Łukaszenka znalazł się w pułapce. Jest z niej wyjście?

Piotr Grochmalski
Białoruscy żołnierze na ceremonii otwierającej manewry "Zapad 21". Czy Alaksandr Łukaszenka wyśle ich na front?
Białoruscy żołnierze na ceremonii otwierającej manewry "Zapad 21". Czy Alaksandr Łukaszenka wyśle ich na front? fot. VADIM SAVITSKY/AFP/East News
Po raz drugi w tym roku rosyjska armia wkroczyła na Białoruś. Już 10 października Alaksandr Łukaszenka ogłosił, że uzgodnił z Putinem rozmieszczenie wspólnej regionalnej grupy wojsk „w związku z pogorszeniem sytuacji na zachodnich granicach państwa”. Białoruski satrapa był coraz bardziej naciskany przez Kreml, aby bardziej zdecydowanie wsparł wysiłek armii rosyjskiej na Ukrainie. Teraz znalazł się w pułapce, z której nie ma dla niego dobrego wyjścia.

Putin uratował jego głowę w 2020 r. i szybko wystawił rachunek za wsparcie w walce z własnym społeczeństwem. To z Białorusi 24 lutego uderzyły 35. i 36. armia FR, przerzucone dziewięć tysięcy kilometrów ze Wschodniego Okręgu Wojskowego. To one miały zdobyć Kijów, leżący zaledwie 100 kilometrów od białoruskiej granicy. Ten manewr miał rozstrzygnąć o szybkim zwycięstwie Rosji. Jego autorem był podobno sam Putin.

Łukaszenka do usług Putina

Łukaszenka zrobił wówczas wszystko, czego od niego oczekiwano na Kremlu. Udostępnił siłom agresora całą, niezbędną do ataku, infrastrukturę swojego państwa. Z tutejszych lotnisk startowały samoloty do bombardowania Ukrainy. Stąd też wystrzelono setki rosyjskich rakiet. O ile słaba, 48 tysięczna białoruska armia dotąd nie wsparła wojsk Kremla, o tyle w tutejszych szpitalach leczono tysiące rannych rosyjskich żołnierzy.

Po klęsce „wielkiej putinowskiej armii” pod Kijowem, to przez Białoruś wycofywały się rozbite i zdziesiątkowane rosyjskie formacje. Wojna przesunęła się na front północno-wschodni i południowy. Wydawało się, że Łukaszence udało się uniknąć tego, czego obawiał się najbardziej – wysłania swoich wojsk na Ukrainę. Sama ich obecność była wykorzystywana przez Rosję do wiązania części zgrupowań ukraińskich do zabezpieczenia długiej, liczącej ponad 1804 kilometry, granicy.

Jednak porażająca w swej skali, zwycięska kontrofensywa charkowska, a także widmo klęski zgrupowania chersońskiego, wywołało panikę na Kremlu. Upokorzenia Putina w Samarkandzie podczas szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy, rosnący dystans Chin i Indii pokazały, jak szybko kurczą się pozycje Rosji. Putin naciskał coraz bardziej zdecydowanie na Łukaszenkę.

Łatwiej obalić Łukaszenkę niż Putina

Łukaszenka przybył do Petersburga na 70-te urodziny Putina. Przywiózł mu w prezencie talon na białoruski traktor. To wtedy dał mu się złamać i przystał na propozycję, która mogła wywołać ferment w Mińsku.

Rosja znów wysyłała swoje wojsko na Białoruś - dziewięć tysięcy żołnierzy z 1. Armii Pancernej. Ten elitarny związek operacyjny, przed wojną największa armia pancerna świata, została rozbita pod Charkowem już w pierwszej fazie wojny. Potem , w kolejnych zmaganiach, doborowe 4 Dywizja Tamańska i 4 Dywizja Kantemirowska, zostały wykrwawione. Niedobitki wycofano do Rosji. Teraz, w oparciu o zaplecze białoruskie, uzupełnione o zmobilizowanych żołnierzy, miały odbudowywać część swych zdolności bojowych. Jednak brakowało wszystkiego.

Wcześniej od wielu tygodni Moskwa wywoziła całe pociągi amunicji i sprzęt z Białorusi, bo brakowało broni dla zmobilizowanego przez Putina wojska. Przy okazji tysięcy afer, które ujawniły skalę bałaganu panującego w FR, mobilizacja ukazała też rozmiary korupcji. Rozkradziono wszystko, od bielizny po karabiny, akumulatory i radiostacje w czołgach. Łukaszenka zgadzał się na wszystko. Wiedział, że przegrana Rosji na Ukrainie oznacza jego fizyczny koniec.

Jednak gdyby wysłał armię na Ukrainę, mógłby przyspieszyć swój koniec. Dyktator nie ufa wojsku, również swojemu. Jeszcze w 2018 r., na jego polecenie, gen. Andriej Raukow, ówczesny szef Ministerstwa Obrony, zmodyfikował białoruską doktrynę obronną. Uznano w niej, iż szczególne zagrożenie dla państwa może stanowić konflikt wewnętrzny, który zacznie się od protestów ulicznych. Zgodnie z przyjętą wówczas doktryną w takiej sytuacji to właśnie wojskowi wchodzą do akcji, „nie dopuścić do upadku republiki”. W kadrach białoruskiej armii dominują oficerowie, którzy przeszli uczelnie rosyjskie lub są pochodzenia rosyjskiego. Jednak masakry i pogromy na ulicach białoruskich miast potężnie wpłynęły na nastroje wśród młodej kadry oficerskiej. Wojna na Ukrainie przyspieszyła i pogłębiła te procesy.

Żołnierze w sojuszu białorusko-ukraińskim

Białorusini już walczą po stronie Ukrainy. W marcu stworzyli własny batalion im. Konstantego Kalinowskiego. Za swego patrona wybrali bohatera powstania styczniowego w 1863 r. który działał na Litwie i Białorusi przeciw Rosji. Formacja rozrosła się do samodzielnego pułku i tworzy nowy rozdział w relacjach Mińska z Kijowem. Liderka opozycji Swiatłana Cichanouska uznała jednostkę jako część sił zbrojnych wolnej Białorusi. Wielu młodszych oficerów z armii Łukaszenki szukało kontaktu z dowództwem jednostki, deklarując przejście na jej stronę, jeśli zostaną wysłani na wojnę na Ukrainie.

Na Białorusi działa też aktywnie podziemie. Nie ma rozbudowanego potencjału, ale Łukaszenka nie może go lekceważyć. W pierwszej fazie konfliktu grupa pracowników kolei, wspierana przez organizacje podziemne, przeprowadziła serię akcji dywersyjnych, uszkadzając tory, psując systemy sterowania ruchem i utrudniając dostawy rosyjskich żołnierzy i sprzętu na front. Łukaszenko się wściekał, a białoruskie KGB nie okazało się sprawną i niezawodną maszyną.

Jeszcze we wrześniu 2020 r. Łukaszenka odwołał jej szefa, Walerego Wakulczyka. A na jego miejsce powołał Iwana Tertela, który w Związku Sowieckim służył w 106 Tulskiej Dywizji Powietrznodesantowej i brał udział w tłumieniu zamieszek w Sumgaicie, po pogromie Ormian. To klasyczny typ bandyty, w pełni lojalny Łukaszence. Jednak ostatnio, kilku ludzi z jego otoczenia, przerażonych kolejną falą czystek, zbiegło na Zachód i na Ukrainę.

Łukaszenko nie ufa już nikomu

Dyktator ma prawo obawiać się, że uzbrojona armia białoruska, przeszłaby na stronę ukraińską i wróciła po jego głowę. Białoruski dyktator podpisał jednak doktrynę wojenną zgodnie, z którą w przypadku napaści na jedno z państw Związku Białorusi i Rosji, drugi kraj ma przyjść z pomocą. Po aneksji przez Putina czterech okręgów ukraińskich Kreml twierdzi, że Kijów dokonuje agresji na obszar FR, a w związku z tym Mińsk winien wesprzeć działania Moskwy.

Z drugiej strony Cichanouska zaproponowała zawarcie sojuszu między opozycją białoruską, reprezentującą wolne państwo, a rządem ukraińskim. Może to otwierać nowe perspektywy przed Kijowem i wspierać proces rozbudowy białoruskiej armii w ramach ukraińskich sił zbrojnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl