Według najnowszych doniesień przyszła koalicja - mając większość w Sejmie - nie planuje komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów likwidować. W planach jest audyt, a potem wykorzystanie istniejącego narzędzia do badania rosyjskich wpływów, do których dochodziło w ostatnich latach. Czy wprowadzenie nowych członków i badanie tylko i wyłącznie ostatnich lat, gdy w Polsce rządził PiS, nie ma na celu po prostu "grillowania" polityków związanych ze Zjednoczoną Opozycją?
- Zgodnie z deklaracją przewodniczącego komisji profesora Cenckiewicza, popieramy pomysł funkcjonowania komisji w jakimkolwiek składzie, oczywiście pod tym warunkiem, że będzie prowadziła prace na poważnie. Uważam, że raport, który przygotowaliśmy i dziś opublikowaliśmy, pokazuje pewne standardy udokumentowania tez, które się stawia. To są wszystko rzeczy oparte na twardych dowodach, zaczerpnięte z dokumentów wytworzonych przez instytucje państwowe. Jeśli ten standard zostanie dopełniony, to nie widzę powodów, dla których taka komisja, w innym składzie, nie miałaby funkcjonować - podkreśla w rozmowie z portalem i.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski z komisji ds. badania wpływów rosyjskich w Polsce.
"Będzie to ośmieszało dowodzących"
Według profesora przewidywania, że komisja może stać się instrumentem do "grillowania" polityków PiS są słuszne. - Pewnie tak będzie, ale myślę, że mimo przewagi medialnej i politycznej, będzie to dla samej Platformy Obywatelskiej szkodliwe, bo pokaże różnice pomiędzy powagą wniosków i dowodzenia tych wniosków, zaprezentowanych przez naszą komisję i tym, co wytworzy ewentualna komisja z zadaniem "grillowania PiS-u". Myślę, że znalezienie dowodów współpracy z Rosją rządu Zjednoczonej Prawicy, czy służb podległych rządowi, będzie niemożliwe. Bo takich rzeczy po prostu nie było. A zatem, gdyby chcieć taką tezę postawić, to jej udowadnianie będzie bardziej ośmieszało dowodzących, niż zagrażało politycznie oskarżanym - tłumaczy prof. Żurawski vel Grajewski.

rs