„Miasto Lwów nie dla polskich panów” - widniało na głównym transparencie, który był niesiony na czele kolumny marszowej.
Zasłonięte twarze, paramilitarne umundurowanie, zapalone pochodnie i dominujące, czarno - czerwone barwy Ukraińskiej Powstańczej Armii dopełniały ponurego obrazu. Jaki był cel marszu? Jak twierdzi jeden z organizatorów, był to protest przeciwko obecnie rządzącym w Polsce, a przede wszystkim niedawno znowelizowanej ustawie o IPN. Trudno uwierzyć w te zapewnienia, bo dlaczego nie były one wyartykułowane choćby na transparentach czy w okrzykach.
KOMENTOWANY ARTYKUŁ: Antypolskie transparenty na demonstracji nacjonalistów we Lwowie. Na banerze zamieścili hasło „Miasto Lwów nie dla polskich panów”
Nie był to spontaniczny, lecz dobrze zorganizowany marsz. Ktoś najwyraźniej chce ugrać coś większego na antypolskich nastrojach. Tym czymś wydaje się być kampania wyborcza, w której najmocniej zetrą się obozy nacjonalistyczny i oligarchiczny. Tylko czy na takiej walce skorzysta, znajdująca się zapaści gospodarczej Ukraina? Wątpię. Komentarze Ukraińców co do marszu, zamieszczane pod relacjami prasowymi, są różne.
Od tych, że „brudne ręce z daleka od Ukrainy”, po takie, że uczestnicy na manifestację przyjechali „autami na polskich blachach”. Tak, tak, na polskich rejestracjach. Sporo Ukraińców, chcąc ominąć ukraińskie przepisy celne, rejestruje w Polsce swoje auto na współwłaściciela Polaka. W miastach przy granicy z Polską trudno spotkać samochód z ukraińską rejestracją. Przygraniczne tereny żyją z wymiany handlowej. Ukraińcy kupują u nas masę towarów, a my się cieszymy, że mamy komu sprzedać. Coraz więcej Ukraińców pracuje i studiuje w Polsce. Gdy podczas największych mrozów rosyjski Gazprom przykręcił Ukrainie kurek z gazem, to polskie PGNiG od razu pospieszyło z pomocą.
Biedna Ukraina powinna się cieszyć, że nadal ma w Polsce przyjaciela, a nie podsycać emocje hasłami o „polskich panach”.