Dlaczego Niemcy i Rosja obawiają się zwycięstwa Ukrainy

Piotr Grochmalski
Piotr Grochmalski
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz i szefowa Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz i szefowa Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen Fot. PAP/EPA
Mimo wielu deklaracji ze strony Berlina i Paryża o radykalnej zmianie podejścia do Rosji i jednoznacznego wsparcia dla Ukrainy oba te państwa są na szarym końcu jeśli chodzi o skalę wsparcia dla Kijowa. Twarde dane nie kłamią. O ile, w zestawieniu wartości PKB, Estonia przeznacza 1,1 proc. swego PKB na pomoc wojskową dla Ukrainy, Łotwa – 0,9, a Polska i Litwa – po 0,5 proc., o tyle Niemcy z wartością 0,08 PKB są na odległym miejscu nieznacznie wyprzedzając Francję, która przeznacza na ten cel zaledwie 0,04 proc. swego PKB.

Ocean słów wypowiadanych przez kanclerza Olafa Scholza i prezydenta Emmanuela Macrona o deklarowanym wsparciu nie zmienią wymowy tych faktów. Przy czym Berlin wielokrotnie podkreśla, że jest jednym z liderów w udzielanej pomocy dla Kijowa. W rzeczywistości, co ujawnił były premier W. Brytanii, Boris Johnson, Niemcy grały na szybką wygraną Rosji, co pozwoliłoby na przywrócenie wcześniejszych relacji Belina z Moskwą.

Ciekawej odpowiedzi na pytanie dlaczego Francja i Niemcy, jako dotychczasowi liderzy Unii Europejskiej, obawiają się zwycięstwa Ukrainy, udzielił Wasyl Cherepanyn, szef Kijowskiego Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w artykule opublikowanym na łamach prestiżowego „Foreign Policy” 21 lutego 2023 r. Autor przypomniał jak „Pierwszego dnia totalnej wojny Rosji z Ukrainą niemiecki minister finansów Christian Lindner spotkał się z ówczesnym ambasadorem Ukrainy w Niemczech Andrijem Melnykiem.

Jak później opowiadał Melnyk, Lindner odmówił po prostu dostarczenia Ukrainie broni i odłączenia Rosji od systemu płatności SWIFT, ponieważ Ukrainie pozostało 'kilka godzin' suwerenności. Stało się jasne, że przygotowywał się do przedyskutowania przyszłości okupowanej przez Rosję Ukrainy z marionetkowym rządem, który miał zostać powołany przez Kreml”. Czerepanyn stwierdza, iż „Zachód uważał wówczas, że byłoby łatwiej, gdyby Ukraina po prostu się poddała”. W istocie autor ma na myśli przede wszystkim stanowisko Berlina i Paryża.

Największy cios dla demokracji?

Czerepanyn bez niedomówień stwierdza, iż „Niewygodna prawda o ludobójczej wojnie Rosji z Ukrainą, tak oczywista, że zwykle się jej nie zauważa, jest taka, że stała się możliwa nie tylko dlatego, że została wymyślona i przeprowadzona przez agresora, ale także dlatego, że pozwolili na to świadkowie.

Największym ciosem dla demokracji w skali globalnej nie była sama wojna, ale fakt, że – wbrew wszelkim twierdzeniom "nigdy więcej" – kraje europejskie i zachodnie ogólnie zgodziły się i zaakceptowały z góry, że kolejny naród europejski może zostać pozbawiony suwerenności, wolności, i niezależnych instytucji, i może znaleźć się pod okupacją wojskową”.

Taka postawa, głównie Belina i Paryża, wynikała - jego zdaniem - z faktu, że „W podstawowym sensie Zachód... bał się zwycięstwa Ukrainy”. Uważa, że to konsekwencja trzech zasadniczych czynników. Po pierwsze taka wiktoria musi pociągnąć za sobą prawdziwą, fundamentalną przebudowę Europy. Podkreśla, że po upadku Związku Sowieckiego przypisano marginalną rolę Europie Wschodniej. Owa pokojowa rewolucja - jak podkreśla – została w Niemczech nazwana Die nachholende Revolution, „rewolucją nadrabiania zaległości” przez niemieckiego filozofa państwowego Jürgena Habermasa.

Czerepanyn zwraca uwagę, że "termin ten symptomatycznie ujawnia podstawowe zachodnie rozumienie roli Europy Wschodniej po upadku bloku komunistycznego. Jedynym zadaniem, jakie wyznaczono temu regionowi, było po prostu dogonienie Zachodu, niezależnie od jego rzeczywistych doświadczeń historycznych". Wojna nagle ukazuje zupełnie inne znaczenie Ukrainy i państw regionu na Starym Kontynencie. Jej wynik masakruje owe mity budowane przez Paryż i Berlin po rozpadzie Związku Sowieckiego.

Autor przekonuje, że „Zwycięstwo Ukrainy nad Rosją rzeczywiście oznaczałoby dla Zachodu prawdziwą rewolucję. Wymagałoby to, przede wszystkim od Europy, radykalnej transformacji”. Jej zewnętrznym przejawem będzie rozszerzenie UE i NATO. Ale kluczowe będą procesy, które zmienią europejski paradygmat. Czerepanyn twierdzi, iż już wojna w 2014 r. była sprawdzianem dla Berlina i Paryża, który oblały one z kretesem. Zawiodły na całej linii. Ale Ukraina obroniła się przed zarazą autorytaryzmu. Dlatego Rosja – jego zdaniem „rozpoczęła wojnę na unicestwienie” Ukrainy.

Postkolonialne myślenie Berlina i Paryża

Czerepanyn uważa, że drugim powodem, dla którego Zachód nie może pogodzić się ze zwycięstwem Ukrainy nad Rosją, jest dziedzictwo kolonialne Starego Kontynentu i obecna postkolonialna mentalność. Jak stwierdza „Zachód skutecznie odsunął swoje doświadczenia z kolonializmem w przeszłość i przymyka oko na doświadczenia kolonialne w innych częściach kontynentu europejskiego”. To powoduje, że nie dostrzega długiej historii rosyjskiego kolonializmu na wschodzie a także faktu, że obecna agresja Moskwy jest w istocie klasyczną wojną kolonialną. Przy czym Putin, poprzez politykę Berlina i Paryża, mógł sądzić, że ma z tej strony przyzwolenie na taką współczesną formę barbarii.

Autor zwraca uwagę, że „po drugiej wojnie światowej dominujące podejście Zachodu do Europy Wschodniej najlepiej wyrażała niemiecka, błędna nazwa, Ostpolitik, w której unikano postrzegania rzeczywistego Wschodu, aby uniknąć aktywnego rozprawienia się z moskiewskim mocarstwem imperialnym. A kiedy UE ustanowiła swoją politykę wschodnioeuropejską, zwaną Partnerstwem Wschodnim, opisywała ją jako politykę wobec peryferyjnych 'sąsiedztw'.

Krajom poradzieckiego wschodu Europy przypisywała funkcjonalną rolę pograniczy lub stref buforowych, które dawały UE ogromne korzyści w postaci różnych dostaw i zasobów, jednocześnie narażając te państwa na rosyjski rewanżyzm. Pomimo zamiaru przezwyciężenia historycznego podziału Europy i zimnowojennej politycznej izolacji jej Wschodu, UE pozwoliła sobie na ukryty kolonialny sposób myślenia i oddzieliła się od tak zwanej niecywilizowanej... Europy Wschodniej”.

W sercu Europy

Paradoksalnie jednak, co podkreśla Czerepanyn, centrum Europy „leży na wschodzie, dokładnie tam, gdzie na polu bitwy rozstrzygają się losy całego kontynentu”. Według autora „Niechęć byłych zachodnich metropolii, w szczególności Berlina i Paryża, do uznania i zaakceptowania pełnoprawnej sprawczości postradzieckich krajów europejskich, zdeterminowana zwykłym postkolonialnym nawykiem, w rzeczywistości wyjaśnia ciągłe ociąganie się i opóźnienia w dostawach broni na Ukrainę”.

Za trzeci powód owej zdumiewającej postawy Macrona i Scholza wobec Moskwy, którym szokującym przejawem są owe przyjacielskie pogawędki kluczowych dotąd liderów Europy z Putinem, gdy w tle armia rosyjska dokonywała aktów ludobójstwa, była fetyszyzacja pojęcia pokoju i wykastrowanie z języka polityki słowa "wojna". Zdaniem autora „Hasło 'nigdy więcej', wspólny ideologiczny mianownik UE, stało się samospełniającą się przepowiednią w wypaczonym sensie. Rzeczywiście, jeśli ktoś dosłownie zaakceptuje zasadę, że 'to się nigdy więcej nie powinno powtórzyć', wtedy wojna jest uważana za niemożliwą po prostu dlatego, że jest niewyobrażalna pomimo oczywistych faktów. UE fetyszyzowała ideę pokoju do tego stopnia, że całkowicie stłumiła realia wojny – tylko po to, by być całkowicie nieprzygotowaną, gdy zagrożenie jej wybuchem powróci”.

A gdy wybuchła, Berlin mentalnie nie chciał uznać tego faktu. Czerepanyn zwraca uwagę, że ten brak gotowości wobec realiów doskonale oddaje to, co „kanclerz Niemiec Olaf Scholz nazwał Zeitenwende – epokową zmianą, dosłownie 'punktem zwrotnym' w dziejach. W rzeczywistości, zwłaszcza w przypadku Niemiec, proklamacja punktu zwrotnego kryje w sobie intencję przeciwną – że byłoby lepiej, gdyby pozostało tak, jak było. Jego prawdziwa nazwa polityczna to raczej Zeitverschwendung, 'strata czasu', ponieważ to Ukraina kupuje teraz czas dla Zachodu, płacąc za to każdego dnia ogromną cenę”. Czerepanyn uważa przy tym, iż owe niemieckie Zeitenwende „jest właściwie formą politycznego samooszukiwania się, które pokazuje, jak trudno jest Zachodowi być naprawdę współczesnym, nadążać za wymaganiami teraźniejszości.” Podkreśla, że Berlin i Paryż zdają się nie dostrzegać, że „Europa niestety jest już w stanie wojny”, dlatego „Zachód nieuchronnie będzie musiał działać bardziej zdecydowanie i bezpośrednio.

W tej chwili woli myśleć, że wojna będzie się ciągnąć w obecnej formie”. Tymczasem faktyczny wybór przed jakim stoi Berlin i Paryż to albo zastosowanie wszystkich środków politycznych, wojskowych i militarnych, aby pokonać rosyjskich agresorów i przywrócić granice Ukrainy, albo dopuszczenie do jej rozlania się na całą Europie. Według Czerepanego jeśli Macron i Scholz nadal będą powstrzymywali się od realnego i zdecydowanego działania ta druga opcja stanie się faktem - „to jedynie kwestia czasu”.

Polecjaka Google News - Portal i.pl

rs

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl