować publikę, zdobywać rozgłos, popularność oraz - oczywiście - coraz większe "donejty". To właśnie te datki stają się najczęściej podstawowym źródłem zarobku na wielu platformach streamingowych.

Jak podkreślają eksperci ds. bezpieczeństwa w sieci, socjolodzy, czy sami twórcy internetowi, patostreamerzy kierunkują swój "kontent" przede wszystkim w dzieci i młodzież. Osoby młode, dopiero powoli kształtujące swoją wrażliwość i umiejętność dostrzeżenia złych zachowań, podatne na manipulacje czy adrenalinę, są najłatwiejszym celem. Zaimponowanie im jest proste.

Czytaj też:

Z ostatnich badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że patotreści w sieci ogląda aż 37 proc. nastolatków i dzieci. Ok. 43 proc. badanych potwierdza, że ma z takimi materiałami kontakt co najmniej raz w tygodniu. Problem wielokrotnie nagłaśniany był nie tylko przez organizacje zajmujące się ochroną praw dziecka, ale także przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich czy samych "normalnych" twórców internetowych, nie publikujących szkodliwych treści. Patostreamerzy uderzają bowiem także w nich.

Szkody wyrządzane przez patotwórców są zatem spore. Ale to najmłodsi pozostają ich docelową publiką. A przecież powinny być w sieci szczególnie chronione.

- To może mieć bardzo poważne skutki dla psychiki dzieci i nastolatków. Taki YouTuber staje się nich pewnym autorytetem, idolem. Jeśli słuchają one takiego przekazu, że szydzenie czy poniżanie kogoś jest zabawne, to będą się tego uczyć, wzorować się na tym. Do patotreści mogą dziś łatwo docierać nawet bardzo małe dzieci -- To może mieć bardzo poważne skutki dla psychiki dzieci i nastolatków. Taki YouTuber staje się nich pewnym autorytetem, idolem. Jeśli słuchają one takiego przekazu, że szydzenie czy poniżanie kogoś jest zabawne, to będą się tego uczyć, wzorować się na tym. Do patotreści mogą dziś łatwo docierać nawet bardzo małe dzieci -

wskazywała Marta Wojtas, analityczka Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, w tekście o patostreamingu na łamach Tygodnika Interii.

Popularność tych treści w internecie to zjawisko, na które wpływamy my sami. Tylko małe zainteresowanie, znikoma oglądalność i większa wrażliwość społeczna może sprawić, że patostreaming będzie słabł.

Obserwuj nas także na Google News

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Patostreamerzy kierują swoje treści głównie do dzieci. Pomoże ustawa? - Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl