Tak się składa, że w obu tych sprawach miał coś do powiedzenia Elias Canetti - la-ureat Literackiej Nagrody Nobla, ateista urodzony w rodzinie żydowskiej w dzisiejszej Bułgarii, który pisał po niemiecku. Niedawno ukazało się tłumaczenie „Księgi przeciwko śmierci”. Canetti nigdy jej w takiej postaci nie stworzył. Przez wiele lat zapisywał luźne uwagi, więc „Księga...” jest ułożonym przez wydawcę zbiorem krótkich, niekiedy jednozdaniowych, notatek, często aforyzmów.
Jak wskazuje już tytuł - Canetti odrzuca śmierć, przy czym nie interesuje go ona jako biologiczna konieczność. On przeciwko niej protestuje z pozycji moralnych. Oczywiście, wie, że umrze, jak każdy, lecz to nie przeszkadza mu napisać: „Śmierć nie zawiera w sobie życia, nie przeobraża się w życie. Jest jednoznaczna, bezpłodna (...). I ze swojej ambony obwieszcza: „Pierwsze przykazanie: nie umieraj”.
Trzeba w tym miejscu dodać, że Canetti odrzuca wszystkie religie i ich pomysły na uzasadnienie śmierci, bo jego zdaniem nie ma żadnego życia po życiu - kolejnych jego wcieleń w wędrówce dusz (buddyzm) czy życia wiecznego w raju lub piekle (chrześcijaństwo). Można to odczytać jako gest humanisty, co potwierdza taka oto myśl: „A Bóg się przygląda, jak człowiek umiera drugiemu człowiekowi”. Obrońców praw zwierząt ucieszy zapewne, że bulwersuje go nie tylko ludzka śmierć: „A jaki jest grzech pierworodny zwierząt? Dlaczego muszą cierpieć śmierć?”; „Wobec zwierząt każdy jest nazistą”.
No dobrze, a co z patriotyzmem żądającym najwyższej ofiary? Oto odpowiedź ułożona z kilku fragmentów: „Śmierć jest modna i poszukiwana. Przychodzi również z własnej inicjatywy. Jest zaszczytna. Stoi po stronie ojczyzny, a cóż może być świętszego niż ojciec i naród?”; „Wojny prowadzi się dla samych wojen. Dopóki tego nie przyznamy, nigdy ich nie zwalczymy”; „Zbyt łatwo się umiera. Powinno się umierać dużo trudniej”; „Godna śmierć nie istnieje”; „Rozpacz bohaterów z powodu zniesienia śmierci”.
Możecie pomyśleć, że był niezłym bufonem. Zwłaszcza gdy przeczytacie takie strzeliste wyznanie: „(...) muszę wykuć w sercu broń, która pokona śmierć”. I tak wyrażone marzenie: „Chciałbym kiedyś znaleźć słowa, które zawstydziłyby Boga. Wtedy nikt by nie musiał umierać”.
Dodam, że potrafił się zapędzić w kozi róg. W jednym miejscu pisał: „Każdego szkoda (...). Najgorsze przestępstwo nie było warte śmierci ”. W innym miejscu wychwalał Szymona Wiesenthala ścigającego nazistów: „Jest odważny i sprawiedliwy, a tego, że poluje na ludzi, nie można mu brać za złe, gdyż to nie są ludzie”. Poźniej cieszył się, że Amerykanie zabili Saddama Husajna. Canetti wpadł w myślową pułapkę i nie wyciągnął ze swych uwag logicznego wniosku: tylko źli ludzie powinni umierać. Może tego nie napisał, bo wiedział, że wszyscy jesteśmy trochę dobrzy i trochę źli.
Spodobała mi się zacytowana przez Canettiego myśl Julesa Renarda: „Wyobraźmy sobie życie bez śmierci. Z rozpaczy codziennie próbowano by się zabić”.
