Hołownia: Jeśli trzeba będzie zagłosować przeciw, tak zrobimy

Agaton Koziński
Agaton Koziński
Koalicja to związek partnerski. Dopóki partnerzy szanują się i mają wspólne cele, dopóty będę o niego spokojny - mówi Szymon Hołownia, marszałek Sejmu
Koalicja to związek partnerski. Dopóki partnerzy szanują się i mają wspólne cele, dopóty będę o niego spokojny - mówi Szymon Hołownia, marszałek Sejmu Adam Jankowski
- Koalicja to związek partnerski. Dopóki partnerzy szanują się i mają wspólne cele, dopóty będę o niego spokojny - mówi Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, lider partii Polska 2050

Jak się patrzy na politykę z perspektywy fotela marszałka Sejmu?
Inaczej. Mój cel w polityce nie zmienił się od czterech lat, jednak droga do niego nie przestaje mnie zaskakiwać, a bagaż obserwacji już dziś wystarczyłby na solidną książkę. Wiem już, że jedną z najważniejszych cech w polityce jest konsekwencja i wytrwałość. Tu po drodze co jakiś czas spotyka się entuzjastów, chwilę później tych, co wybierają się na twój polityczny pogrzeb, mniej więcej raz na rok mija się punkt, który wydaje się być startem lub metą, a po pół roku okazuje się, że to był tylko etap. W sumie jednak - to wszystko jest po coś.
Co było takim punktem zwrotnym?
Choćby wybory prezydenckie w 2020 r. Była wtedy realna szansa, żebym to ja wygrał z Dudą w drugiej turze, ale do drugiej tury nie wszedłem. Gdyby jednak stało się inaczej, nie założyłbym Polski 2050. Z kolei gdyby nie było Polski 2050, nie powstałaby Trzecia Droga. A gdyby nie powstała Trzecia Droga, nie byłoby zwycięstwa Koalicji 15 października i odsunięcia PiS od władzy. To jasne, że nie byłoby tego zwycięstwa bez udziału któregoś z partnerów, a nasz, spory, element układanki był niezbędny, by szala wreszcie przeważyła w drugą stronę. Najpierw jednak był sierpień 2020 r. Po przegranej zostałem z szóstką ludzi, i musieliśmy wspólnie zdecydować: wracamy do swoich światów, czy próbujemy iść dalej. Wszyscy wtedy zakładali się z nami, że nie przetrwamy pół roku, roku, dosłownie nikt nie wierzył, że dojedziemy do wyborów. Jestem naprawdę pełen podziwu dla odwagi moich współpracowników, z którymi wtedy powiedzieliśmy sobie: jedziemy.
Co jest tym celem, do którego zmierzacie?
Koniec polaryzacji, Polski pękniętej w domach, w firmach, w mediach, na dwa wrogie obozy. Zakończenie 20 lat polityki opartej na konflikcie, rozpoczęcie 20 lat polityki opartej na współpracy. To klucz do stabilności społecznej, a bez niej nie będzie bezpieczeństwa. My naprawdę mamy dziś totalnie inny świat, niż jeszcze na początku tego wieku, a polityka zachowuje się tak, jakby nadal były wczesne lata dwutysięczne. Jakbyśmy nie przeszli już lekcji wywracających gospodarki kryzysów, pandemii, wojen, więc można spokojnie nadal okładać się w Sejmie i krzyczeć, że tylko moja Polska jest najbardziej polska. Chcemy pokazać, że wspólne załatwianie ważnych dla nas wszystkich spraw: w gospodarce, w edukacji, w energetyce, zdrowiu, trosce o przyrodę, jest dużo bardziej sensowne od „zaorywania” przeciwnika. Polityczne wojny domowe można sobie robić w spokojnych czasach, gdy naokoło wieje nudą. Ale nie teraz. Teraz trzeba brać się razem do roboty.
Gdy zaczął Pan być marszałkiem, ze wszystkich stron płynęły pod Pana adresem same komplementy, łącznie z wyznaniami miłości na portalach plotkarskich. Ale minęły cztery miesiące i ta faza ochów i achów pod Pana adresem minęła, jest Pan coraz bardziej obijany. Jak to zmienia perspektywę?
To kolejny etap na drodze. Dostatecznie długo jestem na „świeczniku”, żeby wiedzieć, że tak zwana popularność to zawsze sinusoida. Wczorajsza fala cię niosła, dzisiejsza próbuje zatopić, jutrzejsza znów cię poniesie. Nie warto walczyć z falami, liczy się tylko to, czy dopłynie się do mety. To, co działo się wokół mnie po 13 listopada, gdy zostałem marszałkiem Sejmu, nie dotyczyło przecież zasadniczo mnie. Przez miesiąc, wskutek żenujących kombinacji PiS-u, byłem jedynym urzędnikiem z nowej koalicji, widocznym symbolem zmiany. Okres symboliczny się skończył. To naturalna kolej rzeczy. Ja w te cztery lata bywałem w sondażach zaufania i na pierwszym miejscu, i pod koniec pierwszej dziesiątki, po czym - znów w pierwszej trójce, wciąż będąc tym samym człowiekiem. Podchodzę więc do tego ze spokojem, a najbardziej cieszę się nie ze swoich sondaży, ale z tego, co udało się zrobić, ze zmiany sposobu prowadzenia obrad, z otwarcia Sejmu, który oglądany jest dziś przez setki tysięcy ludzi, w którym rezerwacje miejsc w ramach wycieczek są zajęte na kilka miesięcy do przodu. To, że teraz zaufanie do mnie deklaruje dziś między 40. a 50 proc. Polek i Polaków uważam za fenomenalny wynik, i myślę o tym z ogromną wdzięcznością. Noah Yuval Harari powiedział kiedyś, że jeśli człowiek lub partia notują w demokracji liberalnej poparcie w okolicach 60 proc. - to albo jest wojna, albo to już nie jest demokracja. Ma rację.
Właśnie z powodu polaryzacji - jednak niezbędnej w systemach demokratycznych.
Polaryzacja może być częścią demokracji, ale nie może jej zastąpić. To koncept nie tyle taktyczny, co strategiczny.
Przed chwilą mówił Pan o sinusoidzie, w którą zwykle układa się droga w życiu publicznym. Czasami jest to sinusoida, ale czasami równia pochyła. Jak jedną odróżnić od drugiej?
Nie patrzeć na nią przez pryzmat ul. Wiejskiej i Twittera, na którym każdy wszystko wie najlepiej. Pojechać w Polskę, wsłuchać się w ludzi, i sprawdzić, czy ma się na pokładzie ludzi, którzy rozumieją tych ludzi. O losie wyborów decydują wyborcy. Jeśli ruch, partia, podobnie jak firma, ma organiczne podstawy do wzrostu, to będzie rosnąć, niezależnie od robionego przez konkurencję hałasu. My te organiczne podstawy budujemy od czterech lat bez wytchnienia, wciąż bez publicznych pieniędzy, bez żadnych synekur. PSL tworzy swoje natomiast już od 128 lat (śmiech). Damy radę.
Na razie Trzecia Droga notuje spadki. W ostatnich sondażach poparcie dla Was spadło z 15 proc. do poniżej 10 proc.
My w naszych sondażach widzimy teraz wartości w okolicach 10 - 12 proc. Ponieśliśmy straty po frontalnym, absurdalnym ataku ze strony Lewicy, które odrobimy. Nadchodzące wybory to nie wybory partii politycznych, a kandydatów. A tych mamy wielu, sprawdzonych i mocnych. To są wybory nie o walkach liderów, a o osiedlu, o pomyśle na dom kultury, o drodze do szkoły, o nowej ulicy. Już tyle razy słyszałem, że „to już koniec Hołowni, koniec Polski 2050”, że przestałem zwracać na to uwagę. Słyszałem to i cztery lata temu, przy wyborach prezydenckich i rok temu przed wyborami parlamentarnymi. Robi się już z tego swoista świecka tradycja, miły przedwyborczy zwyczaj (śmiech).
15 października Polacy szukali trzeciej drogi wychodzącej poza polaryzację PO i PiS. Zastanawiali się między Wami i Konfederacją, w końcu głosy przenieśli na Was. Ale teraz Wasze sondaże są coraz słabsze, zyskuje Konfederacja.
Przed wyborami 15 października nagłówki też krzyczały, że Konfederacja rośnie, a my - bidulki - nie przekroczymy pewnie 8 proc. Na pewno Pan pamięta?
Wtedy na ostatniej prostej pomógł Wam Donald Tusk, który zaapelował, by głosować też na Trzecią Drogę. Teraz poparcie dla Was wycofał.
Ale przecież i tak on nie zagłosowałby na Trzecią Drogę (śmiech). Naszej formacji najbardziej pomogą kandydaci w wyborach samorządowych. Jeśli tych ponad 20 tys. kandydatek i kandydatów dobrze wykorzysta ten czas, to dodadzą do naszego „centralnego” wyniku sondażowego nawet do 5 proc. Dziś pomaga nam też pokazywanie naszej skuteczności, już po tych czterech miesiącach naprawdę mamy konkretne rzeczy, którymi nasi ministrowie mogą się wylegitymować. Inna rzecz, że to jest zupełnie inna kampania, niż ta sprzed pół roku. Na tamte wybory czekaliśmy lata, przeżywano każdy miesiąc, odliczano tygodnie.
Teraz wszystko rozegra się w ostatnim tygodniu przed wyborami.
To tydzień specyficzny, poświąteczny. Środa, czwartek i piątek przed ciszą wyborczą - tyle tak naprawdę będzie trwała ta kampania. I te trzy dni zdecydują o wszystkim.
Macie szansę odzyskać wyborców, którzy przepłynęli do Konfederacji?
Faktem jest, że w ostatnich tygodniach za mało przypominaliśmy Polakom, że to nie jest partia miłych panów, którzy chcą niskich podatków. Tylko że jest to partia dokładnie tych samych panów, którzy podpisywali wniosek do TK w sprawie aborcji, a później publicznie się z wyroku Przyłębskiej cieszyli, że głosując na nich, wspierasz nie tyle Bosaka, co Grzegorza Brauna, od którego przecież nie mieli odwagi się odciąć. Mówiliśmy przed tamtymi wyborami: albo Trzecia Droga, albo trzecia kadencja PiS-u. W sejmikach wschodniej Polski to hasło nadal jest aktualne. Albo Trzecia Droga, albo PiS z Konfederacją. Sam pan przyznaje, że Polacy szukają dziś trzeciej drogi - pisanej z małej litery. To tylko potwierdza słuszność obranej przez nas strategii.
Dostaliście za to premię w 2023 r. Ale dziś już nie ma efektu świeżości z 15 października, jesteście ugrupowaniem współrządzącym w kraju. Dziś jedyną partią, która jeszcze nigdy nie rządziła, jest właśnie Konfederacja. Tym razem to oni mogą liczyć na ten efekt.
Nie sądzę. Tym bardziej że chyba nie udało im się zarejestrować list w wielu okręgach. I nie wydaje mi się też, że żelaznym prawem demokracji jest to, że wyborcy preferują tych, co jeszcze nie rządzili. Bo czasem jednak wybierają tych, którzy rządzili, jeśli rządzili dobrze. To naprawdę nie jest tak, że w polityce, jak w dzisiejszych mediach, są tylko dwa okresy: młodość i starość, jest albo news, albo naftalina. Tak, nie jesteśmy już całkiem nowi, ale jednak wciąż są to nasze pierwsze wybory do samorządu. Pierwszy raz jesteśmy w rządzie. Po raz pierwszy mamy klub parlamentarny. Nie będziemy przecież udawać, że powstaliśmy wczoraj, ale mamy też przecież dowody na to, że wciąż jesteśmy na tej scenie czymś nowym. Proszę mi pokazać drugi tak nowatorski ruch polityczny w Polsce, który przetrwał de facto poza systemem trzy lata, a w tym czasie nie zwinął się, a rozwinął: zbudował think tank, stowarzyszenie obywatelskie, w końcu partię, która zbudowała dobrą koalicję, i ze świetnym wynikiem weszła do parlamentu. My po prostu dowozimy tematy, wywiązujemy się z obietnic, jesteśmy od roboty, nie od robienia, jak to mówi młodzież.
Akurat większość rządząca ma sporo problemów z wywiązaniem się z obietnic wyborczych.
Trzecia Droga nie składała 100 obietnic na 100 dni, tylko 12 gwarancji na całą kadencję, na cztery lata. Już udało się spełnić prawie połowę z nich. Było to możliwe właśnie dlatego, że jesteśmy częścią tego koalicyjnego rządu, po to do niego weszliśmy.
Teraz Pan mówi, że jednak „francuski PIT” wejdzie w życie w tej kadencji? I że uda się otworzyć sklepy przez dwie niedziele w miesiącu?
Będziemy o to walczyć.
Będziecie walczyć, czy będziecie dowozić?
Mamy na to cztery lata. Idziemy metodycznie, krok po kroku. Przedstawione właśnie propozycje zmian w składkach zdrowotnych dla przedsiębiorców są na pewno krokiem w dobrym kierunku, ale w naszej ocenie powinniśmy nadal rozmawiać o tym, czy można zrobić tu więcej. Niektóre nasze gwarancje są częścią umowy koalicyjnej, inne nie, ale naszych partnerów będziemy przekonywać do wszystkich. Już pokazujemy, że do naszych deklaracji podchodzimy poważnie. Jestem przekonany, że w ten sposób zdołamy zaoferować wybór zwolennikom PiS, którzy dziś obserwują postępującą dezintegrację ich partii. Trzecia Droga ze swoim pomysłem „bezpiecznej zmiany” naprawdę jest alternatywą dla obozu, który dziś nie ma już ani sprawczości, ani jedności, ani mandatu do tego, by cokolwiek ludziom obiecywać, gdy na jaw wychodzi skala ich nepotyzmu, defraudacji, pogardy dla tego, co wspólne.
Wróćmy jeszcze do drogi, która prowadzi do Pana celów. Zaczął Pan jako marszałek uśmiechów i „Sejmfliksa”, ale później przyszedł czas trudnych decyzji. Nagle musiał Pan decydować o tym, co zrobić z mandatami dwóch byłych ministrów PiS, jak zachować się w kwestii przeszukań posłów, czy jak procedować ustawy aborcyjne. Pojawiły się napięcia wewnątrz Waszej koalicji. Czuje się Pan mocno poobijany?
Niespecjalnie. Polityka to przede wszystkim podejmowanie decyzji. A jak są decyzje - są konsekwencje. A jak są konsekwencje - są opinie, często skrajne, to znowu naturalna kolej rzeczy. Wyjaśniam podstawy decyzji. Przepisy, procedury. W miejscu, w którym dziś jestem, nie jestem od strzelania goli, ale od tego, by pilnować reguł gry.
Na tej samej zasadzie musi Pan wyjaśniać, co robią barierki przed Sejmem, których miało nie być, albo czemu korzysta Pan z zamrażarki ustaw, której używać Pan nie zamierzał.
Wybaczy pan, ale każdy, kto pamięta Sejm za marszałka Kuchcińskiego czy marszałek Witek, musi przyznać, że zamrażarka z Sejmu wyjechała naprawdę z hukiem i na dobre. A że czasem jakiś klub musi poczekać chwilę, żeby jego projekt znalazł się w porządku obrad? Tak, czasem musi. Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze: posiedzenia Sejmu nie są z gumy. Po drugie: wprowadziliśmy dodatkowe kontrole jakości projektów, obowiązek przygotowania do każdego z nich publicznie dostępnej oceny jego skutków. Sejm to nie tor wyścigowy dla ustaw, to ma być fabryka dobrego prawa. Biegunkę legislacyjną poprzednich kadencji jestem zdecydowany ucywilizować. Barierki. Od 2016 r. oddzielały Sejm od reszty Polski dzień i noc, w wakacje i święta. I po co? Obecnie, gdy się pojawiają, to po coś. Gdy jest manifestacja - policja przywozi je na 24 h, po czym je zabiera. Tłum to emocje. Tu ktoś, nawet niechcący, popchnie kogoś, ten ktoś przewróci się, uderzy w coś głową. Te barierki nie są po to, by chronić posłów, posłowie często zresztą do manifestujących wychodzą. One są po to, żeby chronić samych manifestantów, ale też policjantów i policjantki, strażników, strażniczki. Ich zdrowie i życie jest przecież tak samo ważne. Barierki pod Sejmem będą, gdy będzie to potrzebne. Tylko wtedy.
Na całym świecie demokracje nabierają coraz bardziej ulicznego charakteru. Mimo to nie będzie stałych barier przed Sejmem?
Może i tak być. Ale może też być inaczej. Niedawno obserwowałem badania fokusowe. Wie pan, jakie zdanie w ich trakcie słyszałem najczęściej? „Przestańcie się kłócić”.
I w związku z tym w koalicji rządzącej doszło do bardzo emocjonalnego sporu o liberalizację prawa aborcyjnego.
Nie ja go wszcząłem. Wiele razy mówiliśmy na spotkaniach liderów koalicji: czekamy na wszystkie projekty, rozpatrujemy je razem, po wyborach samorządowych. Umowy żeśmy w tej sprawie nie podpisywali, ale nikt też nie zgłaszał sprzeciwu. Na pewnym etapie Lewica uznała, że chce przyspieszenia prac, przyjąłem to do wiadomości, z tym, że wszystkie projekty były gotowe do procedowania dopiero na początku marca: Lewica uzupełniała swój przez dwa miesiące, KO musiała też poprawić kwestie formalne, Trzecia Droga złożyła swój projekt niemal w tym samym czasie, co KO. Jak projekty były gotowe, wyznaczyłem im termin rozpatrywania nie na najbliższym od tej chwili Sejmie, ale na następnym. To ma być ta „zamrażarka”?
Stał się Pan osobą, której przypięto łatkę osoby nie- chcącej pomóc kobietom. Już płacicie za to spadkami w sondażach.
Kompletnie nie zgadzam się z tą oceną. Przed wyborami każdy z nas jasno powiedział wyborczyniom i wyborcom, jak chce rozwiązać problem z haniebnym wyrokiem TK. Realizujemy dokładnie to, co obiecaliśmy. Jeśli ktoś chciał innych rozwiązań - głosował na KO czy Lewicę. Trzecia Droga mówiła jasno: najpierw ustawa „ratunkowa”, zaraz po tym - referendum. Tak jak w Irlandii, w Portugalii czy w wielu stanach USA. Dlaczego mamy zakładać, że ludzie są na tyle mądrzy, żeby wybrać posła, a jednocześnie na tyle niemądrzy, że nie są w stanie sami, bez pośredników, wypowiedzieć się w ważnej sprawie?
Sprzeciw wobec wyroku TK był wspólnym mianownikiem Was łączącym przed 15 października, który silnie mobilizował Waszych wyborców. Teraz oni nie czują, że wprowadzacie zmiany, których oni oczekiwali.
Dlatego zapisaliśmy w umowie koalicyjnej, że odwrócimy skutki tego wyroku. Nie umawialiśmy się jednak na wspólny pomysł: jak. Dlatego dziś w Sejmie są cztery projekty, od takich, w których mówi się o granicy 24. tygodnia, po taki, który przywraca stan sprzed wyroku TK, dodając do niego przesłankę zdrowia psychicznego. 11 kwietnia, mam nadzieję, skierujemy je wszystkie do Komisji Nadzwyczajnej. Co będzie dalej? Nie wiem. Wiem, że ten Sejm składa się w 70 proc. z mężczyzn, i że jest dużo bardziej konserwatywny, niż całe społeczeństwo. Wiem też, że żadna zmiana prawa w tej sprawie uchwalona teraz przez Sejm nie wejdzie w życie przez najbliższe 1,5 roku, bo nie podpisze jej prezydent Duda. On najprawdopodobniej nie podpisze ustawy o „pigułce dzień po”, więc czy ktokolwiek ma jakiekolwiek złudzenia?
Nie robiąc nic w tej kwestii, nie dajecie żadnej gwarancji na zmiany w tym zakresie, nawet po zwycięstwie w wyborach prezydenckich za rok.
Dlatego powinniśmy zrobić, a nie wygłaszać płomienne świadectwa, czy atakować się nawzajem. Fakty są proste: w ciągu ostatnich 28 lat dokładnie wszystkie projekty dotyczące liberalizacji prawa aborcyjnego, Sejmy kolejnych kadencji wyrzucały do kosza w pierwszym czytaniu. A czytania ustaw są trzy. Gdybym był politycznym cynikiem, zajętym sobą, a nie poprawą sytuacji kobiet, przecież od razu wrzuciłbym do procedowania kolejne projekty i patrzył jak po kolei upadają. Bo upadłyby wszystkie. Tymczasem ja zrobiłem wszystko, żeby - w tak ważnej sprawie - nie upadły w pierwszym czytaniu również te projekty, z którymi sam osobiście fundamentalnie się nie zgadzam! Dziś płacę za to cenę, ale wiem, że za jakiś czas nawet moi dzisiejsi krytycy przyznają mi rację. Kobiety w Polsce czekają na zmianę ich sytuacji, nie na zmianę sondaży tych, których nie martwi dziś to, czy ich własny projekt upadnie, czy nie.
Nie zapłaci Pan politycznej ceny także za własny projekt zmian w ustawie aborcyjnej? Jeśli będzie Pan walczył o prezydenturę w przyszłym roku, to ma Pan szansę wygrać tylko wtedy, gdy pozyska choć część głosów wyborców Andrzeja Dudy. A ci wyborcy są mocno konserwatywni.
Ale nie jestem wcale pewien, że aż tak, jak prezydent Duda. On jest w tej sprawie dużo bardziej konserwatywny ode mnie. Do wyborów jeszcze kilkanaście miesięcy, będzie jeszcze co najmniej kilka wielkich zakrętów, nowych wielkich debat, ostatnie lata nauczyły nas też, że zawsze trzeba też spodziewać się niespodziewanych wydarzeń. To faktycznie będą bardzo ważne wybory. One albo przypieczętują zmianę, która zaszła 15 października, albo nie. Zakładam, że w ostatniej rundzie walki o prezydenturę spotkają się kandydaci o poglądach liberalnych i centrowych.
Rozumiem, że mówiąc o kandydacie centrowym ma Pan na myśli siebie?
Jestem z przekonania centrystą, stronię od radykalizmów z każdej strony, ale nie podjąłem jeszcze decyzji, czy wystartuję w tych wyborach . Zobaczymy na jesieni.
A mogą w drugiej turze spotkać się centrysta i konserwatysta?
Patrząc na obecny układ sił - wątpię. PiS będzie słabł, a wraz z nim będzie słabł cały konserwatywny koncept, który PiS zawłaszczył, wziął na zakładnika. Oczywiście, rok przy tym tempie polityki - to wieczność, i wszystko może się zdarzyć. W Polsce toczy się dziś przecież walka nie tylko o kształt Polski, ale i o przyszłość Europy. Widzą to również nasi przeciwnicy, widzą to ich agenci wpływu. Kampania prezydencka może być naprawdę trudna. I na pewno do chwili wyborów temperatura polityczna w kraju będzie wysoka. Oby po nich zaczęło się już to wszystko trochę uspokajać.
Najpierw musicie odnaleźć się w obecnej rzeczywistości. A ona wygląda tak, że polską polityką rządzą Kaczyński i Tusk - pomiędzy nich właściwie nie da się włożyć nawet żyletki. Gdy oni wchodzą na swoje obroty, to Pan może tylko barierki stawiać przed Sejmem.
Ale pan wie, że jest rok 2024, nie 2014? Żyletki nie da się włożyć? 14,4 proc. Trzeciej Drogi, 8,6 proc. Lewicy w ostatnich wyborach, pięć milionów głosów, to Pana zdaniem jest mniej niż ta żyletka? Panie Redaktorze, litości (śmiech).
Świetny wynik Trzeciej Drogi to w dużej części zasługa Tuska.
Już Pan o tym wspominał, a my radzimy sobie od kilku lat siłą własnych działań, niezależnie od udzielanego nam, czy nie, wsparcia. Od nas na pewno nie usłyszy pan sygnału: „Tych już nie lubcie, nas lubcie”, bo ludzie takie sygnały odczytują wprost: „Oho, już się kłócą”. Trzeba walczyć o rzeczy ważne dla wyborców, a nie walczyć z wyborcami. Oni jasno wskazali: czas partii 40-procentowych się w Polsce na dobre skończył.
Dalej wybór w Polsce sprowadza się do alternatywy: rządy Tuska albo rządy Kaczyńskiego. Wy cały czas nie wyszliście z roli przystawki PO.
To Pana ocena. Nieprawdziwa i krzywdząca. Utożsamia Pan gotowość do współpracy z gotowością do poddaństwa i zgodą na przemoc. To koncept pachnący na kilometr strasznie starą, przepraszam - dziaderską wręcz polityką. Jesteśmy autonomicznym bytem, mamy swoich wyborców, swój program, swoje cele i gwarancje składane ludziom. Polacy 15 października postawili na współpracę. Stworzyli swoimi głosami koalicję, w której każdy z nas ma „złotą akcję”. Weszliśmy do Koalicji 15 października, nie do Koalicji Obywatelskiej. Z prostego powodu, a jest nim odpowiedzialność za państwo, które w trudnych czasach potrzebuje stabilnego rządu. Rozumiem, że niektórych obecność na scenie kogoś innego, niż PiS i PO, może irytować, bo wymaga zmiany utrwalonych przyzwyczajeń, ale na to nie ma innej rady, niż robić swoje. Może za dziesięć lat przestaniemy wreszcie słyszeć te pytania, o to, czy jesteśmy gwiazdami jednego sezonu (śmiech).
Myśli Pan, że Tusk będzie szanował Wasze złote akcje? Czy raczej zrobi wszystko, by to złoto zamienić w tombak?
Ależ on nie ma takiej mocy (śmiech). Umowę koalicyjną wypełnimy co do joty. Ale jeśli w czymś, czego nie obejmuje, trzeba będzie zagłosować przeciwko, to tak zrobimy.
Co jest tą czerwoną linią?
Kwestie związane z naszą tożsamością, naszym programem, naszymi obietnicami wyborczymi. Koalicja to związek partnerski. Dopóki partnerzy szanują się i mają wspólne cele - dopóty będę o niego spokojny.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl