Prawo i Sprawiedliwość właśnie zarejestrowało listy wyborcze. Pamięta Pan, o której godzinie w ubiegłym tygodniu, w nocy ze środy na czwartek Komitet Polityczny PiS, zakończył zatwierdzanie list wyborczych?
Około godziny 4:15.
Trudne to były negocjacje?
Bynajmniej. Była dyskusja, a właściwie rozmowa o listach. To nawet nie były negocjacje, to była po prostu dyskusja. Kierownictwo partii pochyliło się nad projektami list, w dość zgodnej atmosferze.
To dlaczego najpierw prezydium Komitetu Politycznego, a potem Komitet Polityczny trwały tak długo?
Ponieważ była bardzo precyzyjna, wręcz do bólu, analiza właściwie każdego miejsca na liście. Na ile osoby, które zostały nam przedstawione, optymalizują wynik. Fundamentalne przesłanie list jest takie, aby zoptymalizować wynik.
PiS wybrało najlepszych z najlepszych?
Tak sądzę, taki był zamiar zarówno prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jak i całego kierownictwa partii, aby w taki sposób listy zaprojektować, żeby one zapewniły nam zwycięstwo. Prezes Jarosław Kaczyński mówił na konferencji prasowej o tym, jakie kryteria musiały spełnić nasze „jedynki”, żeby otrzymać pierwsze miejsca, czyli: kompetencje, doświadczenie, zaufanie, lojalność, ale też długa droga polityczna. Z drugiej strony mamy również ludzi być może o krótszym stażu stricte partyjnym, ale już wypracowały sobie one pewną pozycję. Mamy zatem miks różnych wątków i to – jak sądzę – gwarantuje nam zwycięstwo w wyborach. Nie przypominam sobie tak ciężkiej pracy nad konstrukcją list. Trzeba pamiętać, że w układanie list było zaangażowanych naprawdę sporo osób, przechodziły one przez różnego rodzaju analizy i tak dalej. Kierownictwo partii się w zasadzie nad nimi pochyliło, pewne rzeczy zostały skorygowane, ale większość została zaakceptowana.
Pan osobiście jest zaskoczony listami PiS? Wielu, wydawało się pewnych, liderów ma jednak miejsca nawet poza poza trójką.
Jeśli chodzi o jedynki, to takich się spodziewałem. Oczywiście, zawsze są jakieś niespodzianki. Ale też chciałbym zwrócić uwagę na obecność pań na naszych listach. Nie tylko, jeżeli idzie o „jedynki”, ale generalnie mamy bardzo silną i niezwykle profesjonalną reprezentację.
Dla pań jest dziesięć jedynek na 41…
Jeśli chodzi o panie, to jest u nas naprawdę elita. Z panią marszałek Sejmu Elżbietą Witek na czele. To kobiety, które są znane z wyjątkowej pracowitości. Klub może tylko się cieszyć, że ma takie damy w swoich szeregach. Naprawdę, kobiet mamy na listach dużo. Uważam, że w znaczeniu merytorycznym mamy najlepszą reprezentację kobiet. Z całym szacunkiem do ilości, to przecież jednak chodzi o jakość. Na listach są ludzie, którzy wypełniają kryteria kompetencyjne, czyli takie, które mają dorobek życiowy, ale też gwarantują realizację programu Prawa i Sprawiedliwości po wygranych wyborach.
I teraz pojawia się pytanie – co jest ważniejsze w wyborach – merytoryka, o której Pan mówi, czy może emocje?
To odwieczny spór, który się toczy – czy w kampanii należy się odwołać do emocji, nawet czasem gwałtownej, żeby nie powiedzieć agresywnej, czy też skupić się na merytorycznych aspektach.
A Pan Minister jest wyznawcą której teorii?
Ja bym powiedział, że najlepsza jest pewnego rodzaju synteza. Nie będziemy się oszukiwać, nie mówmy, że emocja nie odgrywa żadnej roli, bo odgrywa. Jestem zwolennikiem tego, żeby emocja nie była dominująca i żeby wyborców nie stawiać przed taką alternatywą, że trzeba tylko patrzeć na emocje, że to one wszystko napędzają. Mam takie nieodparte wrażenie, że nasi konkurenci polityczni głównie próbują przesterować kampanię właśnie w tym kierunku. Dla nich nie liczą się fakty i rzeczywistość, tylko pewna kreacja emocji, która ma skłonić wyborców do podjęcia dla nich właściwej decyzji. Jestem całkowicie przekonany, że Polacy potrafią to oddzielić.
Pan Minister jest przekonany, że PiS wygra wybory?
Całkowicie.
A będziecie rządzić?
To jest oczywiste. Jeżeli przystępuje się do kampanii wyborczej, to przystępuje się z absolutną wolą zwycięstwa, bo inaczej to nie ma najmniejszego sensu, jeżeli ktokolwiek przez sekundę dopuszcza, że „nie wiadomo, zobaczymy”. Jeśli takie myśli przechodzą mu przez głowę, to nie powinien zajmować się polityką. My jesteśmy formacją, która rządzi osiem lat i jestem absolutnie przekonany, że będziemy rządzili trzecią kadencję, co byłoby rekordem, bo żadna formacja w Rzeczpospolitej Polskiej po 1989 roku tyle nie rządziła.
Słyszałam, że wewnętrzne sondaże PiS są optymistyczne…
Są. Tendencje są dla nas dobre.
A gdyby jednak nie udało się Wam zdobyć samodzielnej większości to co? Koalicja z Konfederacją? Z PSL?
Nie odpowiem na to pytanie, bo to byłby scenariusz myślenia negatywnego. Oczywiście, jak się jest politykiem, to trzeba brać pod uwagę również mniej entuzjastyczne sytuacje, ale ja nie przyjmuję tego do wiadomości. Naszym zasadniczym celem w kampanii jest to, aby wygrać i rządzić samodzielnie.
A Pan Minister, w jakim miejscu się widzi po wyborach? Załóżmy, że wygranych i z samodzielnymi rządami PiS.
Chciałbym uzyskać mandat poselski, nie chciałbym absolutnie spekulować. Obecnie pracuję w KPRM, zajmuję się szeroko rozumianym bezpieczeństwem. Ale Bóg raczy wiedzieć, co będzie po wyborach, szczególnie wygranych, w co głęboko wierzę.
Czyli wierzy Pan w to, że ponad 230 mandatów jest w zasięgu ręki?
Moim zdaniem tak i dokładnie tak bym to ujął – jest w zasięgu ręki. Jednak, jeżeli coś jest w zasięgu ręki, to trzeba po to ruch wykonać i temu służy kampania. A przypomnę, że jak się prześledzi kampanie wyborcze Prawa i Sprawiedliwości na przestrzeni wielu ostatnich lat – nie tylko ośmiu, ale i wcześniej – to zobaczy się taką tendencję, że my w kampanii wyborczej z reguły nadrabialiśmy poważne procenty, a nie 2-3 proc. Ten sam proces już się powtarza. Oczywiście, każda partia rządząca jest narażona na to, że w jakichś momentach gubi wyborców. Część z nich przechodzi „do zamrażalki”, zastanawia się. Jestem przekonany, że ci wyborcy do nas wrócą.
lena
