Płk Andrzej Kruczyński: Ochrona prezydenta Zełenskiego jest perfekcyjna

Anita Czupryn
Anita Czupryn
FOT. STR/AFP/East News
Gdyby Rosjanie wpadli na ślad Zełenskiego w Donbasie, to zrobiliby praktycznie wszystko, aby spróbować go zabić. Z drugiej strony to była pokerowa zagrywka, aby podnieść morale żołnierzy ukraińskich i spróbować wymusić podobne działanie na prezydencie Federacji Rosyjskiej – mówi płk Andrzej Kruczyński „Wódz”, były oficer GROM.

Prezydent Zełenski jeździ teraz po Ukrainie, nie omija stref wojny. Jak może wyglądać ochrona prezydenta w tak trudnym czasie i terenie?

Zacznę od tego, co nam najbliższe, czyli, od Polski, gdzie za ochronę odpowiadają specjalne formacje. U nas ochroną najważniejszych osób w państwie kiedyś zajmował się BOR (Biuro Ochrony Rządu), dzisiaj jest to SOP (Służba Ochrony Państwa), której funkcjonariusze dbają o bezpieczeństwo VIP-ów, z ochroną prezydenta i premiera włącznie. Są to osoby reprezentujące wysoki poziom wyszkolenia, z doświadczeniem, które, jako, że jesteśmy w NATO, jesteśmy w Unii Europejskiej, zdobyły od najlepszych. Ale ochrona VIP-ów wygląda zupełnie inaczej, kiedy trwa konflikt zbrojny, kiedy mamy do czynienia z wojną. Pierwsze tygodnie wojny na Ukrainie pokazywały, że prezydent Ukrainy przebywał zakamuflowany w Kijowie, nie pokazywał się zbyt często, a jeśli już, to dosłownie na chwilę, aby nagrać krótką relację czy krótki film. Późniejsza wizyta w strefie wojny była dla niego bardzo ryzykowna. Był w zasięgu rosyjskiej artylerii. Gdyby Rosjanie wpadli na ślad Zełenskiego w Donbasie, to zrobiliby praktycznie wszystko, aby spróbować go zabić. Z drugiej strony to była pokerowa zagrywka, aby podnieść morale żołnierzy ukraińskich i spróbować wymusić podobne działanie na prezydencie Federacji Rosyjskiej (choć on raczej rękawicy nie podejmie).

Przypomnę, że na początku prezydent Zełenski nie widywał własnej rodziny – żony i dzieci. Rozdzielili się.

Tego wymagało bezpieczeństwo. Myślę, że ludzie, którzy zajmują się ochroną prezydenta, pobrali lekcje od najlepszych, mam tu na myśli amerykański Secret Service, tudzież brytyjski SAS, a także Delta, bo żołnierze tych jednostek także biorą udział w działaniach ochronnych w różnych częściach świata. Ochrona prezydenta Ukrainy jest rzeczywiście perfekcyjna. Pamiętajmy, że nie tylko sam prezydent, ale jego rodzina też może być celem, może stać się kartą przetargową, dlatego trzeba i ją chronić. Stan ten trwa już kilka ładnych miesięcy. Teraz sytuacja troszeczkę się zmieniła na lepsze, Ukraina ma coraz więcej do powiedzenia; są u siebie, więc niejako to oni rozdają karty. Prezydent poczuł się na tyle pewnie, aby zapuścić się poza Kijów, wizytować oddziały w różnych zakątkach kraju. To ma niesamowitą wprost wartość dodatnią, jest motywatorem – prezydent pokazuje, że „nie pęka”; jedzie mimo zagrożenia, mimo ryzyka, które istnieje cały czas.

Jak się przygotowuje takie wizyty z punktu widzenia ochrony VIP-a?

