Wszystko wskazuje na to, że Polacy, którzy wyemigrowali na Zachód po naszym wejściu do UE, już do nas nie wrócą. Zakorzenili się w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii, Belgii, Norwegii, Niemczech, Włoszech, Francji, odchowali dzieci, kupili mieszkania, założyli firmy, mają dobrą pracę, przyjaciół.
Lukę po nich – na początek na rynku pracy, potem w systemie edukacji, wreszcie tak zwyczajnie, po ludzku: wśród sąsiadów, wypełniają cudzoziemcy, głównie bliscy nam kulturowo, ale jednak inni, Ukraińcy. Mniej więcej połowa z tych, którzy pracują w Polsce ponad rok, chce u nas zostać. To około miliona ludzi. Część pozostałych być może ruszy dalej, na Zachód. Wiele zależy od tego, jakie warunki osiedlania się zaoferujemy im i ich bliskim.
A to dopiero początek. Tylko w ciągu ostatniego roku pozwolenie na pracę dostało 50 tys. obywateli państw leżących hen za Uralem, na dniach przyjedzie do nas 20 tys. Nepalczyków. O pracy (życiu?) nad Wisłą marzą mieszkańcy Bangladeszu, Filipin, Indii, Uzbekistanu, Chin, Wietnamu, Pakistanu…
Dynamicznie rośnie liczba obcokrajowców ubiegających się nie tylko o pracę, ale i prawo stałego lub tymczasowego (trzyletniego) pobytu. Przyciągamy też obywateli z pogrążonego w kryzysie południa Europy: Portugalii, Hiszpanii, Włoch.
Po hekatombie II wojny oraz stalinowskich przesiedleniach i zsyłkach, staliśmy się de facto „Polską (dla) Polaków”, ze skromnymi liczebnie mniejszościami rozsianymi po enklawach. W takiej rzeczywistości wyrastały kolejne pokolenia. To już przeszłość.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: 4 miliony Małopolan, ale w tym już 15 procent imigrantów
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ: