1. Zjazd po przerwie
W pierwszej połowie Legioniści mogli mówić o pechu, bowiem mimo całkiem przyzwoitej gry przegrywali 0:1, po zamieszaniu we własnym polu karnym. W takiej sytuacji zespół powinien wyjść po przerwie i położyć nacisk na rywalu, by szybko odrabiać straty. Natomiast piłkarze trenera Sa Pinto wyglądali w drugiej połowie zdecydowanie gorzej niż w pierwszej. Gra ofensywna nie istniała, a Lech w wyrachowany sposób utrzymywał prowadzenie. Wśród zawodników Legii nie dało się po prostu dostrzec sportowej złości i determinacji.
2. Gra kombinacyjna pozbawiona kreatywności
Kreatywność, błyskotliwość, pomysł na grę - żadnego z tych Legia nie pokazała przy Bułgarskiej. Sa Pinto za bardzo skupił się na grze defensywnej, pozostawiając ofensywę bez żadnego planu. Raz czy dwa Sebastian Szymański pokazał młodzieńczą fantazję, ale to za mało. Podawanie piłki ze skrzydła na skrzydło przez środek jako jedyny wariant ofensywny daleko tej drużyny nie zaprowadzi.
3. Indywidualności zostały w Warszawie
Michał Kucharczyk i Salvador Agra nie wygrali w sobotę żadnego znaczącego pojedynku jeden na jeden, który efektywnie kontynuowałby akcję zespołu. Kiedy gra kombinacyjna nie przynosi efektów drużyny liczą na swoich dryblerów - dziś Legia nie miała takiego w składzie.
4. Sam królem strzelców nie zostaniesz
Najlepsi napastnicy odcięci od podań niewiele mogą zrobić. W sobotę Carlitos został kompletnie zneutralizowany nie tylko przez obronę Lecha, ale również przez brak piłek w jego kierunku. W całym meczu Hiszpan nie miał nawet jednej 50 procentowej sytuacji na zdobycie bramki.
5. Panu Bogu w okno
Przez całe spotkanie podopieczni Sa Pinto oddali sześć strzałów - skromny dorobek. Gorszy posmak pozostaje, gdy spojrzymy na strzały celne i zobaczymy z grozą jak w dzienniku szkolnym "jedynkę". Jeden celny strzał przez 90 minut nie wymaga dalszego komentarza.