Jest to o tyle ciekawe, że gdy przed laty (w 2012 roku, za czasów rządów PO-PSL) zostały zmniejszone koszty uzyskania przychodów, artyści bardzo szybko przeszli nad tym do porządku dziennego, mimo że dla wielu twórców ta decyzja skutkowała potężnymi konsekwencjami finansowymi, m.in. musieli zaciągać kredyty na zapłatę podatków. Limity te zostały zwiększone w 2017 (za rządów Zjednoczonej Prawicy), ale część artystów nie chciała tego zauważyć, tylko w dalszym ciągu kierowała niewybredną krytykę pod adresem rządów PiS, a zwłaszcza wobec prof. Piotra Glińskiego, wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
Apel "autorytetów"
Ostatnie tygodnie przyniosły kolejne „popisy” przedstawicieli artystycznej nadzwyczajnej kasty. Nie będę pisała o apelu „autorytetów” w sprawie wspólnej listy opozycji - to temat na osobny komentarz, tym bardziej że nie brakuje tam nazwisk znanych aktorów, którzy na swoich profilach w mediach społecznościowych nader chętnie „zawieszają” osiem gwiazdek i wulgarne napisy.
W cytowaniu artystów utożsamiających się z poglądami opozycji lub niezadowolonych z obecnych rządów palmę pierwszeństwa zyskuje koncern RASP (Ringier Axel Springer Polska), wydawca m.in. portalu onet.pl, dziennika „Fakt” czy tygodnika „Newsweek”. To właśnie tam ukazały się dwa wywiady, które dokładnie odzwierciedlają poglądy nadzwyczajnej artystycznej kasty. Olgierd Łukaszewicz wyznaje kłamliwy pogląd suflowany przez opozycję, że będzie Polexit i twierdzi, że Jarosław Kaczyński „dobrze zapamiętał nauki leninowsko-stalinowskie”, gdyż okazał się „mistrzem w robieniu propagandy”, jak również „ciężko pracuje nad świadomością mas, wspaniale zohydzając im Unię Europejską”.
Aktorzy w polityce
Warto przypomnieć, że aktor (znany m.in. z odtwórcy jednej z głównych ról - obok Jerzego Stuhra w „Seksmisji”) był związany z partią „Wiosna” Roberta Biedronia oraz z „Nowoczesną” i bezskutecznie startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Słabo więc wygląda jego tylko li „społeczne” zatroskanie o bytność Polski w Unii Europejskiej - raczej jest to działalność polityczna obliczona na konkretny efekt w postaci miejsca w parlamencie polskim, a jeszcze lepiej europejskim. Kolejnym krytykiem polskiej politycznej rzeczywistości okazał się Bogusław Linda, co dla wielu wielbicieli jego twórczości było zaskoczeniem, chociaż swoją sympatię dla opozycji Linda wyrażał już wcześniej - m.in. biorąc udział w kampanii poparcia Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich.
Teraz aktor - przy okazji 30-lecia wejścia na ekrany filmu „Psy”, mówi o „braku demokracji” i obraża wyborców PiS mówiąc, że są „sfrustrowani, zakompleksieni, niepotrafiący powiedzieć słowa w obcym języku”. Wygląda na tylko, że aktor za bardzo utożsamił się z postacią, którą odgrywał, czyli byłego funkcjonariusza komunistycznej Służby Bezpieczeństwa: słowa Lindy w wywiadzie są jakby wprost wyjęte z raportów SB na temat Polaków. Mówiąc najoględniej: szkoda.
