Tajemnicza śmierć na warszawskim Targówku. Pan Jarosław kochał życie, dobrze zarabiał. Zmarł na wrzody czy z powodu rany głowy?

Gabriela Jatkowska
Gabriela Jatkowska
Pan Jarosław zmarł w tym bloku. Jego brat chce rozwikłać zagadkę tej śmierci
Pan Jarosław zmarł w tym bloku. Jego brat chce rozwikłać zagadkę tej śmierci Fot. Gabriela Jatkowska/arch. rodzinne
Pan Łukasz jest wstrząśnięty i chce tylko jednego. Wyjaśnić, dlaczego jego brat nie żyje. Dobrze zarabiający kierowca zmarł w tragicznych okolicznościach w swoim mieszkaniu na warszawskim Targówku. Wymiotował krwią, miał ranę ciętą głowy. Sąsiedzi mówią, że wcześniej nosił ślady pobicia. Żona ofiary już kilka godzin przed śmiercią męża nagrywała telefonem komórkowym jego agonię, zamiast od razu wezwać pogotowie. Oficjalna przyczyna śmierci to... pęknięcie wrzodów.

Warszawski Targówek. Dzielnica sąsiadująca z Pragą Północ - rejonem owianym złą sławą. W ostatnich latach obraz tego miejsca się zmienia. Ale czysta, nowoczesna i "hipsterska" prawobrzeżna strona Warszawy żyje tu w swoistej symbiozie z tym, co w przyziemne, patologiczne i brutalne. Ten, kto wierzy, że to dzielnica "bubble tea" i "smoothie", może przeżyć zawód. To wciąż miejsce, gdzie często dochodzi do zbrodni, nierzadko w wyniku alkoholowych libacji i awantur.

Zamroczone alkoholem osoby skaczą sobie do gardeł wiedzione wyimaginowaną albo i realną pretensją. Tak było w przypadku pana Jarosława, z zawodu kierowcy busów jeżdżącego po międzynarodowych trasach. Mieszkał na Targówku z żoną i z jej... kochankiem. Do ostatniego dnia maja tego roku. Wówczas doszło do krwawej tragedii, w wyniku której mężczyzna zmarł.

Prokuratura prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci (tj. art 155 kk). Z relacji żony zmarłego wynika, że Jarosław od dziesięciu dni spożywał alkohol, w trakcie krytycznego dnia kilkakrotnie wymiotował „czarną substancją”, a chorował na wrzody. Doszło do wewnętrznego krwotoku w wyniku pęknięcia wrzodów?

Targówek. Blok w którym zmarł pan Jarosław
Targówek. Blok w którym zmarł pan Jarosław fot. Gabriela Jatkowska

Może doszło do ciężkiego pobicia, bo Jarek miał rozległe siniaki na ciele, twarzy oraz na tyle głowy ranę ciętą – mówi pan Radosław, szef zmarłego.

Rana jest z tyłu, biegnie po skosie. Mec. Maciej Morawiec, pełnomocnik brata ofiary, wyjaśnia:

Rana zdecydowanie wygląda na ciętą. Każda rana głowy może być niebezpieczna. Niezależnie od tego, czy ofiara chorowała na wrzody, kwestia tego obrażenia powinna być wyjaśniona, bo ta rana nie powstała na skutek uderzenia o kant wanny.

Cel: dojść do prawdy

Dziś Łukasz, brat pana Jarosława, ma jeden cel - chce dojść do prawdy i wyjaśnić, co się właściwie stało feralnego dnia. Dlaczego żona pana Jarosława nie udzieliła mu pomocy, do męża - który miał mieć wewnętrzny krwotok powstały po pęknięciu wrzodów - nie wezwała pogotowia?

31 maja, godz. 11:30. Kobieta nagrywa agonię mężczyzny. Na filmie widać, że nie jest on w stanie się podnieść, zachowuje się anormatywnie. Jest otumaniony – pijany bądź pod wpływem jakichś środków. Obok łóżka stoi miska z wymiocinami, czerwonymi od krwi. Ledwo słyszalnym głosem mówi, że „boli, bardzo”. Mijają godziny.

Około godz. 19:30, kiedy kobieta leży z kochankiem w łóżku, słyszy, jak mąż upada. Wezwane na miejsce pogotowie odnotowuje zgon mężczyzny po trzech kwadransach, o godz. 20:16. – Krwotok wewnętrzny i wstrząs krwotoczny. Taka miała być przyczyna śmierci – mówią bliscy ofiary. – A ranę głowy tłumaczono tym, że mógł się uderzyć o kant wanny – dodają.

Z relacji sąsiadów, rodziny, przełożonego wynika, że mężczyzna często pił, zawsze po przyjeździe z pracy.

Miałem świadomość, że jest uzależniony od alkoholu. Ale w środowisku kierowców tirów, busów to standard. Na parkingach dla tirów często dzieją się dantejskie sceny. Częsta rozłąka z rodziną, brak dostępu do kolegów, muszą sobie pofolgować. Natomiast Jarek pracownikiem był dobrym, uczciwym, nie miałem z nim problemów – wyjaśnia pan Radosław.

Miłość, nagrania, szantaż
Jarek po pracy, co kilka tygodni zjeżdżał do domu, do żony. I do jej kochanka. Dlaczego pozwalał na taką sytuację? – On ją bardzo kochał, ona nim manipulowała. On sporo zarabiał. Ona sprowadzała sobie mężczyzn, w domu była ciągła impreza – wyjaśnia brat zmarłego. Jarosław, żona i jej kochanek mieszkali pod jednym dachem, dochodziło do licznych interwencji policyjnych.

Pan Jarosław wyjeżdżał zawodowo za granicę. Dobrze zarabiał
Pan Jarosław wyjeżdżał zawodowo za granicę. Dobrze zarabiał Fot. Archiwum rodzinne

Rodzina zmarłego uważa, że ta dziwna trójkątna relacja mogła być wynikiem szantażu.

– Wiemy, że lubiła nagrywać. Kiedyś z tym kochankiem ściągnęli pewnego dziadka, 70-letniego mężczyznę, którego wsadzili do wanny i go z nią w tej wannie nagrywali. Żeby jego żona się nie dowiedziała, wyciągali od niego pieniądze. Tak słyszeliśmy - mówi brat ofiary.

– Znamy tego mężczyznę, zresztą tam dużo chłopów do niej przychodziło. Jak nie było Jarka, bo był w pracy, to ciągle impreza, mężczyźni – dodają sąsiedzi.

Córka nie wytrzymała

– Mogli także Jarkowi zrobić jakieś zdjęcia, kiedy był pijany. Może z tą jej córką, której np. kazał się koło niego położyć. Nic więcej nie wiemy, ale sytuacja jest dla nas dotąd niezrozumiała - mówi pan Łukasz.

W mieszkaniu dochodziło do awantur. Żona Jarka ma też 12-letnią córkę; ta jednak ponad rok temu trafiła do rodziny zastępczej.

– Przeżyła horror. Nie miała wielu przyjaciół, była dość wycofana – dodają. – Z tego co nam wiadomo, z matką kontaktów nie chce mieć.

– Często widziałam jak się kłócą, a dziecko zdarzało się, że na balkonie siedziało do północy. Tak się odcinała od tych libacji, które w tym domu się odbywały. Bywało, że pijaną matkę spod wind do mieszkania ciągnęła – dodaje osoba z otoczenia.

Dziewczynka uciekła z domu, z pomocą sąsiadów trafiła do rodziny zastępczej, do brata matki. Z matką kontaktu nie chce utrzymywać. Z tego co się dowiedzieliśmy, 15 października odbędzie się ostateczne posiedzenie ws. odebrania praw rodzicielskich matce.

Podczas jednej z wycieczek
Podczas jednej z wycieczek Fot. Archiwum rodzinne

Pobity i trzeźwy chciał pożyczyć pieniądze

Czy pan Jarosław był przed śmiercią bity? Na to wskazują relacje sąsiadów, do których dotarł brat zmarłego. – Sąsiedzi mówią, że w dniach przed śmiercią go widzieli. I wówczas pijany nie był. Ze trzy dni wcześniej pożyczyć chciał pieniądze od sąsiadki. Widziała go, był pobity, ale nie pijany – dodaje brat Jarosława, pan Łukasz.

– Wiemy, że on już wymiotował w sobotę (28 maja), tak mówiła sąsiadka, która doradzała wezwać pogotowie – mówią brat i jego partnerka. – A żona, miała jej odpowiedzieć: „Jemu to już nic nie pomoże!” – Jak go widziałam w sobotę, to był bladoszary. Według mnie pijany nie był, ale wyglądał naprawdę źle, miał podbite oko – mówi osoba z otoczenia.

Pracodawca Jarka mówi, że był z nim umówiony na rozpoczęcia leczenia. 30 maja miał mieć wszywkę (esperal). – Dzwoniła do mnie wtedy jego żona i mówiła, że Jarek pije, że jest tak pijany, że wpadł do wanny, że musieli go z tym mieszkającym z nimi mężczyzną z niej wyciągać. Więc nie mogłem go zabrać na leczenie. Aby je rozpocząć, musiałby być trzeźwy - mówi pan Radosław.

– Następnego dnia zadzwoniłem, ale żona ponownie potwierdziła, że jest pijany, że ciągle ją wysyła po nowe „seteczki”, niewiele jadł. Powiedziałem, że pewnie mu te wrzody pękły, doradziłem, żeby natychmiast wezwała pogotowie, że Jarek jest ubezpieczony, za nic nie trzeba będzie płacić. Ale nie wezwała. Potem około godz. 20 otrzymałem od niej informację, że nie żyje – opowiada Pan Łukasz.

Bliscy ofiary utrzymują, że według ich wiedzy Jarek pijany nie był. Że z tego co wiedzą, to sekcja zwłok nie wykazała obecności alkoholu. – Sekcja zwłok została zlecona w tej sprawie tego samego dnia, w którym akta sprawy wpłynęły do Prokuratury, tj. 6 czerwca 2022r. Natomiast o wynikach sekcji zwłok nie informujemy m.in. ze względu na ochronę prywatności zmarłego i jego rodziny. Badania toksykologiczne zostały zlecone - informuje Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga- Północ.

– Łukasz otrzymał telefon od ojca, że Jarek nie żyje. Podjechaliśmy pod jego mieszkanie przed godz. 21. Było dużo krwi, w środku leżał Jarek. Krew była w przedpokoju, łazience, małym pokoju – mówi partnerka pana Łukasza.

Tak czysto nie było nigdy

– Kiedy przyjechała moja siostra, oboje, ona i jej kochanek, mieli mieć ręce we krwi. Po łokcie – dodaje pan Łukasz. – Żona Jarka mówiła, że oni próbowali go reanimować. W mieszkaniu była żona i jej „przyjaciel”. Pogotowia już nie było. Policja w tym momencie nie została jeszcze wezwana. Lekarz pogotowia stwierdził zgon. Gdybyśmy przyjechali chwilę później, nie zobaczylibyśmy nawet ciała, bo zabrałby je wcześniej zakład pogrzebowy. Pogotowie doradziło ponoć żonie, żeby wezwała zakład pogrzebowy, a nie policję. Prokuratora na miejscu nie było.

Prokurator nie był obecny przy oględzinach zwłok w miejscu zdarzenia. Bierze on udział w zdarzeniach ze skutkiem śmiertelnym w przypadku, kiedy zachodzi uzasadnione podejrzenie zaistnienia przestępstwa. Wstępne ustalenia nie wskazywały na to, że zgon nastąpił w wyniku przestępstwa. Jednakże dla całkowitego wyjaśnienia sprawy zlecono sekcję - krótko informuje prokuratura nadzorująca śledztwo.

– Żona mówiła, że oni próbowali go reanimować. Nie wiemy, czy jak przyjechało pogotowie, czy on jeszcze żył, czy nie. Plamy opadowe wskazują na to, że Jarek raczej od dłuższego czasu nie żył – mówi brat ofiary.

Jak podkreślają bliscy, na nagraniu żony z godz. 11:30 mężczyzna jest w samych bokserkach i podkoszulku; martwy jest całkowicie ubrany.

Nie wydaje mi się, żeby był w stanie sam założyć na siebie skarpetki, spodnie. Dwa dni później, kiedy byliśmy w tym mieszkaniu, przyjechaliśmy po jakieś eleganckie ubrania, aby ubrać Jarka do trumny, wszystko było wysprzątane na wysoki połysk. Tak czystego mieszkania nigdy nie widzieliśmy - mówi brat ofiary.

Żona i jej kochanek zostali zatrzymani na 24 godziny; dzień po śmierci Jarosława mieli wyrzucać jakieś rzeczy do śmietnika, o czym alarmowała państwa Z. sąsiadka. – To były rzeczy Jarka – mówi pan Łukasz. – Od razu wydało mi się podejrzane, że wynoszą je późnym wieczorem – komentuje. Z jego relacji wynika, że policja nie była zainteresowana ich zabezpieczeniem.

Chciał z tego wyjść
Szef Jarka mówi, że jego kierowca miał świadomość, co jest przyczyną zła. – To jest pokłosiem picia, uzależnienia od alkoholu. A mógł wyjść z tego. Wiem, że podobała mu się ta praca, mógł poza swoim mieszkaniem i okolicą zobaczyć coś więcej. Piękne widoki, inne miasta. Wiem, że to lubił, cenił. Zdarzało się, że od klientów dostawał w formie napiwku różne alkohole. Przywoził je ze sobą, jakoś był w stanie się powstrzymać od ich picia, kiedy był w pracy. Miał dostęp do karty firmowej, płacił nią za benzynę. Nigdy nie było z jego strony nadużyć ani płatności poza firmowymi – wyjaśnia.

Pan Jarosław lubił poznawać nowe miejsca
Pan Jarosław lubił poznawać nowe miejsca Fot. Archiwum rodzinne

– Nikt nie twierdzi, że doszło tam do umyślnego zabójstwa. Na pewno kwestią, którą warto wziąć pod uwagę jest nieudzielenie pomocy. Kto nagrywa cierpiącego człowieka, zamiast udzielić mu pomocy? – pyta retorycznie mecenas. Maciej Morawiec.

Niewyjaśniona jest wciąż rana cięta głowy. – Żona Jarka mówiła różnym osobom odmienne wersje: że dostał w brzuch, że się w wannie utopił. Sąsiadka z kolei mówiła, że żona chwaliła się komuś, że brat dostał w tył głowy jakimś tępym narzędziem. Od kogo? Nie wiemy, czy w czasie całego zdarzenia nie było tam jeszcze jakichś innych osób. Dzień po jego śmierci żona chodziła pod rękę z kochankiem, zero żałoby – opowiada brat zmarłego mężczyzny.

– Zdecydowanie uważam, że żona powinna była już w ciągu dnia zadzwonić na pogotowie. A nie nagrywać go. Przynajmniej nieudzielenie pomocy powinno być wzięte pod uwagę – dodaje pan Radosław, pracodawca zmarłego Jarosława.

Bo to Targówek?

Małżeństwo Z. trwało siedem lat. Od dobrych dwóch lat dochodziło do częstych interwencji policji. Czy funkcjonariusze zostali uśpieni faktem, że to Targówek? Że tu dochodzi do częstych awantur, które nierzadko kończą się śmiercią, niekoniecznie na skutek przedawkowania alkoholu, ale bijatyk, użycia różnych niebezpiecznych przedmiotów. W policyjno-prokuratorskim slangu określa się je mianem "narzędzi ostrokrawędzistych".

Jak byłem na policji na przesłuchaniach, to tylko powiedzieli „O panie! Telefon ich to na pamięć znam!”. Podejrzewam, że na komendzie to mieli ich serdecznie dość – mówi pan Radosław.

Żona z kochankiem wyszli na wolność po południu następnego dnia po śmierci Jarosława. Ani mieszkanie, ani ich telefony nie zostały zabezpieczone przez policję. Tuż po wyjściu żona zmarłego miała chodzić po podwórku z kochankiem, obnosić się z tym, że nikt jej nic nie zrobił – twierdzą sąsiedzi ofiary. – Córka odprawiona, mąż nie żyje, a ona chodzi dumna jak paw – mówi sąsiad z bloku.

rs

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl