Jan Hartman, czyli prawdziwa twarz „proeuropejskich elit” PO

Dawid Wildstein
Dawid Wildstein
Oto prawdziwa twarz owych „proeuropejskich elit” PO.
Oto prawdziwa twarz owych „proeuropejskich elit” PO. fot. Adam Guz
Ostatnie sondaże wyraźnie pokazują, że Polacy nie dorośli do demokracji. Platforma Obywatelska miała wygrywać w cuglach, tymczasem nawet badanie na zlecenie "Wyborczej" pokazuje coś zgoła odwrotnego. Nic dziwnego, że media PO rozdzierają szaty, płacząc nad marnością polskiego narodu, zaś posłowie Platformy lamentują nad naszym społeczeństwem, które, cytując, okazuje się prymitywne, zawistne, chamskie i źle wykształcone.

W sukurs przychodzą im także „znani” dziennikarze zachodni, przypominający nam, że zawsze byliśmy narodem troglodytów i antysemitów, jak np. Overbeek, autor paszkwilu na Jana Pawła II, autorytet PO i jej telewizji. Na szczęście Platforma i jej przyjaciele mają odpowiedź na tę straszną polskość. Budują własne elity, które mają być nową, europejską jakością w naszym kraju. Warto więc przyjrzeć się, co właściwie proponuje ta partia, najlepiej na konkretnym przykładzie. Ostatnio głośno było o jednym z jej autorytetów, niejakim Hartmanie. Okazało się bowiem, że nawet tak liberalna platforma internetowa jak Twitter nałożyła ograniczenia na jego konto, z powodu jego skandalicznego zachowania.

Wyborca idealny

W teorii Hartman powinien być spełnieniem marzeń PO, ich wyborcą idealnym. Mamy przecież intelektualistę, profesora, dodatkowo afiszującego się żydowskim pochodzeniem. Puszącego się swoimi (co prawda bardziej domniemanymi, ale niech będzie) kontaktami na Zachodzie, tytułującego samego siebie „filozofem”. Dowód perfekcyjny na to, że ci wykształceni, z wielkich miast (może już nie tak młodzi, ale ten szczegół pomińmy) głosują na ugrupowanie Tuska. Idealny przykład „elity”, o której tyle słyszymy od TVNu, "Wyborczej" czy "Newsweeka". Reprezentant tej części Polaków, która „dorosła” do reszty Europy, przykład tego nowego, wspaniałego społeczeństwa, pełnego tolerancji i multi-kulti, którego Platforma jest politycznym reprezentantem, które, jeśli tylko ta partia dojdzie do władzy, zmieni Polskę na swój obraz i podobieństwo. Faktycznie, Hartman w pewien sposób reprezentuje typ idealnego wyborcy PO, pokazując jednocześnie jaką wydmuszką jest ów „konstrukt tożsamościowy”, jak daleki jest od deklarowanych przez tę partię idei. Nasz „filozof” jest więc o tyle ciekawy, że na jego przykładzie możemy, krok po kroku, prześledzić ile wspólnego z rzeczywistością mają pretensje i mrzonki środowisk, które skupiły się wokół partii Tuska, pozując na „europejską elitę”.

Z kim zjeść kolacje

Zacznijmy więc od „światowości” i „europejskości” Hartmana. Jak wygląda ona w praktyce? Na wiernopoddańczym zachwycie każdym, kto jest z „tamtego świata”, tej „lepszej rzeczywistości”. Idealnie pokazał to Hartman w momencie dyskusji nad przeszłością jednego z większych autorytetów środowisk skupionych wokół PO, czyli Mariana Turskiego. W jaki sposób nasz „filozof” usiłował bagatelizować współpracę Turskiego z stalinowskim reżimem? Tym, że to nieistotne, bowiem… Turski był szanowany za granicą. Znał „wielki świat” (określenie Hartmana), bywał w Białym Domu, rozmawiał z ważnymi ludźmi i jadał z nimi kolacje. To starczy by wywołać w Hartmanie skrajny zachwyt. Staje się argumentem ostatecznym, byśmy przed Turskim padali na kolana, nieważne, jakie ma on grzechy na sumieniu. Istotne jest bowiem to, kto podawał mu rękę. Tym jest ta ”światowość” Hartmana. W tym kontekście Hartman jest wręcz idealnym przykładem kompleksów i zaściankowości, jakie cechują środowisko tego „intelektualisty”, ten – sam siebie uważający za wielkich światowców – salon. Ich bezrefleksyjny zachwyt jest wytworem głębokiego przeświadczenia o swojej niższości, o tym, że nie wolno działać, za to trzeba się słuchać. Zadowolą się powierzchownym, czysto „towarzyskim” statusem, uważając go za szczytowe osiągnięcie swojej egzystencji. Najważniejsze dla nich jest to, kto ich zaprosi na kolację i poda rękę.

Imitacja przeterminowanych idei

Równie marnie wygląda jego działalność „naukowa”. Skupmy się tu na tym, co w wypadku Hartmana można nazwać popularyzacją nauki (dokładniej filozofii) w jego publicystyce. Co się okazuje? Największe i najgłośniejsze z publicznych osiągnięć naszego profesora to dyskusja nad pedofilią oraz propozycja przemyślenia na nowo kwestii związków kazirodczych, które, zdaniem Hartmana, mogą być czymś wartościowym. Abstrahując od, zrozumiałego u większości normalnych ludzi, poczucia obrzydzenia wobec takich sloganów, warto zwrócić na jeden aspekt opisywanych tu „mądrości” naszego „filozofa”. Hartman, pisząc swoje deklaracje, chce się pokazać w bardzo określony sposób, usiłując budować swój wizerunek „postępowca”. Stroi się w szaty myśliciela, który szokuje konserwatywny naród, ponieważ jest wizjonerem, wolnomyślicielem, gotowym kwestionować ustalone prawdy, wybiegającym myślą i ideami w przyszłość. Dowcip polega na tym, że usiłując grać tę role, Hartman powtarza najpłytsze, najbardziej banalne konstrukty lewicowe, które na samym Zachodzie już od lat są uznane za wyświechtane i przebrzmiałe. Okazuje się więc, że nie tylko powtarza, na zasadzie zwykłej, prymitywnej imitacji, myśli z innego kręgu kulturowego, dodatkowo wychodzi na to, że nie jest w stanie nawet śledzić na bieżąco tego, co się tam dzieje. W związku z czym dostarcza nam, mówiąc językiem bardziej handlowym, dawno już przeterminowany produkt. To naprawdę trafne memento dla całej tej formacji intelektualnej, której Hartman uważa się za część, która, opiewając swoją własną wielkość i „europejskość”, tak naprawdę potrafi tylko powtarzać kilka przeterminowanych, kuriozalnych zachodnich idei.

Najważniejszy jest wróg

Jeszcze bardziej groteskowo wyglądają pretensje Hartmana do przynależności do tzw. „polskiej elity”, do środowiska ludzi „otwartych i tolerancyjnych”, w przeciwieństwie do typowego, polskiego prymitywa. Starczy przyjrzeć się losowym wypowiedziom naszego „filozofa”, żeby zobaczyć, że jedyne, co się za nimi kryje, to agresja i niebywałe chamstwo. Inwektywy, brutalność, próba skrajnego upodlenia swojego przeciwnika politycznego to podstawowe komponenty języka Hartmana. Nie tylko jest to nienawiść rynsztokowa w sposobie jej wyrażania, jest też ona, w pewnym sensie, czysta. Nie idzie bowiem za nią najmniejsza nawet próba refleksji, uargumentowania swoich tez. Służy ona tylko napiętnowaniu tych, którzy ośmielili się pomyśleć inaczej niż Hartman. Owi „inni” są zresztą, w „refleksji” (to właściwie za duże słowo, lepsze określenie to „hejt”) naszego filozofa, grupą bardzo szeroką oraz niezdefiniowaną. Są oni opisywani w analogiczny sposób, w jaki swoich „wrogów” określała PRLowska, komunistyczna propaganda. To nieokreślony zbiór potworów, czające się zagrożenie, które tak naprawdę służy jednemu, pokazaniu, że jest się lepszym. Raz będzie to „polski cham”, innym razem „polscy faszyści”, czasem „nacjonalistyczne społeczeństwo”. Ich rola jest oczywista. Są oni podstawowym argumentem, dzięki któremu tak naprawdę Hartman może się czuć się lepszy. Ostateczną legitymacją jego wyższości, nie są więc żadne osiągnięcia czy zasługi, ale odpowiednio ukierunkowany hejt. Nasz „filozof” istnieje tylko w relacji do wroga, tylko on daje mu wyjątkowy status. W tym kontekście ciężko się dziwić, że właściwie całość jego publicznej działalności obrażanie owego „wroga”. Bez niego Hartman przestaje być wyjątkowy, właściwie przestaje istnieć. Tym, na końcu, okazuje się ten „profesor”, „filozof” i „światowiec”. Pełnym nienawiści chamem, zdolnym tylko imitować to, co przychodzi z zewnątrz, ze szczątkową tożsamością, budowaną tylko w relacji do tego, kogo nienawidzi. Oto prawdziwa twarz owych „proeuropejskich elit” PO.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl