To już kolejny niepokojący sygnał, dotyczący oddziału ratunkowego w Szpitalu Specjalistycznym im. Floriana Ceynowy. Zaledwie kilka dni temu rozmawialiśmy na naszych łamach z ratownikami medycznymi z Trójmiasta, którzy przyznali, że zdarzają się ostatnio dyżury w Wejherowie, na których nie ma ani jednego lekarza. Teraz głos w sprawie postanowiła zabrać przewodnicząca Komisji Zdrowia w Radzie Powiatu Wejherowskiego. Jej zdaniem problem braków kadrowych na SOR-ze sięgnął już takich rozmiarów, że zaczął zagrażać zdrowiu i życiu pacjentów.
- Chcę w tej sprawie interweniować w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku, a jeśli to nie pomoże - w Ministerstwie Zdrowia. Kontaktowali się ze mną pacjenci, którzy zgłaszali, że na SOR-ze na lekarza czeka bardzo dużo osób. Nie chodziło o drobne skaleczenia, ale poważne problemy. Rozmawiałam także z osobą, która powiedziała, że nie miała komu przekazać przywiezionego w karetce pacjenta, ponieważ na oddziale ratunkowym nie było kompletnie żadnego lekarza. Zdarzyło się również, że pacjent, który został przywieziony w nocy, pomoc otrzymał dopiero rano. To jest tragiczne - mówi „Dziennikowi Bałtyckiemu” Łucja Słowikowska, radna powiatowa, przewodnicząca Komisji Zdrowia w Radzie Powiatu Wejherowskiego.
Jak wynika dalej z relacji radnej, lekarzy na SOR-ze coraz częściej zaczynają zastępować ci z oddziałów.
- A przecież oni nie zawsze mogą schodzić, ponieważ również u siebie mają poważne sytuacje. Osobiście nie wyobrażam sobie zresztą takiej sytuacji, że jako lekarz musiałabym ciągle wychodzić ze swojego oddziału na SOR - kontynuuje radna Słowikowska. - Źle zaczęło się dziać i brakować wszystkiego, gdy utworzono spółkę trzech szpitali podlegającą Urzędowi Marszałkowskiemu w Gdańsku. Nie sądzę, że wprowadzenie programem TOPSOR kolorowych pasków, które pacjenci będą mieli na rękach, cokolwiek zmieni, skoro nie ma wystarczającej liczby lekarzy. Interweniowałam już bowiem w Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Gdańsku, które stwierdziło, że nic nie może zrobić w tej sytuacji.
Wprowadzenie programem TOPSOR kolorowych pasków, które pacjenci będą mieli na rękach, cokolwiek zmieni, skoro nie ma wystarczającej liczby lekarzy
Jak się okazuje, w wejherowskim szpitalu brakuje również pielęgniarek.
- W tej sytuacji można byłoby nawiązać współpracę z Kaszubsko-Pomorską Szkołą Wyższą w Wejherowie, która ma doświadczenie w zakresie kształcenia pielęgniarek. Uczelnia kierowałaby takie osoby na praktykę do wejherowskiego szpitala, a to wiązałoby je z placówką. Szpital ze swojej strony musiałby wesprzeć projekt finansowo, np. poprzez stypendia - podsumowuje radna Słowikowska.
Zarzuty szefowej Komisji Zdrowia w Radzie Powiatu Wejherowskiego odpiera Urząd Marszałkowski, któremu podlega spółka Szpitale Pomorskie. To właśnie w jej skład wchodzi m.in. Szpital Specjalistyczny im. Floriana Ceynowy. Choć przedstawiciele samorządu przyznają, że problem z brakami kadrowymi jest poważny, zwracają uwagę, że do jego rozwiązania konieczne są zmiany systemowe.
- Wszyscy mamy świadomość trudnej sytuacji na SOR-ach, nie tylko w naszym województwie, ale w całej Polsce. Tym bardziej trudno zgodzić się z tezą, że „źle zaczęło się dziać i brakować wszystkiego, gdy utworzono spółkę trzech szpitali podlegającą pod Urząd Marszałkowski w Gdańsku” - mówi Michał Piotrowski, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego. - Warto w tym miejscu przypomnieć, że z budżetu samorządu województwa pomorskiego oraz środków Unii Europejskiej zaangażowany został już ponad 1 mld zł dla podmiotów leczniczych funkcjonujących na terenie naszego regionu.
Realizowane inwestycje będą miały bezpośrednie przełożenie na sytuację pacjentów.
- To m.in. budowa trzech nowoczesnych i w pełni wyposażonych bloków operacyjnych zlokalizowanych w Szpitalu św. Wojciecha w Gdańsku, w Szpitalu św. Wincentego a Paulo w Gdyni i w Szpitalu Specjalistycznym w Wejherowie, modernizacja bardzo obleganych oddziałów wewnętrznych czy odnowa „zapomnianych” szpitali psychiatrycznych. Tu jednak pojawia się pytanie, jak mocno samorządy powinny ingerować w system ochrony zdrowia? - dodaje Piotrowski.
Zdaniem władz samorządowych szpitalne oddziały ratunkowe już od kilku lat jak soczewka skupiają wszystkie mankamenty polskiego systemu ochrony zdrowia.
- Przyjmując na dobę nawet kilkuset pacjentów, przestały realizować swój podstawowy cel, dla którego zostały powołane i stały się przychodniami, laboratoriami, poradniami specjalistycznymi, ośrodkami diagnostyki obrazowej czy nawet izbami wytrzeźwień lub ośrodkami opiekującymi się bezdomnymi - wskazuje dalej Piotrowski.
Jak wynika z najnowszych danych, tylko w ciągu jednego, 2018 roku na SOR-ze w Szpitalu im. Mikołaja Kopernika przyjęto ponad 72 tys. osób, w szpitalu na Zaspie - ponad 60 tys. osób, w szpitalu w Wejherowie - ponad 62 tys. osób, w szpitalu św. Wincentego a Paulo w Gdyni - ponad 36 tys. osób, a w szpitalu w Słupsku - ponad 32 tys. osób.
SOR(RY) - tu się ratuje życie. Lekarze apelują, by nie zgłas...
W ocenie samorządu, aby poprawić sytuację na SOR-ach, powinno się przede wszystkim: zwiększyć liczbę lekarzy w systemie, poprzez zwiększenie liczby przyjmowanych osób na studia lekarskie, przywrócić poradnie AOS w szpitalach i ambulatoria chirurgiczne, które odciążyłyby oddziały ratunkowe z pacjentów wymagających mniej skomplikowanej pomocy, zmienić wycenę procedur, a także utworzyć izby wytrzeźwień.
- Póki to się nie zmieni, póki nie zostanie naprawiony cały system, stale będą się niestety pojawiały sygnały o tym, że źle dzieje się w tym czy innym szpitalu - podsumowuje Michał Piotrowski.
CZYTAJ TEŻ:
Arłukowicz: Ludzie będą umierali na SOR-ach, bo SOR-y stały się niewydolne[wideo]
