Nie drażnić jego ekscelencji Władimira Putina!

Dawid Wildstein
Dawid Wildstein
Władimir Putin swój terror wymierzył w niewinnych - cywilów i dzieci
Władimir Putin swój terror wymierzył w niewinnych - cywilów i dzieci AA/ABACA/Abaca/East News
W obliczu kolejnych klęsk militarnych Rosja coraz intensywniej skupia się na narzędziu, jakim jest terror. W to zresztą umie grać najlepiej. Z jednej strony mamy do czynienia z bezpośrednim terrorem, wymierzonym w Ukraińców, w cywili, w kobiety i dzieci. Jednocześnie jednak, i jest to zapewne przestrzeń dla Putina nawet istotniejsza, pojawił się terror propagandowy, którego idealnym przykładem jest groźba użycia broni atomowej. Jest on nakierowany na Zachód, na Unię Europejską i, niestety, znajduje tam swoje pudła rezonansowe, także w Polsce.

Bucza, tortury, masowe groby? Zdarza się. Mordowanie cywilów podczas tzw. „korytarzy humanitarnych”? No cóż, to wojna. Barbarzyńskie bombardowanie bloków mieszkalnych w Mariupolu, szpitali, stadionów, tysiące trupów w kilka dni? Bez histerii.

Most Krymski zniszczony? Oj, teraz Ukraina i Zachód się doigra. Putin decyduje się na ostrzały i bombardowania, podczas których ginie kilkudziesięciu cywili? Widzicie, do jakiego koszmaru doprowadziła Ukraina i Zachód swoimi nieprzemyślanymi działaniami!

W ten sposób można skrócić refleksję części polskich publicystów, skupionych głównie wokół Onetu i Dorzeczy, na temat ostatnich wydarzeń związanych z wojną w Ukrainie.

Polscy „realiści” w natarciu: Putin już nie ma wyboru!

Polscy „realiści” (jak to lubi siebie nazywać ta grupa publicystów i samozwańczych ekspertów), na czele z Łukaszem Warzechą, bardzo mocno się uaktywnili. Ich przekaz jest prosty: „Teraz to dopiero będzie, Putin już nie ma wyboru, teraz musi odpowiedzieć na prowokacje Ukrainie!”. Dorzucają do tego, w sposób dosłowny bądź zawoalowany, argument, że zaraz może wybuchnąć wojna atomowa.

Wspomniani „realiści” pasożytują na strachu, który, niestety, jest w znacznej mierze zrozumiały. Rosja pokazała, że jest bandyckim krajem, zarządzanym przez morderców, z narodem akceptującym, wręcz pochwalającym ten stan rzeczy. Dodatkowo Moskwa posiada broń atomową i pokazała wielokrotnie w historii, zwłaszcza nam, Polakom, swoje barbarzyństwo. Jak tu się nie bać? Problem tkwi tylko w tym, że ten zrozumiały strach zostaje, przez propagandę rosyjską (i jej rezonansowe pudła w innych krajach) wykorzystywany do osiągania swoich celów, staje się elementem jej potęgi.

Jak to zresztą często bywa w przypadku rosyjskiej propagandy, to, co powierzchownie wydaje się mieć sens, jeśli tylko troszkę „podrapać”, okazuje się być niespójnym stekiem bredni.

Zrobili ofiarę z agresora

Warto więc przyjrzeć się podstawowym kłamstwom naszych „realistów”.

[*] Mówienie o eskalacji ze strony Ukrainy, w momencie, w którym to Ukraina jest atakowana tzw. „pełnoskalową” ofensywą ze strony Rosji jest absurdem. W porównaniu do działań Rosji, tak Ukraina, jak i Zachód, nie odpowiedziały w żaden sposób adekwatnie. Równie absurdalne jest mówienie o możliwej eskalacji ze strony Rosji. Rosja, militarnie, już robi co może… i przegrywa. Warto zauważyć, że, aby kłamstwo potencjalnej eskalacji miało „ręce i nogi”, dochodzi do absurdalnych sytuacji, gdy wydarzenie, na tle całości wojny, relatywnie niewielkie (patrząc na straty ukraińskie), jak wspomniane bombardowanie ukraińskich miast w odpowiedzi na zniszczenie krymskiego mostu, urasta do rangi czegoś „niesłychanego i nowego”. „Teraz to się zacznie!” mówią nasi „realiści”. Tymczasem zaczęło się już dawno temu, zaś to, co się dzieje teraz, nie ma w sobie nawet części tej intensywności, co działania rosyjskie z czasów sprzed ukraińskiej kontrofensywy.

[*] Perwersyjne robienie z ofiary agresora. Nagle okazuje się, że Ukraina, prowadząc działania obronne (zniszczenie Mostu Krymskiego ma wymiar strategiczny, bo utrudnia dostawy dla wojsk rosyjskich) okazuje się agresją względem Rosji. Więcej, jest sprowadzaniem ryzyka na całość Europy. Idąc tym tropem, można uznać, że sam fakt tego, iż Ukraina ośmieliła się bronić, jest już niepotrzebną eskalacją względem Rosji.

[*] Praktyczne konsekwencje okazują się odwrotne do zamierzonych. Putin rozpoczął szantaż nuklearny z bardzo konkretnego powodu. Ponieważ przegrywa i nie ma już militarnych narzędzi, które umożliwiłyby mu odepchnięcie sił ukraińskich. Usiłuje więc opóźnić ofensywę ukraińską, tworząc atmosferę terroru. Doczekać zimy, która ograniczy działania militarne, a także, być może, zmieni optykę społeczeństw zachodnich, które intensywniej zaczną ponosić koszty tej wojny. Za pomocą straszaka nuklearnego chce mieć lepszą pozycję do szantażu energetycznego i ograniczyć swoją militarną klęskę. Innymi słowy, okazuje się, że argument ze strachu przed silną Rosją ma ukryć jej realną słabość i dać jej czas na odbudowanie sił.

[*] Ciężko o głupszą tezę, będącą podstawą refleksji naszych „realistów”, niż wiara w to, że gdy Rosja odkryje, iż pewne działania przynoszą efekt, to przestanie ich używać. Przykładowo, jeśli Ukraina, w wyniku ostatnich ostrzałów wymierzonych w obiekty cywilne, zaczęłaby się wycofywać, możemy być pewni, że będzie to dla Putina argument, żeby bombardować częściej, a nie rzadziej. Analogicznie, jeśli Putin odkryje, że straszak atomowy przynosi efekt, będzie go jeszcze mocniej eksploatować. Gdyby, co na szczęście mało prawdopodobne, faktycznie w Europie opinia „realistów” o winie Ukrainy, która eskaluje i prowokuje Putina, byłaby powszechna, kto wie, może byłby to nawet dla Rosji argument za użyciem tej broni. Skoro okazuje się, że winnym byłby Kijów...

Niemcy i Francja: wrócić z Rosją do biznesów „as usual”

Warto zauważyć na koniec, że narracja o strasznej Rosji, która zaraz rzuci na nas bombę atomową, więc przestańmy już ją prowokować, jest optymalna nie tylko dla Moskwy. Leży ona też w interesie kilku państw Unii. Szczególnie opłaca się ona Niemcom, które w żaden sposób nie ukrywają, że chcą, jak najszybciej, gdy tylko będzie to możliwe, wrócić z Rosją do biznesów „as usual”. O stanie „niemieckiego ducha” wiele mówią ostatnie wypowiedzi Merkel, która stwierdziła, między innymi, że nie żałuje prorosyjskiej polityki energetycznej oraz, że, już po wojnie oczywiście, Moskwa musi stać się współtwórcą nowej architektury bezpieczeństwa Europy. Oczywiście w tego typu tony gra nie tylko Berlin, starczy przypomnieć prezydenta Francji, który kilka dni temu oświadczył wpierw, że atak bronią nuklearną na Ukrainę nie powinien prowokować reakcji nuklearnej Francji, następnie dodał, że w jego opinii Rosja nie jest państwem terrorystycznym, a negocjacje są w interesie Ukrainy i Rosji. Tak Niemcy, jak i Francja nie chcą przedłużającej się wojny, która realnie osłabi Rosję, traktują ją bowiem nadal jako fundamentalnego partnera, z którym chcą dalej prowadzić interesy.

W tym kontekście, Warzecha i reszta naszych „realistów” to oczywiście postacie niezbyt istotne. Prawdziwy problem tkwi w tym, że takich jak oni są setki i tysiące. Zarówno w Polsce, jak i w wielu innych państwach Unii, zwłaszcza w Niemczech czy we Francji (gdzie, dodatkowo, dostają wsparcie od establishmentu politycznego). Mówią rzeczy, o których nie wypada wspominać mainstreamowi politycznemu, robiąc często za „głos ludu”. Nie przypadkiem w Polsce, platformami, dzięki którym mogą przekazywać swoje brednie, jest portal Onet, którego linia bywa zadziwiająco zbieżna z linią narracyjną Berlina, czy Dorzeczy, od dłuższego czasu chętnie robiącej za tubę propagandową Konfederacji, której sympatia do Rosji jest znana.

TD

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl