Spis treści
Zmiana głównego dowódcy sił biorących udział w operacji zbiegła się w czasie z rozpoczęciem nowej strategii rosyjskiej. To kolejna faza tej wojny. Rosjanie niszczą konsekwentnie infrastrukturę energetyczną Ukrainy atakami z powietrzna, jednocześnie na froncie skupiając się na utrzymaniu stanu posiadania - z małymi wyjątkami, choćby bitwy o Bachmut. Ta zmiana strategii (i dowódcy) nastąpiła po klęsce rosyjskiej pod Iziumem i Łymanem. Wydaje się przynosić pewne efekty, a co chyba najistotniejsze, generał Siergiej Surowikin ma chyba dużo większy dar przekonywania Putina, skoro Rosjanie wycofali się z zachodniego brzegu Dniepru, unikając militarnej katastrofy.
Trzy drogi Rosji. Którą wybrała?
W tekście podsumowującym pół roku inwazji (z 24 sierpnia br.) wskazywałem, że Rosja ma do wyboru trzy drogi działania:
- wojna na wyniszczenie
- wojna totalna
- zamrożona wojna
Co można powiedzieć dziś, po blisko czterech kolejnych miesiącach wojny? Kreml wybrał wariant mieszany: scenariusza pierwszego z drugim. Trzeci, oznaczający jakieś rokowania i próby zawieszenia broni, odpadł.
Ostatnie cztery miesiące pokazują, że Moskwa zdecydowała się na kontynuację wojny pozycyjnej, bez większych zmian linii frontu. „Umacnianie się Rosjan na już okupowanych ziemiach w pierwszej kolejności, a jednocześnie – bez pośpiechu – presja na donbaskim odcinku frontu, by w końcu zająć cały region. Co oznaczałoby kontynuację ataków na Bachmut, Siwiersk i Awdijiwkę, a w następnej kolejności na Słowiańsk i Kramatorsk” – pisałem pod koniec sierpnia. Tak też się dzieje.
Ten plan nie powiódł się natomiast na innych odcinkach frontu. „Na południu obrona pozycji w obwodzie chersońskim i zaporoskim (przełączenie Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej z sieci ukraińskiej do rosyjskiej), na wschodzie utrzymanie pozycji w obwodzie charkowskim, co pozwala wciąż rosyjskiej artylerii razić cele w samym Charkowie”. Jak to wygląda dziś? Utrata okupowanej części obwodu charkowskiego i utrata części obwodu chersońskiego ze stolicą obwodu.
Wreszcie trzecie założenie tego scenariusza: „ciągłe straszenie większymi atakami lądowymi i rakietowy ostrzał celów na całej Ukrainie”. Na lądzie to nie wyszło, za to Moskwa skupiła się na rakietowym ostrzale celów na całej Ukrainie”. Od początku października mieliśmy już serię zmasowanych uderzeń w infrastrukturę.
Zarazem Moskwa wprowadziła w życie elementy opcji nr 2. Nie zdecydowała się na szybkie „użycie wszelkich możliwych środków i pełną mobilizację państwa, aby jak najszybciej i zupełnie pokonać Ukrainę”. Ale w końcu jednak Putin ogłosił „częściową mobilizację” – co oznacza faktycznie niekończącą się możliwość czerpania z rezerwuaru ludzkich zasobów. Na razie była pierwsza fala brania w kamasze mięsa armatniego 200-300 tys. ludzi. Ale nie ma wątpliwości, że będą następne.
Ukraina kontratakuje
Gdy podsumowywałem pół roku wojny i kreśliłem prognozy, rozpędzała się właśnie ukraińska armia. Nie ma wątpliwości, że jednym z przełomowych momentów w tej wojnie było uzbrojenie jej w precyzyjną zachodnią artylerię. Jeśli symbolem pierwszej fazy wojny były po ukraińskiej stronie Bayraktary, tak pod koniec lata do gry wszedł nowy, jeszcze groźniejszy dla Rosjan gracz: amerykański system HIMARS.
W sierpniu Ukraińcy zaczęli na dużą skalę uderzać w cele rosyjskie do kilkudziesięciu kilometrów za linią frontu: węzły logistyczne, koszary, magazyny amunicji, składy sprzętu itd. HIMARS stał się postrachem Rosjan, którzy musieli odsunąć znacznie kluczowe obiekty od linii frontu. Do tego Ukraina przeniosła wojnę na okupowany Krym (drony, dywersja). W ostatnim czasie średnio co kilka dni pojawiają się doniesienia o wybuchach na Krymie, a celem najgłośniejszego i mającego duże znaczenie strategiczne ataku okazał się most łączący okupowany półwysep z Rosją.
Intensywność takich ataków na froncie południowym, w połączeniu z zapowiedziami Kijowa powodowała, że niemal wszyscy spodziewali się silnego uderzenia ukraińskiego na zachodnim brzegu Dniepru, na Chersoń. Tymczasem 6 września ofensywa ukraińska ruszyła setki kilometrów dalej na wschód, w obwodzie charkowskim. To był lokalny blitzkrieg.
W dziesięć dni Ukraińcy odzyskali ok. 8,5 tys. km kw. Rozbili rosyjskie zgrupowanie w Iziumie i odrzucili wroga na wschodnie rubieże obwodu ługańskiego. Nie tylko zagrozili Rosjanom w tym regionie, ale też zlikwidowali wiszącą od wielu miesięcy nad zgrupowaniem ukraińskim w północno-wschodniej części obwodu donieckiego groźbę odcięcia poprzez uderzenie rosyjskie z południowego wschodu i z północnego zachodu (z rejonu Iziumu właśnie). Później Ukraińcy odbili też Łyman i zepchnęli wroga na linię Swatowe-Kreminna.
Mobilizacja i aneksja Rosjan
Klęska pod Iziumem wstrząsnęła rosyjską opinią publiczną, a chyba jeszcze mocniej środowiskami prowojennymi. Krytykowana już wcześniej armia znalazła się pod pręgierzem. Poleciały kolejne głowy dowódców, zaś tzw. milblogerzy, Girkin, Kadyrow i Prigożyn już bez skrupułów zaczęli publicznie atakować dowódców wojskowych. Odpowiedzią Kremla na frontowe porażki były dwie decyzje Putina: o aneksji obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego, chersońskiego (30 września) i o tzw. częściowej mobilizacji (21 września).
Aneksji ogłoszonej po zmyślonych „referendach” oczywiście nikt nie uznał, na dodatek Rosja szybko zaczęła tracić dopiero co przyłączone terytoria. Część obwodów ługańskiego i donieckiego w wyniku kontynuowanej od początku września ofensywy ukraińskiej. Ale największym ciosem, także prestiżowym, był odwrót z zachodniego brzegu Dniepru. W ten sposób Rosjanie bez walki nie tylko zrezygnowali z planów ofensywy na Odessę i odcięcia Ukrainy od morza, ale też stracili jedyną zdobytą po 24 lutego obwodową stolicę: Chersoń. Ale zarazem należy podkreślić, że ewakuacja zachodniego brzegu Dniepru nastąpiła w sposób zorganizowany i nawet zaskakujący dla przeciwnika – co przypomina odwrót spod Kijowa i Czernihowa.
Ta niewątpliwie trudna politycznie decyzja pokazuje, że rosyjskie dowództwo zaczyna działać racjonalnie – co nie jest najlepszą informacją dla Kijowa. Generałowie przekonali Putina, że uporczywe utrzymywanie przyczółku na prawym brzegu Dniepru może zakończyć się wojenną katastrofą większą niż klęska w obwodzie charkowskim. Za cenę utraty części dopiero co przyłączonego do Rosji obwodu chersońskiego Rosjanie mogli wzmocnić obronę w obwodzie zaporoskim, ługańskim i wzmocnić natarcie na Bachmut.
Łatanie dziur i terroryzm energetyczny
Pierwsza mobilizacja pozwoliła szybko rzucić na front tysiące ludzi. Mniejsza, że niewyszkolonych i ginących jak muchy. Mimo wszystko dzięki temu łataniu dziur udało się wyhamować ofensywne działania Ukraińców. Jest też kogo pchać z okopu, raz za razem w bitwie o Bachmut. Zresztą tutaj swoją daninę krwi składają też werbowani przez Grupę Wagnera skazańcy.
Dlaczego Rosja tak uparcie atakuje Bachmut, nazywany już nawet „Verdun tej wojny”? Zajęcie miasta pozwoli wyjść na pozycje dogodne do ataku na Słowiańsk i Kramatorsk, dwa największe miasta obwodu donieckiego kontrolowane od 2014 roku przez Kijów. Ale też utrudnić plany ukraińskiej ofensywy w głąb obwodu ługańskiego (zagrożenie z południowego skrzydła). No i poza tym, Rosjanie od bardzo dawna nie zanotowali zwycięstwa, zajęcia jakiegoś większego miasta. Co prawda i Bachmut aż tak ważny strategicznie nie jest, ale tyle się o nim mówi, że gdyby padł, to Moskwa odtrąbi to jako największą wiktorię od czasów zajęcia Siewierodoniecka i Łysyczańska.
Od upadku Chersonia frontowa wojna toczy się tak naprawdę tylko w Donbasie. Pozycje w obwodach chersońskim i zaporoskim Rosja zabezpiecza. Czeka na dogodny moment do ofensywy (zdaniem Kijowa najwcześniej koniec stycznia, najpóźniej początek marca). Ale to nie znaczy, że nic nie robi.
Obecna strategia Moskwy skupia się na niszczeniu infrastruktury energetycznej Ukrainy. Pierwszy zmasowany atak rakietowo-dronowy miał miejsce 10 października. Od tamtej pory w interwałach 10-14 dni Rosja ponawia uderzenia. I z każdym kolejnym razem Ukrainie jest trudniej przywracać działanie sieci i zasilanie.
Cel Moskwy jest jasny: terroryzowanie ludności i próba wywołania katastrofy humanitarnej poprzez ocięcie prądu, ogrzewania i wody w warunkach zimowych. Początkowo były opinie, że rakiet Rosji na długo nie starczy, ale obecnie panuje w tym względzie większy pesymizm w Kijowie. Na dodatek Iran ciągle dostarcza nowe partie dronów-kamikadze. Można więc oczekiwać, że ta trzecia główna faza inwazji będzie trwała przez całą zimę.
Jak Ukraina zatrzymała Rosję
Ta wojna – rozpoczęta 24 lutego - miała się w opinii rosyjskich generałów zakończyć w parę tygodni. O ile na południu szli naprzód niemal bez oporu, zajmując niemal cały obwód chersoński i całe Priazowje, czyli szeroki pas terytorium ciągnący się wzdłuż Morza Azowskiego od Krymu, przez obwód zaporoski, po południowo-zachodnią część obwodu donieckiego z Mariupolem, to na dwóch innych strategicznych kierunkach nie było już tak dobrze.
Spore zdobycze Rosja uzyskała wtedy w obwodzie charkowskim (początkowo ich wozy bojowe pojawiły się nawet na ulicach samego Charkowa), znacznie mniejsze w Donbasie. Klapą zakończyła się natomiast próba zajęcia Kijowa i eliminacji jego kierownictwa. Rosjanie po paru tygodniach w sposób zorganizowany wycofali swe kolumny z obwodów kijowskiego, czernihowskiego i sumskiego.
Później, po kilkutygodniowej „pauzie operacyjnej”, czyli pospiesznym przerzucaniu sił z północy na południowy wschód, rozpoczęła się ofensywa rosyjska w Donbasie. Opanowanie kontrolowanych przez Ukrainę dwóch trzecich obszaru obwodów ługańskiego i donieckiego pod hasłem ich „wyzwolenia” przez tzw. republiki ludowe, będące marionetkowymi tworami Rosji, jednak się nie udało. Po krwawych bojach padł Siewierodonieck. I tyle. W czerwcu linia frontu stanęła. A dwa miesiące później zaczęła się przesuwać. Ale na niekorzyść Rosji.
Prognoza po 300 dniach wojny
Pierwsza fala mobilizacji nie rozwiązała oczywiście problemów wojskowych Rosji. Reżim Putina wciąż jest w defensywie. Tak, pod Bachmutem atakują. Ale bez większych efektów i można odnieść wrażenie, że strona ukraińska uznała, że ten odcinek frontu może być czymś podobnym do długiej batalii o Siewierodonieck. Długa operacja, bardzo krwawa, angażująca wroga czasowo i zasobami, a strategicznie bez większego znaczenia.
Ukraina i Rosja przypominają teraz dwóch bokserów, którzy myślą, gdzie i kiedy zadać cios. I próbują wprowadzić unikami rywala w błąd. Od czasu zajęcia Chersonia w przypadku Ukrainy mówi się głównie o tym, że kolejna ofensywa pójdzie gdzieś na odcinku zaporoskim, na Melitopol i Berdiańsk, żeby odciąć okupowany Krym i część Chersońszczyzny od okupowanego Donbasu i Rosji. Ale równie dobrze uderzenie może pójść gdzie indziej – warto pamiętać, jak Kijów zmylił wroga na przełomie sierpnia i września.
Jednocześnie Kijów coraz więcej mówi o rosyjskich planach dużej ofensywy zimowej. W ostatnich paru tygodniach nie brakuje doniesień o ruchach wojsk agresora w obwodzie zaporoskim, o wzmacnianiu pozycji na lewym brzegu Dniepru, o zatrzymaniu ofensywy ukraińskiej w obwodzie ługańskim, o zwiększaniu sił w obwodzie donieckim. Wraca też opcja ofensywy z północy.
Choć analitycy uważają, że Rosja, nawet z wykorzystaniem sił białoruskich, nie ma teraz co marzyć o próbie ponowienia ataku na Kijów, to nie można wykluczyć tego za miesiąc, dwa.
dś
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?