Przypadek 77-letniej gdynianki z podejrzeniem zawału, wożonej w ostatnią środę przez karetkę ze szpitala do szpitala, to nie wyjątek, ale coraz częściej smutna rzeczywistość systemu opieki zdrowotnej. I ratownicy, i lekarze mówią, że jest to igranie z losem.
Ryzykują wszyscy. Ratownicy, że będą musieli wziąć na siebie ratowanie pacjenta w stojącej w korkach karetce pogotowia. Lekarze, że do drzwi szpitala zapuka prokurator. I najbardziej chory, który zwyczajnie ryzykuje życiem.
- Odmowa przyjęcia do szpitala to dla pacjenta dodatkowy stres oraz wydłużenie czasu, w którym chory w stanie zagrożenia życia lub zdrowia otrzyma specjalistyczną pomoc - przyznaje Beata Pająk-Michalik, dyrektor Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdyni. - Również dla ratowników medycznych są to bardzo niekomfortowe sytuacje. Dochodzi do awantur, utarczek słownych z personelem medycznym SOR, często w obecności pacjenta. Z ubolewaniem stwierdzamy brak zainteresowania aktualnym stanem chorego człowieka , lekceważący stosunek do zespołu i problemu zdrowotnego pacjenta.
Szpitale odmawiają przyjęć z prozaicznego powodu - braku wolnych łóżek na oddziałach. Tak też było w minioną środę w Szpitalu Miejskim w Gdyni, gdzie z przychodni na Witominie pacjentkę przywiozła karetka.
Lekarz powinien pacjenta przywiezionego do szpitala przebadać. To tylko teoria. Pacjenci są nierzadko odsyłani. Na szpitale za odmowę przyjęcia pacjenta powinny być nakładane kary
- W tym samym dniu już o godzinie 10 przekazaliśmy do Centrum Powiadamiania Ratunkowego informację, że szpital nie dysponuje wolnymi miejscami na oddziale chirurgii, chorób wewnętrznych i kardiologii - wyjaśnia Małgorzata Pisarewicz, dyrektor ds. Komunikacji Społecznej spółki Szpitale Pomorskie. - Do godziny 16 sytuacja się nie poprawiła i w związku z powyższym karetka z pacjentką została skierowana do Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.
Tam też nie było wolnych łóżek, co skończyło się podróżą w korkach na gdańską Zaspę.
Od 1 marca 2017 roku Zespoły Ratownictwa Medycznego zgodnie z Wojewódzkim Planem Działania Systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego udzielają pomocy w rejonie obsługiwanym przez Dyspozytornię Medyczną w Gdańsku. Karetki z Gdyni wysyłane bywają do Gdańska, Sopotu, Rumi, Kosakowa, Wejherowa, Przodkowa , Żukowa. Zdarzają się również sporadycznie wyjazdy ZRM do Kartuz. Równocześnie do wojewódzkiego dyspozytora spływają w aplikacji InfoMed nawet trzy razy na dobę informacje ze wszystkich pomorskich szpitali o braku miejsc bądź pojawieniu się wolnych łóżek na oddziałach.Teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie, by szybciej i bez stresu dowieźć gdyniankę na SOR do Gdańska.
Urzędnicy wojewody, któremu podlega system ratownictwa na Pomorzu tak odnoszą się do problemu: - Szpitale często sprawdzają brak wolnych łóżek w zależności od oddziału - informuje biuro prasowe PUW w Gdańsku.
- Zawsze jest to indywidualna decyzja kierownika zespołu i dyspozytora medycznego, gdzie przekazywany jest pacjent. W efekcie pacjent trafia do najbliższego szpitala, który zgodnie z ustawą o ratownictwie medycznym ma obowiązek przyjąć chorego.
- Każda odmowa przyjęcia pacjenta jest dokumentowana i zgłaszana do dyspozytora medycznego oraz wojewódzkiego koordynatora ratownictwa medycznego - twierdzi Beata Pająk-Michalik.- Dla pogotowia sytuacja jest podwójnie trudna. To m.in. wzrost kosztów zużycia paliwa, większa eksploatacja samochodów. Zadań jest więcej przy obniżeniu w 2019 r stawki za dobokaretkę.
W ubiegłym roku decyzją Ministerstwa Zdrowia wprowadzono w całym kraju obowiązkowe raportowanie wszystkich odmów przyjęcia pacjentów, przywożonych przez zespoły ratownictwa medycznego do szpitali. Informacje spływają do Wydziałów Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego podległych wojewodom, otrzymują je także oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia.
Szpitale odmawiają przyjęć z prozaicznego powodu - braku wolnych łóżek na oddziałach. Tak też było ostatnio w Gdyni
Jak wiele jest tych odmów? Gdyńskie pogotowie mówi o 10 przypadkach na miesiąc. Z kolei od Mariusza Szymańskiego z Narodowego Funduszu Zdrowia słyszymy, że do nich trafia miesięcznie 20 sygnałów z całego województwa. Pełniejszymi danymi dysponuje Urząd Wojewódzki - po naszym zapytaniu trwa ich zbieranie. - Wielu odmów nie zgłaszamy - słyszę od ratowników medycznych.
Urzędnicy z Wojewódzkiego Biura Zarządzania Kryzysowego PUW w Gdańsku każdą odmowę przyjęcia pacjenta na oddział zgłaszają do Ministerstwa Zdrowia. Wojewoda nie ma jednak narzędzi, by wymóc na szpitalu przyjęcie pacjenta na oddział
- Jeśli nie będą nakładane na szpitale kary za odmowę przyjęcia pacjenta, przewidziane przez ustawę o ratownictwie medycznym , sytuacja się nie poprawi - twierdzi osoba związana z systemem ratownictwa medycznego.
- Do tej pory takiej kary nie nałożono w naszym województwie - podaje Narodowy Fundusz Zdrowia.- By tak się stało, trzeba zdobyć dowody, że szpital miał miejsce, personel i możliwości przyjęcia chorego.
I tak nadal toczy się gra w „odbijanego” pacjenta. Gra pełna ryzyka.
POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:
