Piotr Mitkiewicz: Śmierć przyjaciół boli bardziej niż własna

Anita Czupryn
archiwum prywatne
Wojna zabiera więcej niż życie – zabiera ludzi, których kochamy. O tym, co skłoniło go do podjęcia decyzji o wyjeździe na Ukrainę i jak doświadczenia frontowe ukształtowały jego spojrzenie na tę wojnę walkę - mówi Piotr Mitkiewicz, Polak, który dobrowolnie dołączył do ukraińskich żołnierzy, by walczyć na wojnie w Ukrainie.

Pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się, kiedy czytałam Twoją i Wiktora Świetlika książkę „Znaleźć i zniszczyć” brzmi: czy pojechałeś na Ukrainę, żeby zginąć?

To było dwa lata temu, dziś ta książka wyglądałaby zupełnie inaczej. Jeśli miałbym wrócić do emocji, które wtedy mi towarzyszyły, to nie wszystko już dokładnie pamiętam. Ale wiesz, to był taki moment… Kiedy chodziłem do liceum, mówiło się: „Chrzań wszystko, zostań ninją!” Czasem człowiek ma dość tego, co dzieje się wokół. Odczuwałem brak motywacji, pojawiły się problemy rodzinne, kłopoty z prowadzeniem restauracji; wszystko wydawało mi się bez sensu. Przytłoczyła mnie szara codzienność. Wtedy usłyszałem przemówienie prezydenta Zełenskiego: „Zobaczcie: zgwałcone dzieci, kobiety. Dostaniecie broń, będzie szkolenie. Zapraszam wszystkich obcokrajowców, którzy chcą pomóc.”

Co wtedy poczułeś?

Poczułem dreszcz przechodzący mi przez mózg. Od razu pojawiła się myśl: jadę! Był weekend. Powiedziałem żonie: „W poniedziałek idę do ambasady”. I w poniedziałek stałem już pod ambasadą Ukrainy. Byli tam kompletnie nieprzygotowani. Informacja od Zełenskiego to pewnie pomysł jakiegoś PR-owca – chcieli, żeby to dobrze wyglądało - obcokrajowcy na froncie. Jak przyjadą, to wtedy inne narody też poczują, że to jest ich wojna. Tyle, że przepisy w Polsce zabraniają wyjazdu na wojnę bez zgody MON-u. Dużo ludzi pisze, że jestem przestępcą. Ale takie pozwolenie można uzyskać.

Ty je uzyskałeś?

Takie pozwolenie można uzyskać.

Rozumiem. W Polsce nie byłeś żołnierzem?

Nie, nigdy nie służyłem w wojsku. Wszystkiego nauczyłem się na miejscu. Nauczyłem się też ukraińskiego i rosyjskiego – w szkole miałem podstawy cyrylicy. Mój ukraiński jest wyraźnie polski – mówię z polskimi końcówkami, ale czytam książki i oglądam filmy po ukraińsku.

Ukraińcy, z którymi walczysz, mówią po polsku?

Raczej nie mówią. To kelnerzy w restauracjach mówią po polsku, nawet w Charkowie ich spotkałem.

Uważasz się za człowieka wojny? Wojna jest dla Ciebie formą wolności?

Odpowiedź na to pytanie składa się z wielu warstw. Misja zagraniczna żołnierza trwa średnio sześć miesięcy. Ja odbyłem cztery takie misje. Ludzie już po jednej misji mieli problemy psychiczne. Dziennikarze wojenni też – po kilku wyjazdach często nie mogą się odnaleźć w normalnej rzeczywistości. Niektórzy popełniają samobójstwa. Mnie też ta wojna zmieniła. Mam swoje problemy i pewnie przydałaby mi się terapia, jak każdemu, kto walczył. Krótko mówiąc wojna coś mi zabrała, ale też coś dała. Wiele mnie nauczyła. Dziś moje spojrzenie na wojnę jest zupełnie inne niż było na początku. Zarówno w warstwie prywatnej, którą niespecjalnie lubię poruszać, ale też w warstwie rzeczywistości: co widzę tam na froncie, co dzieje się w społeczeństwie. Jest też warstwa historyczna – relacje między Polską, Rosją, a Ukrainą.

Ilu Polaków walczy po stronie Ukrainy?

Bardzo mało. Znam kilku, ale nie jest nas wielu.

Jaka jest ich motywacja? A jaka jest Twoja?

Większość z nich to byli żołnierze, walczący o wolność Ukrainy. To ich motywacja. Przeważnie są to ludzie gotowi poświęcić życie, ale chcą też przeżyć i wrócić, zarabiać pieniądze, bo są profesjonalnymi żołnierzami. Udział w wojnie wpisują sobie w CV jako atut – że walczyli w jedynej współczesnej, prawdziwej wojnie.

Jak jest z Tobą? Płacą Ci? Dostajesz żołd?

Tak, mam kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy. Nie jestem najemnikiem, tylko regularnym żołnierzem. Walczę razem z ukraińskimi żołnierzami, dostaję rozkazy, mam te same prawa i obowiązki. Jedyne, co mogę, to w każdej chwili zerwać kontrakt.

Masz swój pozewnyj czyli pseudonim?

Mówią do mnie Piotr. Nie każdy ma pozewnyj. Mówię, że nie jestem striptizerką, żeby potrzebować pseudonimu.

Jak zmieniło się Twoje postrzeganie siebie od momentu, gdy zaciągnąłeś się na wojnę, do teraz? Na ile innym człowiekiem jesteś? Co Cię wzmocniło i jak to się przekłada na Twoje życie?

Za każdym razem, kiedy coś robię, zadaję sobie pytanie: „Co by zrobił dobry człowiek?” Staram się postępować zgodnie z tymi wartościami. Zorganizowałem zbiórkę dla dzieci, chciałem ewakuować sieroty, które na szczęście wcześniej zostały już ewakuowane. Od dłuższego czasu pomagałem też w Caritasie w Charkowie. Z zaprzyjaźnionymi księżmi i biskupem charkowsko-zaporoskim wiele rozmawialiśmy o tym, co tam się dzieje.

Jak wygląda wojna od środka?

Ale kiedy? Wojna trwa już dwa lata i wszystko nieustannie się zmienia. Co kilka miesięcy sytuacja na froncie jest zupełnie inna. Wyjeżdżasz na wojnę, wracasz po pół roku i masz problem, żeby się na nowo odnaleźć. Na początku była to wojna artyleryjska – przez półtora miesiąca byliśmy na froncie, ale nie ginęliśmy, bo znajdowaliśmy się daleko od pozycji Rosjan. Rosjanie nie wiedzieli, co robić, bo im się nie udało. Myśleli, że wkroczą do Kijowa paradą, nic takiego nie nastąpiło. Myśleli, że Zełenski ucieknie za granicę, ale on został. Był taki moment, że Rosjanie byli zagubieni. A my nie mieliśmy sprzętu, żeby ich atakować. Na każde dziesięć uderzeń artylerii z ich strony, nasze było jedno. Tak to wyglądało.

Ukraińcy czują przewagę Rosjan?

Spróbuję ci to pokazać obrazowo. To, co widzi żołnierz na froncie, jest zupełnie inne od tego, co widzi ktoś w sztabie. Ja będąc na froncie widzę wroga 100 metrów dalej. Jeszcze dalej może siedzieć snajper, gotowy mnie zastrzelić. Następnie jest granatnik automatyczny, który obejmuje już 2 km terenu. Nad tym wszystkim czuwa artyleria, która może strzelać nawet na 40 km. Jako żołnierz widzę to, co jest blisko mnie – ludzi, którzy giną obok, ludzi, którzy nadepnęli na minę. Nie widzę jednak, co dzieje się głębiej, na terytorium wroga. Śmierć najczęściej widzimy blisko, po swojej stronie.

Kiedy byłeś na froncie po raz ostatni?

Ostatni raz byłem na froncie miesiąc temu. Dużo się zmieniło od tamtej pory. Na początku wojny mogliśmy działać jak komandosi – podczołgać się pod pozycje wroga, ustawiać miny, zniszczyć wroga i wycofać się niezauważonym. Dzisiaj większość frontu to linie stałych pozycji. To walka o każdy metr – przesuwasz się o 100 metrów do przodu, żeby zająć okop, a potem znów 100 metrów do tyłu. Nie ma już możliwości obejścia przeciwnika, bo wszystko jest widoczne. Kolejna rzecz, która zmieniła sytuację, to drony FPV. Obserwacyjne były zawsze, ale teraz te drony przenoszą ładunki, które mogą zniszczyć samochód lub zabić żołnierza w okopie. Trudno się przed nimi ukryć. Pojawiły się też faby – sterowane bomby, które spadają z dystansu 50 km. Dawniej w piwnicach było bezpiecznie, dziś trafienie fabem kończy się śmiercią. Rosjanie używają starych zasobów z lat 70., ale zmodernizowali je – dodali skrzydła i GPS, i teraz mogą uderzać z daleka.

A co z ukraińskim wojskiem? Jak się dostosowuje do tych zmian?

Wojsko musi się dostosowywać, inaczej zginie. I tu nie chodzi tylko o rozkazy generałów. Chłopaki na froncie widzą, że rosyjskie drony zakłócają nasze częstotliwości, więc co robią? Dzwonią do kolegów informatyków, którzy w swoich mieszkaniach zmieniają częstotliwości i dostosowują anteny. W domach elektrycy, elektronicy – tworzą urządzenia, które są wysyłane na front. To jest ogromna różnica. Drony, które u nas kosztują 200 tysięcy złotych, można zrobić domowymi metodami za 800 dolarów. I są równie skuteczne.

Mówisz o chałupniczych rozwiązaniach, a co z bronią systemową? Czy ukraińscy żołnierze mają teraz lepszy sprzęt, który może zagrozić Rosjanom?

Zależy, o czym mówimy – o piechocie czy grupach zmechanizowanych? Jeśli marzymy o tysiącu czołgów, które ruszą do przodu, to trzeba też mieć systemy obrony przeciwlotniczej, żeby Rosjanie nie mogli uderzać z powietrza.

Jak jest z motywacją? Czy ukraińska armia nadal jest zmotywowana, czy pojawiają się narzekania?

To zależy, do którego okopu zajrzysz. U nich są różne grupy, różne sektory. Są też podziały polityczne między żołnierzami – każdy patrzy na to trochę inaczej.

Jedni lubią prezydenta Zełenskiego, inni nie?

Tak, jedni go lubią, inni nie,; mają pretensje. Ale dopóki na Ukrainie nie będzie wyborów, nie dowiemy się, jak bardzo go lubią.

Co z motywacją do walki?

Wyobraź sobie, że masz motywację bojową dwa lata temu, a rok później twoja żona zdradza cię z sąsiadem. Jesteś na froncie, a w twojej rodzinie wszystko się sypie. Albo masz wstrząs mózgu – na froncie często się to zdarza – boli cię głowa, szumi w uszach, masz gorszy wzrok, a musisz iść dalej walczyć. Motywacja maleje. Ci, którzy byli najmocniej zmotywowani, giną. Niestety, na ich miejsce nie przychodzą nowi żołnierze.

Jak patrzysz na to, że coraz więcej młodych Ukraińców jest w Polsce i wyjeżdża na Zachód?

Powinni im zabrać ukraińskie paszporty. To nie są Ukraińcy. Jeśli chcą pracować w Polsce i płacić podatki, to niech to robią, ale niech dostaną coś na wzór Karty Polaka, a nie paszport. Ci ludzie zostawili Ukrainę w czasie wojny.

Jak Ukraińcy postrzegają ciebie – Polaka, który przyjechał walczyć?

Zawsze prostuję, bo oni mówią, że walczę za Ukrainę, a ja mówię, że walczę za ludzi. Najpierw walczyłem za przyjaciół, potem - żeby się zemścić za ich śmierć. Dziś wiem, że to wszystko jest złe i trzeba dążyć do pokoju. Mimo całej polityki wokół, musimy zmusić polityków, żeby Ukraina dostała gwarancję, że Putin więcej na nią nie wejdzie. Ukraińcy mówią mi: „Piotrek, oddamy im Krym, oddamy Donbas, ale za dwa lata oni znowu przyjdą i zabiorą więcej”. Ukraina chce być częścią Zachodu, ale Zachód nie daje im gwarancji. Ukraina po prostu krwawi. W mediach nagłaśnia się, że we Lwowie zginęło 7 osób. Ale nie mówią, że codziennie giną setki żołnierzy. To pieprzona propaganda – robią emocje, które podsycają wojnę, a prawda jest taka, że ginie wielu ludzi i nikt o tym nie mówi.

Miałeś takie momenty kiedy czułeś, że jest nadzieja i Ukraina może wygrać tę wojnę?

Tak, był taki moment podczas ofensywy charkowskiej, w której brałem udział. To był początek. Dało mi to dużo nadziei, że tak łatwo udało się wypchnąć Rosjan i odzyskać terytoria. Chodziliśmy po wioskach, docieraliśmy do wiosek, miejscowości, w których ludzie w większości witali nas serdecznie. Niektórzy mieli spuszczone głowy, chowali się, ale widziałem też dzieci, które do nas machały. To było coś – wtedy wiedziałem, dla kogo to robimy. Kolejną nadzieję miałem na początku 2023 roku, przed kontr-ofensywą, o której było głośno w mediach. Wtedy czuło się energię, ale po tej ofensywie okazało się, że nie wykorzystaliśmy tego potencjału, bo brakowało sprzętu.

Czego teraz najbardziej potrzebuje Ukraina?

Tysiąca czołgów, tysiąca F-16, do tego gotowych pilotów i techników z całego świata, którzy będą w stanie się nimi zajmować. Mówi się o F-16, ale Rosja ma swoje samoloty. Są gorsze, ale są i lepsze, a niektóre są nawet lepszej generacji niż F-16. Mają pilotów, którzy latają na tych maszynach od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. A my szkolimy ludzi dwa lata i marzymy, że te kilka F-16 zmieni sytuację na froncie. Nie, to nie wystarczy. Rosja ma bardzo dobrą obronę przeciwlotniczą i to również musimy brać pod uwagę.

Które z momentów w czasie wojny były dla Ciebie najtrudniejsze?

Wszystkie pierwsze razy: pierwsza śmierć przyjaciela, pierwszy strzał do żywego celu, pierwszy ostrzał artyleryjski, pierwsze uderzenie czołgu blisko mnie. Pierwszy raz, gdy musiałem nieść trupa. Pierwsza sytuacja, w której nikt nie chciał nam pomóc, i musieliśmy sobie radzić sami, w małej grupie. Mimo że było nas kilkuset, mogłem liczyć tylko na najbliższą grupę 6–12 osób, w zależności od misji. Czasami na jeszcze mniej, bo nie wszyscy się sprawdzają.

Wrócę do początku naszej rozmowy, bo chyba nie powiedziałeś o tym, jak zareagowała Twoja żona i córki, kiedy powiedziałeś, że chcesz jechać na wojnę?

Jak powiedziałem żonie, że jadę na Ukrainę, to odpowiedziała, że jestem głupi. To nie było tak, że po prostu się spakowałem i pojechałem. Musiałem wiedzieć, dokąd jadę, z kim chcę walczyć. Na początku trafiłem do ambasady, ale oni nie wiedzieli, co z tym zrobić, więc skierowali mnie do konsulatu. W konsulacie rozmawiałem z attache, który wziął ode mnie numer telefonu, a później ktoś do mnie zadzwonił i wysłał mi aplikację, abym mógł starać się o przyjęcie do Międzynarodowego Legionu. W tamtym czasie obcokrajowcy nie mogli służyć w dowolnej jednostce ukraińskiej, jak to jest dzisiaj, tylko musieli dołączyć przez Legion. Wszystko to nie ciągnęło się dzień czy tydzień, ale dwa miesiące.

Żona powiedziała, że jesteś głupi – a Ty co na to?

Jestem ułanem, decyzja została podjęta. Kiedyś boksowałem, lubię walkę. W książce jest, że byłem zawodowym bokserem. Nigdy nie byłem, ale zarabiałem jako trener boksu. No dobrze, walczyłem na Mistrzostwach Polski, zdobyłem wicemistrzostwo Mazowsza, więc jakimś tam bokserem byłem. Nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Ale ci, których miałem, byli mi bliscy.

Nic gorszego niż śmierć nie może mnie spotkać” – to Twoje słowa. Czy taki sposób myślenia pomaga na froncie?

Te słowa są trochę wyrwane z kontekstu. Chodziło o to, że przeżyłem rzeczy gorsze niż śmierć, dlatego moja śmierć nie jest już dla mnie straszna. Ludzie potrafią przeżyć rzeczy gorsze niż własna śmierć. Śmierć przyjaciół jest gorsza – to, że nie mogłem im pomóc. Wolałbym sam zginąć, niż widzieć ich śmierć. Jeśli człowiek myśli w ten sposób, to znaczy, że ich życie było dla niego ważniejsze niż własne. Utrata przyjaciół to to samo, jakby ktoś zabił moją rodzinę.

Kiedy opuszczałeś Polskę, mówiłeś, że jesteś tarczą, która chroni Twoją rodzinę. Jak teraz postrzegasz swoją rolę po tych latach na froncie? Czy poczucie misji się zmieniło?

Na początku miałem romantyczne postanowienia. Po pewnym czasie ta wojna zaczęła mnie wyniszczać od środka. Byłem jak alkoholik, który nie potrafi przestać pić. Wiedziałem, że nie powinienem tam wracać, ale coś mnie ciągnęło. W pewnym momencie zagubiłem cel, dla którego tam pojechałem. Mówiłem sobie, że chcę skrócić tę wojnę choćby o sekundę, żeby było mniej cierpienia dla kobiet i dzieci. Myślałem nawet, że oddając życie, zbliżę zakończenie tej wojny. Dziś już tak nie myślę. Teraz wiem, że jedyną opcją na zakończenie tej wojny jest polityczne porozumienie. Wiem też, że chłopaki na froncie muszą trzymać pozycje – są żywą tarczą, która chroni ich rodziny. Nie wierzę, że wojna dojdzie do Polski, ale jako żołnierz zawsze biorę pod uwagę najgorszy scenariusz.

Jak radzisz sobie z tymi wspomnieniami i obrazami, które zostają Ci w głowie?

Często się wzruszam. Trudno mi zasnąć. Budzę się w nocy z nieprzyjemnymi uczuciami. Teraz pomaga mi bliskość z żoną, treningi na siłowni, które powodują, że endorfiny działają.

Jak to jest, kiedy wracasz do domu? Rodzina czeka na Ciebie?

Bywały różne momenty. Teraz chcę walczyć o rodzinę. Z jednej strony nie chcę wyjeżdżać, ale moje uzależnienie mnie ciągnie. Rozrywają mnie moje własne demony. Moje serce, dusza i głowa chcą czegoś innego. Część mnie chce zostać z rodziną, odbudować relacje, których nie jestem pewien, czy uda się naprawić. Część mnie chce wrócić na front, bo tam czuję się spokojny, wiem, co mnie czeka. Tutaj, w Polsce zjada mnie stres. A do tego ostatnio staję się trochę memem z tą książką i z wywiadami.

Uważasz się za bohatera?

Nie, nie uważam się za bohatera. Jestem jak postać z kreskówki – jak książę-psychopata, który zabija złych ludzi, żeby komuś pomóc. Czasem wmawiam sobie, że robię coś bohaterskiego, ale to, co na froncie nazywamy bohaterstwem, w normalnym świecie nazwalibyśmy okrucieństwem i psychopatią. To zupełnie inny świat.

Co teraz robisz? Jaki masz plan na siebie?

Mam dużo dróg. Zorganizowałem zrzutkę pomocową. Z byłym, świetnym polskim żołnierzem chcę stworzyć specjalny projekt – bezpłatne, dwudniowe szkolenia dla Wojska Polskiego. Niestety, Wojsko Polskie teraz za to nie zapłaci, bo w czasie pokoju potrzeby są inne, no i wymaga to podpisów, specyfikacji, przetargów, a to trwa latami. My chcemy umawiać się z dowódcami brygad, jeździć do nich i pokazywać im, jak wygląda misja w Ukrainie: ewakuacja rannych, życie na froncie, przygotowanie pozycji obronnych. Ta wojna zmieniła wszystko, wyrzuciła do góry nogami wszystkie taktyki, których uczą u nas, terrorystyczne, czy policyjne. Tam jedna seria z karabinu albo uderzenie z granatnika sprawia, że jest po wszystkim. Mam też drugi projekt. Odezwało się do mnie wiele fajnych ludzi – wykładowca z Cambridge, ludzie, którzy chcieliby zainwestować w produkcję tanich dronów dla Wojska Polskiego. Kilka osób zajmujących się sztuczną inteligencją zgłosiło się z pomysłami, zaczerpniętymi z Ukrainy. Chciałbym stworzyć innowacyjne drony, które będą niszczyć Shahedy. Mamy świetny pomysł, ale nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów.

Czego Polacy mogą nauczyć się od Ukraińców, jeśli chodzi o wojnę?

Dopóki nie doświadczysz wojny, nie wiesz, czy jesteś w stanie sobie z nią poradzić. Mój przyjaciel, oficer Wojska Polskiego, mówił: „Piotrek, ja dokładnie wiem, co zrobić w tej sytuacji, ale gdybym tam był, nie wiem, jak bym się zachował.” To jest co innego, analizować coś na mapie, a co innego być tam na miejscu. Przy FPV musisz rozumieć, jak działa sygnał, jak się ukryć przed termowizją. To są niuanse, których trzeba się nauczyć, jak choćby to, że dron straci zasięg w lesie. Cała szkoła FPV jest dzisiaj na Ukrainie. Tam uczy się na gotowych przypadkach, na zadaniach bojowych. Spotykamy się i rozmawiamy: „Dziś byłem kilometr od frontu, zaufaliśmy sobie, puściliśmy drona i w ciągu pięciu minut zrobiliśmy zadanie.” Ktoś inny mówi: „Siedziałem dwa tygodnie na stanowisku, aż przyleciał dron i zniszczył wszystko.” Trzeba uczyć się wojny na podstawie prawdziwych doświadczeń – jeśli coś się udało, to dowiadujesz się, dlaczego. Jeśli się nie udało, analizujesz, co zawiodło. To często technologia, którą mieli Rosjanie, pozwoliła im nas wykryć. Bez niej byśmy wygrali.

Teraz, po powrocie z wojny możesz prowadzić normalne życie?

Na pewno mam PTSD, chociaż nie zostało zdiagnozowane. Nie szukałem pomocy, bo niektóre symptomy tej choroby są przydatne na froncie. Mam wielu kolegów, którzy na froncie czują się świetnie – są sfokusowani, zadaniowi. Ale jak wracają do domów, to nie potrafią się w nich odnaleźć. Wszyscy wokół nich wydają się frajerami, którzy nie zrozumieliby, co oni przeżyli. To są ludzie, którzy na froncie nigdy cię nie zostawią, będą walczyć do końca, ale po powrocie chodzą do barów, upijają się, robią bójki, bo nie potrafią normalnie funkcjonować. Dużo jest agresji, ale na froncie ta agresja ma swoje miejsce. Ostatnio psycholożka na Ukrainie pytała mnie, dlaczego ja nie mam takich problemów – może dlatego, że ciągle zadaję sobie pytanie: „Co by zrobił dobry człowiek?” Chciałbym zrobić coś dobrego, dążyć do zakończenia tej pieprzonej wojny, żeby ludzie już nie umierali, ani Ukraińcy, ani Rosjanie.

Zmieniłeś swój stosunek do Rosji?

Do momentu, kiedy pod Bachmutem zginęło wielu moich przyjaciół, nie miałem w sobie nienawiści do Rosjan. Widziałem ich jako takich samych ludzi. Sama wiesz - spotykasz Rosjanina w Turcji czy Egipcie i nie zabijacie się nawzajem, tylko dogadasz się z nim lepiej niż z Marokańczykiem, bo kulturowo Rosjanie są nam bliscy. Myślałem, że moja wojna na Ukrainie to walka z rosyjską władzą. Ale później, kiedy zginęli moi przyjaciele, czułem nienawiść do całej Federacji Rosyjskiej. Dziś wiem, że to było pod wpływem silnych emocji i bólu. Najlepsze, co możemy zrobić, to dążyć do zakończenia tej wojny.

P.S. Na portalu zrzutka.pl Piotr Mitkiewicz zbiera funduszę na start up zajmujący się tworzeniem tanich bezzałogowców (drony fpv, skrzydlate drony, gąsienicowe drony, wieżyczki wielozadaniowe sterowane kontrolerem).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

Ś
Śmierć kliniczna
29 września, 21:22, PL:

A jak boli śmierć własna?

Nie boli, ale ją czuć, wyraźnie.

b
brat szwejk
"Na pewno mam PTSD, chociaż nie zostało zdiagnozowane. "

A ja mam Wartburga ale też nie na chodzie.
P
PL
A jak boli śmierć własna?
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl