Paweł Kowal: Skandaliczne słowa izraelskich polityków to walka o głosy skrajnej prawicy w Izraelu

Kacper Rogacin
Kacper Rogacin
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
- Słowa izraelskich polityków to element gry politycznej przed wyborami w Izraelu. Dziwne, że polski rząd się w tym nie połapał - mówi dr Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press - mówi dr Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press.

Decyzja premiera Morawieckiego o odwołaniu polskiej delegacji na szczyt V4 w Izraelu była dobra?
To była de facto decyzja o odwołaniu szczytu, dlatego Grupa Wyszehradzka polega na tym, że wszyscy uczestniczą w spotkaniach. Więc jeżeli jakaś strona nie przyjeżdża, to nie ma posiedzenia. Kluczowa była więc decyzja premiera Mateusza Morawieckiego, że Polska nie będzie w Jerozolimie reprezentowana - nawet w randze ambasadora, bo taka możliwość prawdopodobnie była brana pod uwagę. Co nie zmienia faktu, że bardzo długo, bo właściwie przez całe dwa dni, strona polska zmieniała stanowisko, korygowała je. Powstał duży chaos i ten chaos nie został jednoznacznie odczytany przez naszych partnerów, którzy nie zdecydowali się na to, żeby nie jechać do Izraela. Być może nie mieli nawet ku temu okazji, bo może nie zostali odpowiednio poinformowani - to jest oddzielna sprawa. Ale to jest sfera przypuszczeń. W każdym razie w wyniku tego premier sam podjął decyzję o skasowaniu spotkania Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu. Można się w ogóle zastanawiać, co to był za pomysł, po co był ten pomysł?

Na szczycie w Izraelu bardzo zależało Węgrom.
Tak, niektórzy nieoficjalnie mówią, że to miała być jakaś demonstracja Orbana w stronę George'a Sorosa [amerykański miliarder - red.], ponieważ Orban prowadzi z nim "wojnę". Czy to jest nasza rola, bycia statystą w jakichś wojnach Orbana z Sorosem? Orban chce zademonstrować, że ma z Izraelem dobre stosunki. Można powiedzieć, że naszej dyplomacji poplątały się w tej sprawie nogi.

Napięcie na linii Warszawa - Jerozolima będzie eskalowane, czy wygaszane?
Myślę, że obie strony będą to napięcie wygaszały. Ale trzeba też mieć świadomość, że w obu krajach mamy bliźniaczą sytuację w sensie techniki wyborczej. Partia prawicowa, która chce wygrać wybory - w Izraelu to jest Likud, w Polsce to jest koalicja skupiona wokół PiS-u - walczy o głosy skrajnie prawicowe, czyli nie chce, żeby im wyrastały jakieś konkurencyjne ugrupowania polityczne na prawo. I w związku z tym starają się przypochlebiać skrajnie prawicowym nastrojom. W Izraelu osiągnęło to już formę horrendalną w wypowiedziach Katza. W Polsce może powstawać wrażenie, że w Izraelu stanowisko ministra Katza jest powszechne. To jest coś takiego, jakby ktoś uznał za powszechne poglądy reprezentowane przez grupy narodowców. To nie jest stanowisko powszechne w Izraelu, nawet nie jest powszechne w Likudzie. To wszystko po prostu dzieje się na potrzeby kampanii wyborczej.

Jak Pan ocenia reakcję polskiego rządu na ostatnie wydarzenia?
W ostatnich dwóch dniach to zarządzanie kryzysowe szwankowało. Całej sytuacji mogłoby nie być, gdyby premier przyjął strategię, którą proponował Jerzy Buzek. Mianowicie pojechać i tam odnieść się do wszystkich problemów, które wynikły z wypowiedzi premiera Netanjahu. To byłoby jakieś rozwiązanie w tym momencie. Ale też trzeba podkreślić jedno - to nie jest tak, że jeżeli podejmie się jakieś bazowo złe decyzje, to na każdym etapie procesu można je zmienić. Tak samo nie na każdym etapie pieczenia szarlotki można ją zmienić na sernik. Jeżeli zdecydowaliśmy się na to, że szczyt w Warszawie robimy w tym momencie, że jednym z trzech jego głównych bohaterów ma być Netanjahu, jeżeli wszyscy wiedzieli, że w Izraelu są wybory i że Netanjahu zabiega o głosy skrajnej prawicy, jeżeli było ustalenie sprzed dwóch lat, że będzie to posiedzenie Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu, to nie można było już wszystkiego odwrócić w niedzielę. Natomiast faktycznie złe wrażenie na opinii publicznej i naszych partnerach zrobił fakt chaosu decyzyjnego. Nie było jakiejś klarownej linii postępowania, co zostanie zauważone przez wyborców. Chociaż z drugiej strony takie "usztywnienie się" polskiego rządu pozwoli mu pozbierać jakieś głosy na skrajnej prawicy, bo to się tam będzie podobało.

Polski rząd ma świadomość, że wszystko krąży wokół kampanii w Izraelu?
Mam wrażenie, że rząd nie połapał się, że jest ostra konkurencja, w której wystartował Likud, któremu grozi, że utraci większość i robi już wszystko, żeby zebrać każdy głos. I jak widać liczyli, że istnieje jakieś kilka procent antypolskich głosów wśród wyborców.

Z obecnej perspektywy ubiegłotygodniowy szczyt bliskowschodni w Warszawie to sukces, czy porażka?
Trzeba powiedzieć konkretnie - jeżeli szybko, czyli np. w tym roku rozpocznie się realizacja Fort Trump, to znaczy, że coś realnie podczas tego szczytu polska dyplomacja ugrała. Czyli ten szczyt można jeszcze zdyskontować. A z drugiej strony nie ma sensu cała narracja, którą słyszeliśmy w ubiegłym tygodniu, że Polska uczestniczy w kluczowej grze na Bliskim Wschodzie. Bo nie da się w tej kluczowej grze uczestniczyć, będąc jednocześnie w zimnych relacjach z Iranem i będąc skłóconym z Izraelem. Tego się nie da obronić w żaden sposób.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl