Wstrząs w kopalni Rydułtowy. 78 górników przebywało w zagrożonym rejonie, 1200 metrów pod ziemią. Jeden z zaginionych górników nie żyje

Piotr Chrobok
Wideo
od 7 lat
Ogromną siłę - porównywalną nawet z trzęsieniem ziemi - miał wstrząs wysokoenergetyczny, do którego doszło w kopalni Rydułtowy. Miał on miejsce 1200 metrów pod ziemią. W zagrożonym rejonie, gdzie prowadzone były prace konserwacyjno-remontowe, przebywało 78 górników. 76 z nich wyjechało na powierzchnię. Spośród nich 17 trafiło do szpitali. Ich życiu nie zagraża jednak niebezpieczeństwo. Ratownicy podczas akcji ratowniczej poszukiwali dwóch zaginionych. Do jednego z nich udało się dotrzeć. Niestety, mężczyzna nie żyje.

Wstrząs w kopalni Rydułtowy. Poszukiwany górnik, do którego udało się dotrzeć, niestety nie żyje

Aktualizacja, godz. 20:10

Niestety, potwierdził się najczarniejszy ze scenariuszy. Jeden z poszukiwanych górników nie żyje. Informację o jego śmierci potwierdza Polska Grupa Górnicza. O zmarłym górniku wiadomo, że miał 41 lat. Był pracownikiem PGG. Z górnictwem związany był od ponad 20 lat. Od 16 był pracownikiem KWK Rydułtowy, w której pracował jako sztygar zmianowy.

Jednocześnie, pod ziemią wciąż toczy się akcja poszukiwawcza drugiego z zaginionych górników. Ta została wznowiona po tym, jak na jakiś czas ze względu na zagrożenie metanem, kierownik akcji zdecydował o jej czasowym wstrzymaniu. Nadal toczy się ona jednak w trudnych warunkach.

- Akcja przebiega w bardzo trudnych warunkach ze względu na najwyższy stopień zagrożenia metanowego oraz odnotowany wzrost zagrożenia sejsmicznego - przekazuje biuro prasowe Polskiej Grupy Górniczej.

Wcześniej pisaliśmy:

Jest zakrojona na dużą skalę, a przy tym bardzo trudna. Jej stawka jest natomiast najwyższa z możliwych. W grę wchodzi ludzkie życie. Dokładnie życie jednej osoby - górnika, który ma status zaginionego po zdarzeniu w rydułtowskiej kopalni Rydułtowy. Nastąpił tam wstrząs, po którym trwa akcja ratownicza.

- W ruchu wydobywczym Rydułtowy kopalni ROW w odległości około 90 metrów przed czołem pochylni równoległej – II 1200 E1 w rejonie krawędzi pokładu 703 wystąpił wstrząs o energii 2,4 x 107J - podają szczegóły dotyczące rejonu oraz energii wstrząsu w Polskiej Grupie Górniczej (PGG), do której należy kopalnia ROW i jej ruch Rydułtowy.

Jak informuje górnicze przedsiębiorstwo w zagrożonym rejonie, w chwili zdarzenia przebywało kilkudziesięciu górników. - W rejonie zagrożonym przebywało 78 górników. 76 wyprowadziliśmy z niego - mówi Leszek Pietraszek, prezes Polskiej Grupy Górniczej.

- Ci górnicy po ewakuowaniu ich na powierzchnię zostali sprawdzeni przez służby medyczne. 17 z nich skierowano do szpitali. Jeden z górników poszkodowany był ciężej został przetransportowany do szpitala w Ochojcu - dodaje z kolei Marek Wójcik, Wojewoda Śląski.

Stan poszkodowanych ma nie zagrażać ich życiu. Górnik, który odleciał helikopterem, był nim transportowany z powodu odmy oraz urazów twarzy i klatki piersiowej. I on nie ma się jednak znajdować w stanie zagrożenia życia.

Ponad kilometr pod ziemią trwa trudna akcja ratownicza

Na terenie kopalni obradował sztab kryzysowy, w skład którego wchodził właśnie wojewoda, a także służby kopalni Rydułtowy. Równolegle do tego posiedzenia, ponad kilometr pod ziemią toczyła - i nadal toczy - się wspomniana akcja ratowników.

Bierze w niej udział 11 górniczych zastępów: z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu i okręgowej stacji ratowniczej z Wodzisławia Śląskiego. Zaangażowane są też zastępy własne ratowników z kopalń Rydułtowy oraz Marcel. To one starają się odnaleźć dwóch zaginionych górników. Robią to prowadząc akcję od dwóch stron: KWK Rydułtowy i Marcel, połączonych pod ziemią. Ratownicy wiedzą, gdzie jest jeden z zaginionych.

- Mamy zlokalizowanego jednego z tych zaginionych, natomiast ratownicy jeszcze nie dotarli do niego. Trwają prace nad lokalizacją drugiego górnika - informował po południu o przebiegu akcji, Damian Borgieł, dyrektor biura produkcji i zagrożeń naturalnych Polskiej Grupy Górniczej, dodając, że warunki, które jej towarzyszą są bardzo trudne. - Akcja prowadzona jest w drugim stopniu zagrożenia tąpaniami, czwartym stopniu zagrożenia metanowego. Musimy zwrócić uwagę na to, aby nikomu nic się nie stało - podkreślał.

Jak na razie nie sposób odpowiedzieć na pytanie, jak długo potrwa akcja ratownicza.

- Nie jesteśmy w stanie określić, ile ona potrwa - ucina dyrektor biura produkcji i zagrożeń naturalnych PGG.

Ostatecznie po kilkunastu godzinach udało się dotrzeć do jednego z zaginionych górników. Drugi wciąż nie był zlokalizowany, a akcja ratunkowa, niestety, została na pewien czas wstrzymana z powodu dużego zagrożenia metanowego.

- Obserwujemy podwyższone stężenia jednego gazu, którym jest metan. Stężenie tego gazu jest w pewnych miejscach, w granicach wybuchowości. W związku z tym musimy się poruszać bardzo ostrożnie - zaznacza Piotr Litwa, prezes Wyższego Urzędu Górniczego, dodając, że ta decyzja została podjęta, żeby uchronić ratowników przed zagrożeniem.

Wstrząs w kopalni Rydułtowy miał miejsce po godz. 8:00. Był odczuwalny również na powierzchni. Przed kopalnią na informacje już po zdarzeniu czekali bliscy górników i mieszkańcy

Do wstrząsu w kopalni Rydułtowy doszło kilkanaście minut po godz. 8:00. Dokładna godzina podawana przez Polską Grupę Górniczą to 8:16. Wstrząs, który oprócz uwięzienia pod ziemią górników, miał wyrządzić ogromne szkody w wyrobiskach kopalni. Mocno odczuli go również mieszkańcy nie tylko Rydułtów, ale i pobliskich, sąsiadujących z miastem, miejscowości. Tąpania mieli oni odczuwać już nawet kilka godzin szybciej.

- Już przed godziną 5:00, po 5:00 już był wstrząs. Może nie apogeum, ale na pewno odczuwalny - przyznaje pan Zbigniew, dodając, że najbardziej on odczuł go po kilkanaście minut po godz. 8:00, gdy trzęsło najsilniej.

- Trzy, cztery sekundy mocnego drgania, poruszały się szafy. Moją szafę przesunęło. Po meblach to najbardziej widać - opisuje zdarzenia z wczesnego poranka i ranka, gdy tąpało na kopalni Rydułtowy, mieszkaniec rydułtowskiego osiedla Orłowiec.

Gdy tylko potwierdzono informacje o wstrząsie, pod kopalnie zjechały się osoby, których bliscy w niej pracują. Wielu z nich to emerytowani górnicy, jak na przykład pan Marian.

- Ja też krótko, bo krótko, ale pracowałem na kopalni, na Boryni. Wiem, jak to jest - mówił stojący w pobliżu KWK Rydułtowy, mężczyzna.

Obecnie w kopalni - właśnie na Rydułtowach - pracują jego synowie. To o ich zdrowie obawiał się idąc w pobliże kopalni. Gdy już tam był, wiedział, że wszystko jest w porządku.

- Syn już dzwonił. Dał znać, że wszystko jest w porządku - zaznaczał, wyraźnie uspokojony, pan Marian.

Nie wszyscy mieli jednak od razu taką pewność. Niektórym kamień z serca spadł dopiero wtedy, gdy ujrzeli swoich bliskich całych i zdrowych. Na to trzeba było jednak czekać. Czasem aż do godz. 14:00, kiedy kończyła się pierwsza zmiana.

- Przeżyłam dzisiaj ogromny szok. Nie życzę tego nikomu - mówiła jedna z kobiet, która przed kopalnią oczekiwała swojego męża i którego szczęśliwie mogła wreszcie zobaczyć.

Górnicy nie chcą mówić o tym, co stało się w kopalni Rydułtowy

Sami górnicy niechętnie dzielili się natomiast swoimi emocjami, które im towarzyszyły. Te mieli jednak wypisane na twarzach. Słowami w większości nie byli w stanie ich wyrazić.

- Co się czuje? Bezradność. To trzeba przeżyć - powiedział jeden z górników. - Serce boli - krótko skwitował drugi.

Wyższy Urząd Górniczy kilka godzin po zdarzeniu podawał, że wstrząs nastąpił w miejscu, w którym nie było prowadzone wydobycie. Rejon, gdzie ten nastąpił był do tego dopiero przygotowywany.

- Była to zmiana konserwacyjno-remontowa - precyzował Zbigniew Rawicki, dyrektor departamentu górnictwa podziemnego i odkrywkowego WUG.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl