SPIS TREŚCI
Kilkanaście tysięcy demonstrantów wypełniło ulice Tbilisi wieczorem 28 października, w pierwszym masowym proteście powyborczym. Opozycja oraz prezydent Salome Zurabiszwili nie uznają ogłoszonych przez Centralną Komisję Wyborczą wyników wyborów parlamentarnych, oskarżając rządzącą partię Gruzińskie Marzenie (GM) o kradzież głosów. Na wiecu przed siedzibą parlamentu liderzy opozycji po raz pierwszy sformułowali swoje główne żądanie: przeprowadzenie nowych wyborów pod kontrolą międzynarodową. Potwierdzili, że nie przyjmą swoich mandatów i nie podejmą negocjacji z rządzącym Gruzińskim Marzeniem w sprawie innej niż organizacja nowych wyborów.
Dalsza strategia opozycji nie jest jednak jeszcze jasna, tymczasem GM zamierza otworzyć nowy parlament bez udziału opozycji. Zachodnie rządy zastanawiają się tymczasem, jak – nie licząc wstępnych oświadczeń - zareagować na kontrowersyjne wyniki głosowania.
Gruzińskie Marzenie gromi podzieloną opozycję
Według oficjalnej wersji, rządzące Gruzińskie Marzenie miliardera Bidzinę Iwaniszwilego zdobyło 54 proc. głosów, co daje mu 89 ze 150 miejsc w parlamencie - mniej więcej tyle samo, ile miało dotychczas, ale znacznie mniej niż większość konstytucyjna (113 mandatów), która była głównym celem GM. Cztery listy opozycji, które zgodziły się współpracować przeciwko Gruzińskiemu Marzeniu, przekroczyły 5-procentowy próg i weszły do parlamentu z łącznie 37,6% głosów. Opozycja jest jednak przekonana, że wybory zostały sfałszowane i nie uznała ich wyników.
Do parlamentu, oprócz prorosyjskiego GM, weszły cztery prozachodnie listy:
Koalicja na rzecz Zmian (11%), 19 mandatów
koalicja Jedność (10,2%), 16 mandatów
koalicja Silna Gruzja (8,8%), 14 mandatów
partia Za Gruzję (7,8%), 12 mandatów
Nikt nie miał wątpliwości, że Gruzińskie Marzenie uzyska najwięcej głosów i wygra. Stawka tych wyborów była inna: czy rządząca partia utrzyma bezwzględną większość w parlamencie? Tak się oficjalnie stało, ale skala wygranej musi budzić ogromne wątpliwości. Nawet jeśli uznać, że sondaże przedwyborcze a następnie exit polls zamawiane przez podmioty niezależne czy opozycyjne zaniżały wynik GM (35-40%). Badania zamawiane przez obóz władzy pokazywały 55-60%.
Wojciech Górecki (Ośrodek Studiów Wschodnich) wskazuje trzy główne powody przegranej opozycji: skuteczne straszenie wojną przez rządową propagandę (twierdzenie, że rywale na zlecenie Zachodu wciągną Gruzję do wojny rosyjsko-ukraińskiej); rozdrobnienie opozycji i brak charyzmatycznych liderów; brak szerokiej oferty programowej opozycji dla elektoratu wiejskiego i konserwatywnego. Nie można wszystkiego zrzucać na nadużycia władzy i typowe dla posowieckiego świata wykorzystywanie przez rządzących tzw. adminresursu. Należy pamiętać, że Gruzińskie Marzenie po 12 latach rządów wciąż cieszy się realnym poparciem znaczącej części społeczeństwa.
Ostatnia krucjata Salome
Wobec faktu, że opozycja składa się z czterech bloków, niekoniecznie za sobą przepadających, naturalnym liderem obozu antyrządowego staje się prezydent Salome Zurabiszwili. Która nie ma nic do stracenia, bo niedługo kończy się jej kadencja. Zgodnie z przeforsowanymi zmianami w konstytucji (2018), nową głowę państwa wybierze kolegium elektorów, a nie Gruzini w wyborach bezpośrednich. Zurabiszwili nawet nie ukrywa, że oczekuje prób jej zatrzymania po tym, jak straci immunitet. GM już raz próbowało dokonać jej impeachmentu.
Zurabiszwili pierwsza zabrała zdecydowanie głos ws. wyborów, w przemówieniu 27 października kwestionując oficjalne wyniki. Centralna Komisja Wyborcza (CKW), która jest zdominowana przez rządzącą partię, stwierdziła, że Gruzińskie Marzenie zdobyło prawie 54 procent głosów. Zauważając, że taki wynik przekroczył poziom poparcia, jaki ta partia otrzymała w poprzednich wyborach w 2020 roku, głosowaniu parlamentarnym w 2020 r., Zurabiszwili i liderzy opozycji nazwali dane CKW niewiarygodnymi i fałszywymi. Otoczona przez liderów partii opozycyjnych, Zurabiszwili wezwała Gruzinów do wyjścia na ulice w obronie swoich głosów. Zaapelowała również do Stanów Zjednoczonych i UE o pomoc w ochronie gruzińskiej demokracji.
- Jako ostatni niezależny urząd w tym kraju mówię, że nie uznaję tego głosowania - powiedziała Zurabiszwili dzień po wyborach. - Akceptacja tych wyborów jest równoznaczna z akceptacją rosyjskiego przejęcia Gruzji - dodała prezydent, która przecież wygrała wybory w 2018 roku mając poparcie Gruzińskiego Marzenia, ale potem ich drogi się rozeszły głównie z powodu różnych zapatrywań na politykę zagraniczną kraju. Zurabiszwili powtórzyła też zarzut, jaki stawia się od dawna faktycznemu szefowi GM, miliarderowi Bidzinie Iwaniszwilemu: podważanie celu Gruzji, jakim jest przystąpienie do Unii Europejskiej, na rzecz bliższych więzi z Moskwą.
Na Kremlu strzelają korki od szampana
W trakcie kampanii liderzy Gruzińskiego Marzenia twierdzili, że kraje zachodnie ingerują w proces wyborczy na korzyść opozycji, jednocześnie milczeli na temat bezprecedensowego zaangażowania Rosji. W czasie kampanii rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego de facto ogłosiła swoje wsparcie dla Gruzińskiego Marzenia. W przeddzień wyborów bułgarski dziennikarz śledczy Christo Grozev ostrzegł, że „Rosja może zapewnić prorosyjski reżim w Gruzji tylko poprzez radykalne oszustwa wyborcze” i wskazał na aktywację rosyjskich służb specjalnych w tym kierunku. Przekonanie o rosyjskiej operacji specjalnej pogłębiają takie wypowiedzi z Moskwy, jak wiceprzewodniczącego rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Dmitrija Miedwiediewa, który sam zasugerował Gruzińskiemu Marzeniu usunięcie Zurabiszwili z urzędu i aresztowanie jej za odmowę zaakceptowania wyników wyborów.
Wynik wyborów oznacza zwycięstwo strategii Moskwy. Wzmocni antyzachodnią politykę rządu GM, co automatycznie oznacza wzrost wpływów rosyjskich. „Zwycięstwo partii rządzącej oraz pogłębiający się kryzys w relacjach Gruzji z Zachodem wzmacniają pozycję Moskwy w regionie (przy czym otwarte pozostaje pytanie, czy i na ile interweniowała ona w przebieg elekcji). W interesie Rosji leży skompromitowanie prozachodnich sił, osłabienie pozycji Zachodu w Gruzji i pełne podporządkowanie sobie rządu w Tbilisi. Należy się zatem liczyć z podsycaniem przez nią kryzysu przy użyciu potencjału działań hybrydowych (a w przyszłości być może z otwartą interwencją)” – ostrzega analityk OSW, W. Górecki. Gruzińskie Marzenie otrzymało już z Kremla zaproszenie do BRICS i jeśli opozycja nie podejmie wspólnych wysiłków w celu zwalczania partii rządzącej, Tbilisi będzie kontynuować swój zwrot w kierunku Rosji.
Mało zdecydowana reakcja Zachodu
Wspólna misja obserwacyjna ODIHR OBWE, Zgromadzeń Parlamentarnych OBWE, Rady Europy i NATO oraz Parlamentu Europejskiego wydała ostrożne oświadczenie, stwierdzając, że wybory były konkurencyjne, ale wskazując na liczne naruszenia procedur i przymus wyborczy. „Kandydaci mogli generalnie swobodnie prowadzić kampanię, ale były doniesienia o zastraszaniu, przymusie i presji na wyborców, zwłaszcza na pracowników sektora publicznego i osoby w gorszej sytuacji ekonomicznej” - stwierdziła międzynarodowa misja obserwacyjna. Na konferencji prasowej 27 października europejscy obserwatorzy odmówili jednak odpowiedzi na pytania dotyczące ogólnej ważności wyborów.
Amerykańscy obserwatorzy byli bardziej dosadni w swoich ocenach. - Naginanie i nadużywanie systemu, tak jak zrobiła to partia rządząca w Gruzji, w celu zagwarantowania wyniku, odbiera ludziom prawo do prawdziwego wyboru i pociągnięcia swoich przywódców do odpowiedzialności - powiedział Daniel Twinning, prezes Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego. Amerykański kongresmen i przewodniczący Komisji Helsińskiej, Joe Wilson, wyraził zaniepokojenie dobrze udokumentowanymi wysiłkami Rosji, by wpłynąć na wybory. Wezwał on Departament Stanu USA do dokładnego zbadania zarzutów oszustwa i wydania jasnego oświadczenia na temat roli Rosji. SAekretarz stanu USA Antony Blinken stwierdził: „Międzynarodowi obserwatorzy nie uznali wyników wyborów za wolne i uczciwe. Potępiamy wszelkie naruszenia norm międzynarodowych i przyłączamy się do apeli międzynarodowych i lokalnych obserwatorów o pełne zbadanie wszystkich doniesień o naruszeniach związanych z wyborami”.
Jednym z pierwszych zachodnich polityków, który zareagował na wybory w Gruzji był były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, który stwierdził: „Obraz wyłaniający się z Gruzji jest jasny - wczorajsze wybory zostały skradzione przez marionetkowy rząd Putina w Tbilisi. Popieram mieszkańców Gruzji, którzy bronią swojej wolności, swoich praw i swojej przyszłości”.
Kluczowi europejscy i amerykańscy przywódcy oraz dyplomaci wyraźnie odmówili złożenia gratulacji Gruzińskiemu Marzeniu, które w ciągu ostatnich kilku lat zaangażowało się mocno w antyzachodnią retorykę. Wyjątkiem był węgierski Viktor Orban, który złożył gratulacje GM jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem wyników i i przyjechał do Tbilisi 28 października. - Bez względu na to, co pan Orban powie podczas swojej wizyty w Gruzji, nie reprezentuje on UE - stwierdził szef dyplomacji europejskiej Josep Borrell.
Jak Gruzińskie Marzenie ukradło wybory
Według oficjalnych wyników głosowania, Gruzińskie Marzenie przegrało w Tbilisi z opozycją, ale na obszarach wiejskich miało ogromną przewagę, zdobywając do 80 procent głosów w niektórych odległych gminach. Obserwatorzy zarejestrowali na kamerach lub w inny sposób zgłosili przypadki dosypywania kart do głosowania do urn, zwłaszcza w kilku okręgach zdominowanych przez mniejszości etniczne, gdzie GM dostało aż 80-90 proc. głosów. Opozycja twierdzi, że obecnie zbiera dowody na nieprawidłowości i zamierza je upublicznić. Na prowincji nagminne było dowożenie w sposób zorganizowany pracowników sektora publicznego, takich, jak nauczyciele czy urzędnicy, do lokali wyborczych w małych miastach i wsiach. W swoich szerszych ocenach obserwatorzy stwierdzili, że strach przed utratą pracy lub świadczeń socjalnych zmusza mieszkańców wsi do głosowania na partię rządzącą.
Prezes Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego Daniel Twining stwierdził: „Jestem naprawdę zaskoczony skalą zastraszania i nacisków na wyborców; z pewnością nie jest to podstawowa cecha demokracji”. Obserwatorzy z Transparency International Georgia wyjaśnili, że większość lokali wyborczych w Gruzji posiadała elektroniczne systemy głosowania, co naturalnie utrudnia oszustwa. Ich zdaniem w wyborach stosuje się jednak więcej nieoczywistych metod wywierania wpływu. - Na przykład, osoba zostaje pozbawiona prawa jazdy z powodu jazdy pod wpływem alkoholu. Następnie oddaje mu się prawo jazdy w zamian za zaznaczenie na karcie do głosowania” - mówi zastępca dyrektora organizacji, Giorgi Oniani. Znalezienie i udowodnienie takich przypadków w sądzie będzie problematyczne.
Gruzińskie Marzenie odrzuca oskarżenia o manipulację głosami. Premier Irakli Kobachidze oskarżył opozycję i grupy obserwatorów o próby destabilizacji kraju. - Po raz kolejny siły te działają przeciwko porządkowi konstytucyjnemu w tym kraju - powiedział Kobachidze 28 października. „Ale wszyscy wiedzą, że państwo kontroluje sytuację i oczywiście nikt nie może naruszyć porządku konstytucyjnego w tym kraju”.
Ulica i zagranica?
Kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji będzie zachowanie opozycji, to czy uda im się zmobilizować duże protesty, jak też reakcja władz na nie. Mniejsze znaczenie będzie miało dalsze zachowanie innych państw i międzynarodowych organizacji. Gruzińskie Marzenie już wcześniej pokazało, że nic sobie nie robi z krytyki i decyzji nawet UE czy USA. UE de facto nie uznała wyników. Wiadomo jednak, że trudno będzie o wspólne stanowisko w obliczu bezwarunkowego wsparcia premiera Węgier dla GM.
Co może zrobić teraz opozycja i wyrastająca na lidera obozu antyrządowego Zurabiszwili? Są dwa scenariusze: formalny i nieformalny. Ten pierwszy to odmowa przyjęcia mandatów, ale to niewiele zmieni. Gruzińskie Marzenie będzie miało 89 ze 150 mandatów. Nie jest to większość konstytucyjna, do której Gruzińskie Marzenie dążyło, ale wystarczy, by parlament mógł funkcjonować bez udziału opozycji.
Ten drugi scenariusz to masowe protesty uliczne. Problem w tym, że do tej pory władza się nimi nie przejmowała, nawet największymi od lat wiosennymi protestami przeciwko tzw. ustawie o obcych agentach. W razie potrzeby są struktury siłowe. We współczesnej historii Gruzji były już przypadki, gdy masowe protesty doprowadziły do zmiany władzy w kraju. W 2003 r., po tzw. „rewolucji róż”, której uczestnicy protestowali przeciwko fałszowaniu wyników wyborów parlamentarnych, ówczesny szef państwa Eduard Szewardnadze podał się do dymisji, a prezydentem został Micheil Saakaszwili. Demonstranci mieli jednak wówczas charyzmatycznego przywódcę, zagraniczni obserwatorzy znacznie ostrzej wypowiadali się o nieprawidłowościach podczas liczenia głosów, a w całym kraju odbywały się masowe demonstracje.
Dziś potencjału na kolejną kolorową rewolucję nie ma. Jeśli zaś opozycja nie będzie działała w sposób skoordynowany i twardy, pogłębi się tylko poczucie frustracji wśród Gruzinów, którzy stracą zaufanie do obecnych przeciwników władzy. Co tylko ułatwi Iwaniszwilemu realizację strategii stopniowego powrotu Gruzji do rosyjskiej strefy wpływów. Choćby pod hasłem „powrotu” Abchazji i Osetii Południowej pod formalną kontrolę Tbilisi.
źr. Eurasianet, Bell.io, Jamestown Foundation, PAP