Spis treści
Pożar Fabryki Broni w Radomiu
Pożar w Fabryce Broni "Łucznik" w Radomiu wybuchł po godzinie 2 w nocy. Chwilę przed 2:30 informację otrzymał dyżurny miejscowej straży pożarnej. Na miejscu działało osiem zastępów straży pożarnej.
W ciągu trzech i pół godziny udało się ugasić pożar. Na szczęście, w wyniku spłonięcia pomieszczenia z linią do galwanizacji, nikt nie ucierpiał, mimo że w momencie wybuchu na terenie zakładu znajdowało się 33 pracowników. Wszystkich udało się sprawnie ewakuować.
Fabryka poniosła jednak straty pieniężne szacowane na około trzy miliony złotych.
Fabryka broni niedługo po zdarzeniu wydała komunikat
"Wykryto ogień w jednym z pomieszczeń produkcyjnych. Natychmiast wezwano służby ratownicze, które przystąpiły do akcji gaśniczej. Nikt nie ucierpiał w zdarzeniu. Ogień pojawił się w pomieszczeniu na oddziale obróbki cieplno-chemicznej." - czytamy.
"Sprawnie zadziałały wszystkie systemy przeciwpożarowe, które przekazały sygnał o zdarzeniu ochronie oraz straży pożarnej, która bardzo szybko pojawiła się na miejscu. Zarząd Fabryki Broni „Łucznik” – Radom podjął natychmiastowe działania zmierzające do utrzymania produkcji na niezmienionym poziomie a w dalszej kolejności wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia" - tłumaczy fabryka.
Policja nie prowadzi czynności
Jak udało nam się ustalić, obecnie policja nie prowadzi żadnych czynności w związku z pożarem fabryki broni.
Nie wykonywaliśmy żadnych czynności. Policjanci byli na miejscu. Zostaliśmy poinformowani za pośrednictwem Centrum Powiadamiania Ratunkowego, więc policjanci podjęli interwencję, ale jeśli chodzi o pożar, został on ugaszony przez straż, nikt nie ucierpiał, w związku z tym na tę chwilę nie prowadzimy żadnych czynności - przekazał portalowi i.pl sierż. szt. Kamil Warda.
Decyzja fabryki może jednak ulec zmianie. Wszystko zależy od tego, co dadzą ostateczne wewnętrzne ustalenia.
- Dużo zależy od władz fabryki broni. Na razie dostaliśmy informację, że na chwilę obecną niczego nie będą zgłaszać. Dopiero, jeśli przeprowadzą swoje wewnętrzne czynności, zdecydują, czy ewentualnie złożyć zawiadomienie - dodał Warda.
Dostawy broni nie są zagrożone
Fabryka Broni działająca w Radomiu to wiodący dostawca broni w kraju, ale i za granicę. Jest przede wszystkim głównym producentem broni dla Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, będąc jednocześnie jednym z najnowocześniejszych obiektów w Europie.
"Łucznik" słynie przede wszystkim z produkcji karabinków GROT, a także karabinków Beryl, Mini-Beryl, pistoletów maszynowych PM-98 czy broni sportowej.
O aktywności firmy świadczy fakt, że w piątek, 24 lutego, dojdzie w Fabryce do zatwierdzenia aneksu oraz umowy, które paragrafuje szef MON, Mariusz Błaszczak.
"24 lutego br. o godz. 09.30 w siedzibie Fabryki Broni „Łucznik” w Radomiu Mariusz Błaszczak, wicepremier i minister obrony narodowej, zatwierdzi aneks do umowy na dostawy kolejnej partii karabinków MSBS GROT oraz umowę na dostawę karabinów wyborowych MSBS GROT 7,62 x 51 mm NATO dla Sił Zbrojnych RP." - poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej.
W związku z tym postanowiliśmy spytać, czy pożar może wpłynąć negatywnie na podpisanie tej umowy oraz czy sama produkcja jest zagrożona.
- W pożarze nikt nie ucierpiał. Został dość szybko ugaszony, tak że nikomu się nic nie stało. Szybko została uruchomiona produkcja, a szczegóły zdarzenia będą analizowane - zapewniła Beata Perkowska z Polskiej Grupy Zbrojeniowej, której częścią jest fabryka w Radomiu.
- Dostawa jest niezagrożona. Mimo tego zdarzenia, pracujemy dalej, wpływa to na nasze zobowiązania i działania. Trzeba reagować szybko i zdecydowanie - dodała.
Fakt, że jutrzejsze podpisanie umowy jest niezagrożone, potwierdziła nam również przedstawicielka Ministerstwa Obrony Narodowej.
Czy mogło dojść do podpalenia?
W obliczu trwającej wojny na Ukrainie i jej zbliżającej się rocznicy, nie sposób nie pomyśleć, że do pożaru w tak kluczowym miejscu w kontekście polskiego zbrojenia, mogło dojść na skutek udziału osób trzecich.
Informację tej jednak stanowczo zaprzeczają zarówno przedstawiciele PGZ, jak i fabryki broni.
- Będą wyjaśniane okoliczności zdarzenia, ale na ten moment zostało ustalone, że nie zawinił żaden czynnik ludzki, tak że musiała być to jakaś, być może, awaria, ale minął za krótki czas, by wydać jakąkolwiek opinię i stwierdzić, jakie były przyczyny - oznajmiła Aleksandra Odziemkowska z fabryki.
- Absolutnie można wykluczyć podpalenie, zdecydowanie - dodała.
Podobną opinię przekazała Beata Perkowska.
- To jest wykluczone już na tym etapie. Absolutnie nie była to tego typu historia - zapewniła rzecznik prasowy PGZ. - Prawdopodobnie była to tylko awaria maszyny - powiedziała Perkowska.

lena