Piotr Radwański: Ula zawsze walczy, jakby grała o życie, u Agnieszki widać za to, gdy jest bez formy

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Piotr Radwański
Piotr Radwański Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Piotr (Robert) Radwański - ojciec i były trener Agnieszki i Urszuli o kontuzjach córek, ich pracach licencjackich i planach na przyszłość, a także o swoim udziale w zmianach, jakie zaszły w Polskim Związku Tenisowym.

Jest takie chińskie przekleństwo - obyś żył w ciekawych czasach. Dla rodziny Radwańskich kończący się rok był chyba ciekawy...
Faktycznie był, ale nie uważam tego za przekleństwo, bo wydarzyło się dużo dobrych rzeczy. Ja na przykład zaangażowałem się mocno w odbudowę polskiego tenisa.

A niektórzy zastanawiali się, po co Panu ta polityka? Miejsce w historii polskiego tenisa już Pan ma i to eksponowane.
Właśnie dlatego. Nie chciałem zapisać się w historii tylko jako ojciec i trener moich córek. Nie chciałem, żeby mówiono, że patrzymy tylko na koniec swojego nosa. Chciałbym, żeby polski tenis nie kojarzył się tylko z siostrami Radwańskimi, Jurkiem Janowiczem czy Łukaszem Kubotem. Musimy wychować następców.

Za kadencji poprzedniej ekipy rządzącej Polskim Związkiem Tenisowym było to niemożliwe?
Nie. Sytuacja była wręcz ekstremalna, bo związek był nie tylko potwornie zadłużony, ale wręcz okradany. Trzeba było to naprawić i bardzo się cieszę, że udało nam się to zrobić. Nowy prezes Mirosław Skrzypczyński bardzo prężnie wziął się do pracy, a ja mu w tym pomagałem.

W jaki sposób?
Wsparłem jego kandydaturę na prezesa, a po wyborach pomogłem mu - i nadal pomagam - dotrzeć do odpowiednich ludzi, bo jakieś kontakty mi z dawnych czasów zostały. Trzeba było się sprężyć, bo PZT był o krok od bankructwa. Tak by się stało, gdyby dzięki Ministerstwu Sportu nie zostało zneutralizowanych we wrześniu kilka spraw wiszących nad związkiem. Różnych zawieszonych płatności. To były skandaliczne sprawy, a pieniądze były wyciągane na różne sposoby, m.in. na legendarną już spółkę Tenis Polski. Na szczęście zostało to już wyczyszczone, a ja jestem dumny, bo aktualnie PZT ma ćwierć miliona złotych na plusie.

Mijający rok był za to chyba mniej udany dla Pana córek?
Przeciwnie, był bardzo udany. Z wielu powodów - na przykład dlatego, że właśnie dziś (rozmawialiśmy w poniedziałek - red.) Agnieszka i Urszula obroniły prace licencjackie na Wydziale Turystyki i Rekreacji krakowskiej AWF. Jestem z nich bardzo dumny, bo w zawodowym sporcie ciężko jest taką rzecz osiągnąć. Pamiętam, jak dziewczyny zdawały przed laty maturę, to słyszały wówczas od niektórych koleżanek z kortu, że po co im ta edukacja.

Aż tak?
W tym światku to ewenement, dla wielu zawodników edukacja kończy się na tym, że umieją czytać i pisać. Oni mogą wydawać się wykształceni, bo znają języki - wiadomo, że jak się podróżuje po całym świecie, to trzeba mówić dobrze przynajmniej w jednym. Jednak...

Niewiele mają w tych językach ciekawego do powiedzenia?
To Pana słowa (śmiech), ale faktycznie coś w tym jest. A co do Agnieszki i Uli, to mam nadzieję, że one nie poprzestaną na licencjacie i zrobią również magisterkę. Powtórzę - to był bardzo udany rok, a trzeba również pamiętać, że moja starsza córka wyszła w lipcu za mąż.

Do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko sukcesów na korcie?
Ja bym to ujął inaczej - zabrakło zdrowia, bo i Agnieszka, i Ula zmagały się w tym roku z kontuzjami. To jest główna przyczyna ich słabszych wyników. W przypadku Agnieszki wiadomo było, że czeka ją duży spadek w rankingu WTA - nie może być inaczej, jeżeli ktoś odwołuje się z pięciu ważnych turniejów. Gdyby je zagrała i przeszła w każdym z nich rundę albo dwie, to wtedy ten spadek byłby znacznie mniejszy. Ona jednak nie była w stanie w ogóle wyjść na kort.

Jak jest obecnie ze zdrowiem Pana córek?
Z Agnieszką jest już lepiej. Gra dwa razy dziennie, chodzi na trening ogólnorozwojowy. Wróciła do starego trybu, bo był w tym roku taki moment, że nie była w stanie odbyć dwóch treningów na korcie. To było oczywiste, że będzie w tej sytuacji grać słabiej. Nie wiem co prawda, z jakimi obciążeniami trenuje, bo to pytanie dla jej - nazwijmy to - sztabu...

Wyczuwam sarkazm?
Jak najbardziej i zaznaczam, że nie mówię o Dawidzie [Celcie - red.]. Chodzi mi o pana z nazwiskiem na „W”. Zdania na jego temat nie zmieniłem.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Łukasz Kubot. Liczby nie kłamią: guru Fibak nadal jest najlepszy

Z Agnieszką jest już lepiej, a co z Urszulą? Drugiej tak pechowej zawodniczki można by szukać ze świecą nie tylko w Polsce.
Dokładnie tak jest niestety. Ona wraca na kort trzeci albo czwarty raz po ciężkiej kontuzji. Zaczęło się siedem lat temu, gdy musiała poddać się operacji kręgosłupa i wracała z czwartej setki rankingu. Później były kolejne urazy - u niej to faktycznie takie zdrowotne neverending story. Szkoda, bo wiemy, że Ula umie świetnie grać w tenisa, ale cóż poradzić. Teraz też nie jest jeszcze w pełni zdrowa, cały ten rok grała tylko raz dziennie. Czyli przyjmowała o połowę mniej obciążeń, niż powinna. Dopiero teraz zaczyna grać dwa razy dziennie.

Nie zdarzył się moment, że Ula miała chwilę zwątpienia? Takie pasmo kontuzji może się odbić negatywnie na psychice.
Ula jest tak ambitna, że nigdy nie powie, że ma dość. W jej przypadku mamy do czynienia wręcz z nadmotywacją, a każdy uraz tylko jeszcze bardziej nakręca ją do pracy. Ula jest jednak bardzo radykalna w swoich ocenach, wręcz zero--jedynkowa. Wszystko ma być perfekcyjne. No i w efekcie trochę się w pewnym momencie pogubiła, bo np. za bardzo chciała być szczupła.

Jest. Ma figurę jak modelka.
Pytanie tylko, czy taka figura jest optymalna w przypadku zawodowej tenisistki. Trochę więcej mięśni by nie zaszkodziło. Można być modelką, ale przede wszystkim trzeba być sportowcem, nie da się siedzieć okrakiem na barykadzie. Ula miała taki okres, że chyba nie do końca wiedziała, co chciałaby w życiu robić.

Agnieszka z kolei sprawiała chwilami wrażenie, jakby zadowalało ją to, co już osiągnęła.
Tak akurat na szczęście nie jest, a Agnieszka nadal ma swoje ambicje. Ma też więcej luzu niż Ula, czego skutkiem ubocznym jest jej mowa ciała. Moja młodsza córka w każdym meczu walczy, jakby grała o życie. U Agnieszki za to widać, gdy jest bez formy. Sprawia wtedy wrażenie, jakby nie miała chęci do gry. Ludzie się na to nabierają, ale to bzdura. Ona ma nie tylko nadal wielkie ambicje, ma również podpisane kontrakty. Nawet gdyby chciała, nie może teraz skończyć kariery, tak jak zrobiła to Ana Ivanović.

Możemy liczyć, że następny rok będzie w jej wykonaniu lepszy?
W wykonaniu obu moich córek. Niech Agnieszka wróci do pierwszej trójki, a Ula do pięćdziesiątki - to jest realne.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Spędzicie je w Krakowie czy coś się zmieniło?
Jak zawsze w Krakowie. Różnica jest taka, że tym razem będzie z nami Dawid.

Dawid Celt: Musimy zacząć budować reprezentację Polski kobiet bez Agnieszki Radwańskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl