Speak English? Angielski kompleks polskich mediów

Krzysztof Osiejuk
Krzysztof Osiejuk
Prezydent Zełenski w brytyjskim parlamencie, podobnie jak parę miesięcy temu w Waszyngtonie, swoje przemówienie odczytał z kartki w języku angielskim.
Prezydent Zełenski w brytyjskim parlamencie, podobnie jak parę miesięcy temu w Waszyngtonie, swoje przemówienie odczytał z kartki w języku angielskim. PETER NICHOLLS/AFP/East News
Zełenski po angielsku mówi tak, że niekiedy jest bardzo ciężko go zrozumieć. Czy to na kimkolwiek zrobiło większe wrażenie? Otóż oczywiście, że nie. Jeśli brytyjscy parlamentarzyści byli pod wrażeniem – a jak najbardziej byli – to wyłącznie przez to, że mieli przed sobą wielkiego przywódcę i bohatera, i nawet jeśli cała ich uwaga była skoncentrowana na tym, by zrozumieć, co on mówi, to i tak żadnemu z nich nawet nie drgnęła brew. Dlaczego?

Pamiętam jak przed wielu już laty w niesławnym Szkle Kontaktowym pojawiła się informacja, że w związku ze zbliżającą się polską prezydencją w Unii Europejskiej, Kancelaria Sejmu zamówiła dla posłów lekcje języka angielskiego i że ponad 140 posłów się zapisało. Reakcja była, z mojego punktu widzenia, standardowa i natychmiastowa. A więc prowadzący program zaczęli się głupio uśmiechać, a na ekranie zaczęły się pojawiać esemesy od widzów z pojedynczymi zdaniami w języku angielskim. A więc jakieś „How do you do”, „Do you speak English”, „Yes, I don’t”, i takie tam. Dlaczego mówię, że owa reakcja mnie nie zaskoczyła? Dlatego mianowicie, że ja w swoim życiu setki razy miałem okazję obserwować, jak ludzie reagują, kiedy się dowiadują, że gdzieś ktoś mówi po angielsku. To jest zjawisko niemal identyczne jak to, gdy na dźwięk słowa „matematyka”, ktoś natychmiast mruży chytrze oko, zaczyna recytować: „sinus-cosinus”, i uważa, że jest strasznie dowcipny. Tyle że akurat język angielski się tu znacznie bardziej rozpanoszył. Widocznie przez to, że jest łatwiejszy od matematyki. I ja bym to jeszcze zrozumiał, gdyby za tym stała zwykła ludzka słabość i jakiś rodzaj żalu, że się w życiu coś przegapiło. Ale nie – tu mamy do czynienia z autentycznym kompleksem.

Angielski kompleks polskich mediów

I oto, w kolejnej już chwili, mistrzowie dziennikarskiej puenty zaprezentowali dziennikarkę TVN24, panią Arletę Zalewską, która została przez redakcję wysłana na odcinek lingwistyczny, żeby posprawdzać posłów pod kątem znajomości języka, a przy okazji dać nam powód do śmiechu. I oto ta owa pani, z tego co wiem, dziś już jedna z głównych gwiazd wspomnianej telewizji, na pierwszy ogień wzięła posła PiS-u Mariusza Kamińskiego i zadała mu następujące pytanie: „Hałs jor politikal partaj kolt?”. Słowo w słowo tak jak cytuję. Włącznie z owym „partaj”. Kamiński najpierw zdębiał, a potem odpowiedział właściwie dość poprawnie, że to zależy od tego, o co ona pyta, i jak najbardziej sensownie poprosił, żeby mu uściśliła, o co jej chodzi. Wówczas pracownica TVN-u pokazała paluszkiem na wiszące obok na ścianie pisowskie logo i wystękała: „Łot is zis nejm? Prawo i Sprawiedliwość is in polisz. End in inglisz?”

Opowiedziana przez mnie historia to czasy już mocno zamierzchłe, ale problem na jaki ona wskazuje nie dość że żyje, to jeszcze kopie i to kopie bardzo mocno. A mam tu na myśli dramatyczne wręcz zakompleksienie polskich mediów i pozostającej pod ich wpływem znacznej części społeczeństwa, gdy chodzi o język angielski. Nie francuski, nie niemiecki, nie hiszpański, ale właśnie angielski, który, jak wiadomo, każdy polski intelektualista zna na poziomie zaawansowanym i nie może nie skorzystać z okazji, by się tą swoją znajomością publicznie pochwalić. Ostatnio mamy przykład owego szaleństwa w komentarzach dotyczących prezydenta Andrzeja Dudy i jego rzekomo kompromitująco słabej znajomości języka. Otóż, częściowo z powodu owego kompleksu, ale też w wyniku powszechnej w niektórych kręgach nienawiści do PiS-u, pojawiło się, a następnie zaczęło żyć już własnym życiem przekonanie, że Andrzej Duda, ile razy odzywa się w języku angielskim, kompromituje już nie tylko siebie, ale przede wszystkim przynosi wstyd całej Polsce. Niedawno mieliśmy sytuację, kiedy podczas konferencji prasowej z wiceprezydent Stanów Zjednoczonych prezydent Duda użył angielskiego odpowiednika polskiego powiedzenia „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” i powiedział „A friend in need is a friend indeed”. I w tym momencie grupa z bożej łaski językowych ekspertów ruszyła do ataku, zarzucając Dudzie, że ten, zamiast „a friend indeed”, powiedział „a friend in dick” i przez to od dziś cały świat będzie wiedział, że polski prezydent to kretyn. Oczywiście ów zarzut jest tak samo wyssany z brudnego palucha któregoś z medialnych propagandzistów, jak ten sprzed wielu jeszcze lat, kiedy to kto wie czy nie ten sam gagatek zasugerował, że prezydent Kaczyński uważa, że bramkarz polskiej drużyny piłkarskiej ma na nazwisko Borubar, a tym samym uruchomił niespotykaną w stosunku do Prezydenta falę hejtu, która tu i ówdzie trwa do dziś. Nie zmienia to faktu, że również do dziś, znaczna część opinii publicznej po wszystkich stronach politycznej sceny żyje w głębokim przekonaniu, że prezydent Duda nie dość, że nie zna języka angielskiego, to jeszcze tym swoim brakiem przynosi Polsce wstyd na całym świecie. Sytuacji nie poprawiły wystąpienia Andrzeja Dudy na konferencji w Davos, gdzie wprawdzie z ust Prezydenta nie padło ani słowo „Borubar”, ani „dick”, niemniej wystarczył zaledwie komunikat, że on w ogóle mówił tam po angielsku, by wzbudzić powszechne przekonanie, że całe Davos nie mogło się przy tej okazji poskładać ze śmiechu.

„Łiktory” i „tits” Zełenskiego w brytyjskim parlamencie

Mieliśmy okazję parę dni temu wysłuchać wystąpienia prezydenta Zełenskiego w brytyjskim parlamencie. Podobnie jak parę miesięcy temu w Waszyngtonie, ukraiński prezydent swoje przemówienie odczytał z kartki w języku angielskim. Powiem szczerze, nie mam pojęcia jak wygląda znajomość języka u Zełenskiego, z tego co miałem okazję zaobserwować, jest ona całkowicie adekwatna do roli jaką on pełni w światowej polityce, natomiast faktem jest, że jego wymowa jest dramatycznie zła. Zełenski po angielsku mówi tak, że niekiedy jest bardzo ciężko go zrozumieć, i to nie tylko przez to, że on angielskie very czyta „łery”, a victory – „łiktory”. Słuchając tego wystąpienia, w pewnym momencie zauważyłem, że zamiast angielskiego „takes” Zełenski powiedział „tits”, czyli – ale jaja, ale jaja! – cycki. Czy to na kimkolwiek zrobiło większe wrażenie? Otóż oczywiście, że nie. Jeśli brytyjscy parlamentarzyści byli pod wrażeniem – a jak najbardziej byli – to wyłącznie przez to, że mieli przed sobą wielkiego przywódcę i bohatera i nawet jeśli cała ich uwaga była skoncentrowana na tym by zrozumieć, co on mówi, to i tak żadnemu z nich nawet nie drgnęła brew. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. To że mieli przed sobą Zełenskiego, to w tym wypadku większego znaczenia nie miało. Rzecz w tym, że od czasu gdy język angielski stał się językiem międzynarodowym, świat, a już zwłaszcza sami Brytyjczycy, dla których każdy poza nimi po angielsku mówi fatalnie, temu, jak kto w tym języku mówi, nie poświęca oczywiście najmniejszej uwagi. Gdyby jakimś cudem zamiast Zełenskiego stanął przed nimi mój sąsiad pan Józek i zaczął do niech przemawiać po angielsku, to oni by najwyżej posnęli, natomiast nikt z nich by w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że on nie zna języka.

Wyjątkowo głupia zabawa

Interesuję się angielską piłką nożną i stąd wiem, że wielu trenerów czy piłkarzy tam zatrudnionych to Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Portugalczycy, Brazylijczycy, czy Argentyńczycy. Wiem też, że większość z nich mówi po angielsku do tego stopnia źle, że poza paroma zwyczajowymi zdaniami nie są w stanie powiedzieć nic. Mimo to, tydzień w tydzień zjawiają się oni na konferencjach prasowych, stają przed tuzinem jak najbardziej angielskich dziennikarzy, wysłuchują pytań i próbują jakoś tam reagować. Polecam każdemu, kto szydzi z prezydenta Dudy, niech sobie obejrzy kawałek którejś z nich, choćby z udziałem Pepa Guardioli, czy Antoniego Conte, popatrzy na reakcję zgromadzonych dziennikarzy i się zamknie raz na zawsze.

Z wykształcenia jestem anglistą i od zawsze nauczycielem języka. Miałem kiedyś okazję prowadzić kurs w pewnej korporacji informatycznej. Moi uczniowie, jak rozumiem, każdy z nich z zapisaną w swoim CV znajomością języka na poziomie zaawansowanym, w choćby najprostszej rozmowie był tak bezradny, że czegoś takiego nie spotkałem nawet wśród swoich nastoletnich uczniów. Czy mnie to dziwiło? Nie? Czy ja się z nich śmiałem? Oczywiście że nie. Czy ja uważałem, że oni się kompromitują? Ależ skąd! Czemu tak? A to z tej prostej przyczyny, że co by o nich nie mówić, to oni jednak używali języka angielskiego, rozumieli co ja do nich mówię, ja rozumiałem, co oni mówią do mnie i było okay, a to czego się przy okazji nauczyli, stanowiło wyłącznie wartość dodaną. Natomiast dziś, kiedy piszę ten tekst mam bardzo poważne podejrzenie, że każdy z nich, ile razy słyszy jak po angielsku mówi prezydent Duda, w jednej chwili zaczyna szydzić, a kiedy po skończonej pracy pójdą gdzieś się spotkać ze znajomymi, to śmiechom i zabawom nie ma końca.
To jest wyjątkowo głupia zabawa.

Polecjaka Google News - Portal i.pl
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Prości zakompleksieni ludzie tak się właśnie zachowują, sposób wymowy, ubierania, przytyki do nazw ogólnie rozumiana tolerancja jest im absolutnie obca może dlatego o tolerancji wrzeszczą a nie rozmawiają.
G
Gość
Klinsmann jedyny niemiec - piłkarz którego polubiłem w pewnym momencie kariery wylądował w Tottenhamie. Znał ponoć dobrze angielski, wystarczyło, że jeden z dziennikarzy napisał że wreszcie w szatni będzie jeden z którym można będzie się dogadać. A on tam jeden obcy. / no może było ich trzech/
Wróć na i.pl Portal i.pl