One zawsze są owiane tajemnicą. Czy będzie to prezydent Ukrainy, czy mowa o polskich VIP-ach, którzy jeżdżą w strefy konfliktów zbrojnych, nikt nie informuje o tym tydzień czy dwa tygodnie wcześniej, że w takim i takim dniu, o takiej i takiej godzinie do takiej i takiej bazy przybędzie prezydent czy premier. Przeważnie wizyta przygotowywana jest więc w wielkiej tajemnicy; prezydent czy premier pojawia się wcześniej niezapowiedziany, często budząc zdziwienie, wręcz szok u tych, którzy widzą taką postać w bazie. Taka wizyta ze zrozumiałych względów nie może być też długa, maksymalnie trwa godzinę czy dwie, jest czas na zdjęcia, po czym VIP znika. Myślę, że podobnie teraz jest na Ukrainie. Mam swoje osobiste doświadczenia; byłem na misji w Kosowie, gdzie wspólnie z amerykańskimi żołnierzami dostałem zadanie chronić szefa misji OBWE, ambasadora Wiliama Walkera.

Wspominałeś mi o tym przy okazji premiery Twojej książki „72 godziny”, wspominasz o tym też w drugiej książce, „Zielona droga”.

Ponieważ dobrze znam specyfikę tej pracy; widziałem też, jak pracują inni, w jaki sposób zabezpieczają teren. Byłem na wielu misjach, gdzie działał komponent sił specjalnych i to na ich głowie było przygotowanie tego rodzaju wizyty. Przybywająca delegacja odbierana jest już z lotniska, to tam przejmujemy ochronę, transportujemy VIP-a do miejsca przeznaczenia, gdzie zabezpieczamy spotkanie, mityng, sesję zdjęciową, po czym odwozimy VIP-a na lotnisko. Można by rzec, prosta sprawa. Sił specjalnych nikt nigdy nie musiał specjalnie motywować, żołnierze jednostek specjalnych byli tak zmotywowani, że czasem trzeba ich było wręcz hamować. Ale, myślę, taka wizyta ważnej osoby mobilizująco działa na innych żołnierzy.

Być może zabezpieczenie VIP-a jest „prostą sprawą” dla tych, którzy nie znają zakulisowych działań sił specjalnych. Czy możesz opowiedzieć o takich, których byłeś świadkiem, a wcześniej nie wyszły na jaw?

Myślę, że nie złamię tajemnicy, jeśli powiem, że na wspomnianej misji byliśmy, między innymi „uzbrojeni” w paszporty dyplomatyczne. Ostatnio było głośno o ambasadorze Rosji i o tym, jakie nieszczęście mu się stało…

… Siergiej Andriejew oblany został czerwoną farbą podczas próby złożenia kwiatów przy Cmentarzu-Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie.

To oczywiście skandal, to się nie powinno zdarzyć, bo po to właśnie jest paszport dyplomatyczny, żeby gwarantował bezpieczeństwo. No, więc my wówczas, jako ochrona ambasadora Walkera – również posiadaliśmy takie paszporty, po to właśnie, byśmy mogli więcej, byśmy mieli więcej praw. Z tym ambasadorem współpracowaliśmy prawie 6 miesięcy. Podczas pierwszych dni opowiedzieliśmy o naszej taktyce, naszej strategii, o tym, jak będziemy reagować w określonych sytuacjach podbramkowych; ataki również się zdarzały. Ambasador został poinstruowany, jak się powinien zachowywać – nie tylko dowiedział się o tym w teorii, ale pewne rzeczy z nim przetrenowaliśmy.

Co na przykład?

Jedną, drugą ewakuację. A potem rzeczywiście zdarzyły się takie sytuacje, gdzie ambasadora trzeba było faktycznie ewakuować, podbierać śmigłowcem, bo sytuacja była tak niebezpieczna, że niemal wymykała się spod kontroli. Kilka razy musieliśmy też przeprowadzić ewakuację za pomocą samochodu. To życie pisało różne scenariusze, więc sama teoria to za mało. Dobrze, kiedy VIP współpracuje ze swoją ochroną, kiedy daje się przekonać do treningu. Jeżeli nie będzie zorientowany w strategii, taktyce i działaniu, to może być zszokowany, że nagle, gdy pada strzał, ktoś coś z nim robi. Że podbiega ochrona; ochroniarze zasłaniają go własnym ciałem, albo dosłownie wrzucają VIP-a do samochodu. To jest sytuacja dynamiczna, tu nie ma czasu na wydawanie komend, na ustalanie, co się będzie robić i kto się czym zajmie. Działania są automatyczne. Jeśli pada strzał, to rasowi agenci ochrony dokładnie wiedzą, co robić.

Agenci ochrony wiedzą. A VIP?

No, właśnie, żeby ten automatyzm zadziałał, to VIP musi się poddać treningom, nie może być zaskoczony. Musi być przygotowany do ucieczki. Agenci muszą go mieć za co złapać, chwycić, tak więc zawsze sugerujemy, żeby VIP miał w spodniach uczciwy, wojskowy pasek. W sytuacji niebezpiecznej, najlepiej złapać go z tyłu za pasek od spodni; wówczas mamy szansę szybko i skutecznie go ewakuować. Trzeba pamiętać, że celem ochrony nie jest zwalczać nieprzyjaciela, uczestniczyć w dłuższej lub krótszej wymianie ognia. Priorytetem jest ochrona VIP-a. Generalnie polega ona na ewakuacji VIP-a i oddaleniu się z niebezpiecznego miejsca jak najszybciej, jak najdalej, w miejsce bezpieczne, które powinno być wyznaczone wcześniej, nie trzeba go szukać – wiemy, dokąd uciekamy, w zależności od tego, gdzie jesteśmy. Liczy się perfekcyjne rozpoznanie terenu, bo wiadomo, że VIP odwiedza różne miejsca. Dla ochrony nie oznacza to przyjazdu w ciemno z punktu A do punktu B; ochrona nie może być zdziwiona tym, co w danym miejscu zastaje. Wcześniej wysyłana jest delegacja, prowadzony jest rekonesans, w zależności od tego, ile mamy czasu. Mamy swoich ludzi w danych miejscach, oni przyjmują taką delegację. Wtedy jest łatwiej; jest prościej. Raczej nie działa się ad hoc.

W Kijowie odwiedził prezydenta Zełenskiego prezydent Duda. Był teraz też na Ukrainie premier Morawiecki, prezes Kaczyński. Czy ochraniają ich tylko funkcjonariusze SOP, czy są też siły specjalne?

Na pewno są i siły specjalne, zresztą wskazywały na to media, publikując zdjęcia operatora z jednostki, w której służyłem, czyli z GROM-u. Ale tego rodzaju wizyty obarczone są największym ryzykiem. W Kijowie mogło się wydarzyć wszystko, więc jeśli mamy, z całym szacunkiem SOP, i mamy świetnie wyszkolonych żołnierzy sił specjalnych, jaką jest jednostka GROM, żołnierzy, którzy przechodzą naprawdę doskonałe treningi ochrony VIP-a w strefie działań wojennych, bo to również należy do spectrum działań jednostki GROM, to są bezkonkurencyjni i robią to po mistrzowsku. Mają sprzęt, możliwości, mają wsparcie, rozpoznanie, więc radzą sobie znakomicie, oczywiście przy pomocy lokalnych sił, bo nie wyobrażam sobie, żeby nie było wsparcia ze strony służb, które zabezpieczają prezydenta Zełenskiego, bo to oni wiodą prym; to z nimi trzeba dogadać się odpowiednio wcześniej na temat tego, jakie będą siły, jakie środki, w jakim miejscu i co jest w planie. Wówczas jest gwarancja, że tego rodzaju informacje nie wydostaną się na zewnątrz. To dlatego o wizycie prezydenta Dudy w Kijowie dowiedzieliśmy się praktycznie po fakcie; nikt wcześniej o takiej wizycie nie informował.

Ale nie zawsze jest idealnie. Zdarzają się ataki, zamachy, czasem skuteczne.

Oczywiście. Ginęli prezydenci Stanów Zjednoczonych. Zamach przeżyła Żelazna Dama czyli Margaret Thatcher, która przyjeżdżała do pewnego hotelu; hotel w pewnym momencie był remontowany. Po kilku tygodniach po remoncie, kiedy premier Wielkiej Brytanii znów tam przyjechała, nastąpiła eksplozja. Mogła przypłacić ten zamach życiem. Uratowało ją to, że była w łazience. Służby nie dokonały sprawdzenia, a mówimy tu o brytyjskich służbach, które są stawiane za wzór, jako najlepsze na świecie. Może więc być osoba znana, sławna, otoczona wianuszkiem bodyguardów, ale jeśli ktoś chce, jest zmotywowany, ma siły i środki, może poświęcić tygodnie, miesiące bądź lata, by bezbłędnie przygotować się do zamachu i taki zamach rzeczywiście zrealizować. Jest wiele takich przykładów na świecie.

Stadion w Groznym!

To była akcja jak z sensacyjnego filmu. Na stadionie w Groznym odbywały się obchody Dnia Zwycięstwa. Achmat Kadyrow oglądał uroczystość z trybuny honorowej. Nagle doszło do eksplozji. Zamachowcy ukryli bombę w betonowych konstrukcjach pod trybuną honorową. Prawdopodobnie zrobili to dużo wcześniej w trakcie remontu stadionu… Specjalnie wyszkolone psy sprawdzały stadion 15 minut przed przyjazdem Kadyrowa, ale nic nie wykryły. Po eksplozji trybuna dosłownie rozpadła się na dwie części, a na stadionie zapanował chaos. Ochrona i żołnierze zaczęli strzelać na oślep. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki z trybun. Telewizja pokazała jak ochroniarze wynoszą zakrwawionego Kadyrowa, który zmarł po półgodzinie. W zamachu, do którego doszło 9 maja 2004 r., zginęło co najmniej 10 osób, a około 100 zostało rannych, w tym wielu cywilów i weteranów wojennych, którzy uczestniczyli w uroczystościach. Generał pułkownik Walerij Baranow, faktyczny dowódca armii rosyjskiej na północnym Kaukazie, stracił w zamachu nogę. Udało się zapobiec dwóm innym eksplozjom, ponieważ służby ratownicze rozbroiły minę lądową i dodatkowy ładunek wybuchowy podłożone w innych miejscach. Po trzech dniach na stadionie znaleziono kolejny ładunek wybuchowy. Tydzień po zamachu do jego organizacji przyznał się czeczeński komendant polowy Szamil Basajew, tłumacząc, że działał w imię „świętego prawa islamskiego”, a celem ataku byli „zdrajcy narodu czeczeńskiego”. Nie była to zresztą pierwsza próba zabicia Achmata Kadyrowa. Szamil Basajew zginął natomiast 2 lata później w wyniku eksplozji ciężarówki wypełnionej materiałami wybuchowymi.

Ważne osoby powinny zmieniać swoje plany, nawyki i miejsca?

To podstawa szkolenia – należy łamać schematy, łamać standardy, żeby nie można było na podstawie harmonogramu VIP-a planować dnia. To, co można zmienić, powinno się zmienić, aby nie występowała powtarzalność. Nawet w dużych korporacjach, prezesom banków czy innych wielkich firm podpowiada się, aby nie przyjeżdżali do pracy o ustalonej godzinie, aby nie wychodził z pracy codziennie o 17.30, aby nie jeździł do domu tą samą drogą – na tym polega rola służb ochrony, aby pewne sprawy sugerowali. Kiedy jednak VIP jest uparty, to ochrona niewiele zrobi. Podpisując kontrakt z VIP-em ochroniarz wymaga współpracy, porozumienia; jeżeli VIP na rynku cywilnym nie stosuje się do wytycznych ochrony – a byłem świadkiem paru takich sytuacji – to bodyguardzi odmawiali współpracy. Ten element współpracy jest konieczny. Nie może być tak, że VIP robi to, co mu podoba, bo ma pieniądze, a ochrona ma mu zapewnić bezpieczeństwo. Służby ochrony znają się na swojej pracy, zatem minimum przyzwoitości i współpracy ze strony zatrudniającego musi być zachowane.

Dziennikarze, którzy chcą jechać w miejsca konfliktów zbrojnych, przechodzą kurs, w którym uczą się między innymi właśnie współpracy z ochraniającymi ich żołnierzami. Nikt z żołnierzy się nie patyczkował, kiedy wybuchły strzały – ogłoszono natychmiastową ewakuację i zostałam po prostu wrzucona do opancerzonego wozu, niczym worek kartofli.

Tę minimum wiedzy VIP-owi należy przekazać, aby w sytuacji wystrzałów powinien on z automatu uciekać z tak zwanej strefy śmierci, przyklęknąć albo położyć się na ziemię, jeśli nie zrobi tego za niego rasowy bodyguard, który zazwyczaj jest do jego pleców niemal przyklejony. Czasem mogą dziwić takie sceny, kiedy VIP przemawia, a obok niego stoi dwóch bodyguardów, zasłaniając go ciałem. Licho nie śpi. Prezydent Adamowicz stracił życie w wydawać by się mogło momencie, w którym nic się nie miało wydarzyć. A jednak się wydarza. Zamachowcy zawsze szukają najbardziej dogodnego momentu. Wybierają czas, miejsce i moment ataku. Wiadomo, że nie zapędzą się do pałacu prezydenta w godzinach jego urzędowania, bo jest wtedy kilkanaście pierścieni ochronnych, ale w takich momentach, kiedy VIP dokądś przybywa, wchodzi w tłum, serdecznie się wita. To są miejsca newralgiczne; można mieć oczy dookoła głowy, ale ryzyko istnieje. Mimo tego, że VIP ma wokół siebie 5-6 bodyguardów, to w takim momencie może się wydarzyć wszystko.

Wytłumacz jeszcze, co to jest strefa śmierci?

Strefa śmierci to inaczej środek naszej masy ciała. Jeśli ktoś do kogoś strzela, to nie kieruje broni w stronę głowy, stopy czy kolana, ale w środek korpusu. Zatem środek korpusu, czyli, jak to nazywamy strefa śmierci to miejsce między barkiem a biodrami. W sytuacji, kiedy, dajmy na to, gdzieś na ulicy padają strzały, trzeba uciekać ze strefy śmierci. Najlepiej jest położyć się na ziemię. Jeśli taka sytuacja zastałaby nas w biurze, w galerii, w kinie, to strefą śmierci dla osoby siedzącej jest głowa; siedzący tym bardziej musi z tej strefy śmierci uciekać. W takiej sytuacji jedyną opcją jest położyć się na ziemi; płasko, wyciągnąć się jak struna, a jak nie ma miejsca, to ułożyć się w pozycji embrionalnej, podciągając nogi do klatki piersiowej, a głowę zabezpieczyć dłońmi.

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wydało niedawno „Poradnik na czas kryzysu i wojny – bądź gotowy”, którego jesteś współautorem. Każdy może z niego skorzystać?

Myślę, że nawet powinien. To nie znaczy, że coś niebezpiecznego się szykuje. Jestem też współautorem paru podręczników szkolnych –w ramach Edukacji dla bezpieczeństwa – w których poruszamy właśnie tematy związane z bezpieczeństwem dla uczniów techników, liceów i szkół zawodowych. Temu mają służyć poradniki – abyśmy byli przygotowani na różne okoliczności. Lepiej dowiedzieć się odpowiednio wcześniej, jak należy się zachować, niż dać się zaskoczyć.

Jak się zachować podczas ewakuacji, jak w terenie skażonym, jak się zachować, kiedy zostaniemy wzięci jako zakładnicy, jak się zachować podczas alarmu i jak nie ulegać panice – to sprawy, o których powinni wiedzieć nie tylko najważniejsze osoby w państwie, chronione przez służby, ale każdy obywatel? Co tu jest najważniejsze?

Każda sytuacja jest inna. VIP z natury rzeczy bierze udział w imprezach masowych; ważne osoby w Polsce jeżdżą na przykład na Stadion Narodowy, zwłaszcza ostatnio, kiedy odwołano pandemię i stadion żyje życiem, jakim żyć powinien. Ale na takiej imprezie też mogą się wydarzyć różne rzeczy; trzeba wiedzieć, jak się z takiego obiektu wydostać, znać jego topografię, znać elementy samopomocy, bo może być sytuacja, kiedy bodyguarda nie będzie i trzeba umieć się samemu odnaleźć. Myślę, że każdego jest stać na to, aby zdobyć taką wiedzę, również praktyczną. Osobiście sam wyszkoliłem wielu ludzi z managementu dużych firm czy spółek. Przeszli rasowy trening, prawie jak żołnierze sił specjalnych; były to szkolenia SERE (z angielskiego Survival, Evasion, Resistance, Escape czyli przetrwanie, opór w niewoli i ucieczka), które przerabiali nie tylko teoretycznie, ale również praktycznie. Byli skuci, traktowani nieprzyjemnie, torturowani i trwało to przez kilka, kilkanaście a nawet kilkadziesiąt godzin.

Przeżyłam to przed wyjazdem do Afganistanu.

To wiesz, że człowiek podczas takiego szkolenia poznaje wytrzymałość własnego organizmu i to, do jakiego momentu możesz dojść, a co się z nim dzieje w momencie krytycznym. Jeśli wspomniałaś o szkoleniu dziennikarzy, to mam znajomego byłego dziennikarza Reutersa Piotra Andrewsa, który był na każdej wojnie; spotkaliśmy się na Haiti, później był też w Kosowie, Iraku, Afganistanie, ale jego redakcja go do tego przygotowała. To był standard – przejść tygodniowy kurs i nauczyć się, jak sobie radzić w sytuacjach podbramkowych będąc na wojnie. W Polsce wcześniej było tak, że dziennikarze rzeczywiście jeździli na wojny bez żadnego przygotowania. Miałem ostatnio okazję szkolić dziennikarzy z TV Biełsat, którzy wybierali się na Ukrainę, aby stamtąd prowadzić relację. Ciekawostką jest to, że pracują tam osoby zarówno z Białorusi, jak i Rosji; oczywiście są to osoby zweryfikowane, zaufani dziennikarze. Ale wyobraźmy sobie – rasowy Rosjanin, z rosyjskim akcentem trafia na Ukrainę; mógłby nie zdążyć wytłumaczyć, kim jest i co tu robi. Myślę, że podstawowa wiedza, w takim wypadku, jak się zachować, jest niezbędna. Lepiej przeszkolić ludzi w tematach, w których nigdy z tej wiedzy nie skorzystają – żadnej straty z tego powodu nie będzie.

W poradniku, o jakim wspomniałam, wydanym przez RCB mówisz o procedurze 4 U. Co to jest?

4 U to są wytyczne CPT ABW, czyli Centrum Prewencji Terrorystycznej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego; miałem przyjemność pracować nad tą procedurą i wdrażać ją w życie. Udało się nawet przeszkolić parę tysięcy osób. Procedura 4 U czyli: uważaj, uciekaj, ukryj się, udaremnij atak. To są wytyczne do reagowania w różnych sytuacjach, czy będzie to masowy zabójca, czy inna groźna sytuacja, powinniśmy się stosować do tych właśnie czterech wytycznych, w zależności od miejsca, gdzie będziemy, od sytuacji, te punkty trzeba realizować. Ta procedura jest uniwersalna, można ją stosować w wielu miejscach, czy będzie to szkoła, teatr, centrum handlowe, ulica, czy sytuacja z masowym zabójcą. To są dobre i praktyczne rozwiązanie i nasze własne – polskie. Tym bardziej powinniśmy je promować, warto z niego korzystać.

Wracając do ochrony prezydenta Zełenskiego, to przecież nieprzyjaciel nie śpi, też cały czas analizuje sytuację. Media donosiły o tym, że Putin wysłał na prezydenta Ukrainy snajperów. Jak się pracuje agentom ochrony pod tak niesłychanie silną presją?

Jestem pełen podziwu dla tej ekipy; to na pewno nie jest jeden, dwóch czy pięciu agentów; oni muszą pracować na zmiany, bo nie sposób być czujnym przez kilka dni. Na pewno mają perfekcyjne wyszkolenie, ogromną wiedzę, świetny sprzęt; muszą sobie ufać absolutnie, w tych szeregach nie może być żadnego szpiega, nikogo, kto sprzedałby lokalizacje Zełenskiego. Wojna trwa już ponad sto dni i oni sobie radzą – prezydent jest cały, jego rodzina również. Myślę, że jak konflikt się skończy, będą mogli się pochwalić i wyjawić, w jaki sposób udawało im się zadbać o bezpieczeństwo prezydenta. I to oni będą szkolić innych, bo są zaprawieni w boju. Nikt o tym głośno nie mówi, ale zamachy na prezydenta Zełenskiego były; z czasem odsłonią te karty i ujawnią, jakie to były próby i jak się z nimi uporali, jak zneutralizowali, jak uniknęli najgroźniejszych sytuacji.

Co dla Ciebie w tego rodzaju groźnych sytuacjach było najważniejsze? Co agent ochrony ma z tyłu głowy?

Chroniąc szefa OBWE, stanowiliśmy małą grupę, było nas dosłownie kilkanaście osób. Ochrona polegała na 24-godzinnej służbie – trzeba było chronić ambasadora zarówno w dzień, jak i w nocy. Chronić go podczas wizyt, jednocześnie prowadzić rozpoznanie, a przecież również musieliśmy zadbać o regenerację sił. Gdyby trwało to tydzień czy dwa, można zagryźć zęby i tak funkcjonować, ale jeśli trwa to pół roku, to naprawdę trzeba wszystko zaplanować, również czas na odreagowanie, znaleźć dzień wolny, przeprowadzić trening, zadbać o własną kondycję fizyczną, odtworzyć umiejętności strzeleckie. Nie sposób pracować w takim ferworze non stop, bo człowiek się wypali, spali, a jego sprawność spadnie. Byłem świadkiem jak pracują amerykańscy agenci z Secret Service, którzy przyjeżdżali do Polski z prezydentem. Ochrona przy amerykańskim prezydencie wtedy zmieniała się co kilkanaście minut. Byliśmy w szoku, bo u nas zmiany następowały co dwie-trzy godziny. Amerykanie uważali, że 15 minut to jest maksimum, co można wycisnąć z agenta ochrony. To były dwa światy.

Na koniec powiedz, jak taki agent ochrony najważniejszego VIP-a odpoczywa, jak regeneruje siły?

Każdy z nas jest inny. Mnie relaksuje bieganie, wtedy mam czas, żeby się zastanowić, przemyśleć różne sprawy. Ktoś będzie czytał książkę, a miałem kolegę, którego pasją były gry komputerowe. W ten sposób ładował swój wewnętrzny akumulator. Dobry jest każdy sposób, który jest skuteczny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Płk Andrzej Kruczyński: Ochrona prezydenta Zełenskiego jest perfekcyjna - Plus Polska Times

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl