No właśnie. Problem tkwi w tym, że przypadek generała Petra Pavla wcale nie jest dowodem na bankructwo antykomunizmu w roku 2023, zwłaszcza w Polsce. Z różnych powodów, bo poza tym, że Pavel służył w ludowej armii czechosłowackiej jedynie sześć lat, a jego kariera oficerska i wojskowa rozwinęła się już po 1989 r. (a szczególnie po przyjęciu Czech do NATO), to w przeszłości nie był on agentem komunistycznych tajnych służb (zostawali nimi przecież także „kadrowi” żołnierze, a nie tylko szemrani jegomoście w rodzaju Babiša), nie był szkolony w Sowietach, odżegnywał się od swojej komunistycznej przeszłości, ani też na jakimkolwiek etapie swojej kariery nie kwestionował obowiązującej w Czechach lustracji i dekomunizacji, sensu antykomunistycznego oporu w okresie Czechosłowacji, nie ośmieszał ludzi Karty ‘77, nie stawał w obronie wojskowych kolaborantów z sierpnia 1968 r., nie głosił poglądów sprzeciwiających się stałej obecności wojsk amerykańskich w Czechach i, z tego co wiem – nie zapraszał do Czech imigrantów szmuglowanych do Europy przez Łukaszenkę z Putinem…
O różnicach intelektualnych i nie tylko
Wystarczy w tym miejscu wymienić nazwiska polskich „medialnych” generałów – Dukaczewskiego, Packa, Skrzypczaka, Bieńka, Kozieja czy Różańskiego, by przekonać się jak wielka przepaść intelektualna, poglądowa, a czasem i biograficzna dzieli ich z generałem Pavlem. W tym sensie, niemal każdego dnia, kiedy widzę historyczne, polityczne czy wojenne wynurzenia „naszych” generałów wychwalających Jaruzelskiego z Kiszczakiem i potępiających Kuklińskiego, autorów książek w rodzaju „Różne barwy WSW” czy „Dlaczego przegramy wojnę z Rosją”, uczestników siedmioletnich narad resetowych z Naryszkinem i Patruszewem, pomstujących na IPN orędowników tezy o wiecznej „erze pokoju w regionie”, głoszących bezsens zakupów czołgów i rakiet, a od roku raz to wieńczących zwycięstwo Ukraińców w kilka tygodni, by za chwilę ogłosić rychłe zwycięstwo Rosjan po piętnastej decydującej ofensywie, to rzeczywiście – także jako antykomunista z 2023 r. – dostaję palpitacji serca i głoszę niezbędność publicznej izolacji tych dezinformatorów.
Jest wreszcie cały segment innych kontekstów różniących Czechy i Polskę w tej sprawie, że wspomnę jedynie o tym, że nad Wełtawą nie było świeżego doświadczenia stanu wojennego, dziesięcioletniej dyktatury wojskowej (operacji armii przeciwko własnemu narodowi) i społecznej traumy z tym związanej, nie było generała Kiszczaka – wicepremiera transformującego bezpiekę w UOP a milicję w policję, generała Jaruzelskiego – prezydenta państwa po 1989 r. i formalnego i nieformalnego zwierzchnika armii (w której większość generalicji zawdzięczała mu kariery i awanse)…
A poza tym – jak mawiał Bismarck – politykę zaczyna się od mapy, więc gdzie są i jakie są Czechy, a gdzie leży, z kim sąsiaduje i jak duża jest Polska… A mimo to, myliłby się ten (w tym Jurasz), kto by pomyślał, że w Czechach nie było Czechów, dla których wybór między agentem StB i członkiem KPCz a wojakiem z ludowej armii czechosłowackiej i również członkiem KPCz, nie stanowił moralnego problemu. Zresztą przekonałem się o tym rozmawiając w dniu wyborów w czeskimi historykami goszczącymi w Polsce...
Nie zadano ważnych pytań o przeszłość
Problem przeszłości, która w 2023 r. może się nagle stać rzeczywistością, jest zresztą szerszy i nie jest tak oczywisty, a tym bardziej jednoznacznie rozstrzygalny, jak chciałby Witold Jurasz. To zresztą stały motyw publicystyki Jurasza, który z uporem maniaka wraca często do przykładu polskich absolwentów sowiecko-rosyjskiej akademii dyplomatycznej MGIMO jako dowodu na „szpiegomanię” i antykomunistyczną paranoję polskiej prawicy. Ale nawet Jurasz, w swojej ciekawej książce „Demony Rosji” (napiszę o niej osobno) zauważył, że przez ostatnie 30 lat nikt nie poddał MGIMO-wców z polskiego MSZ jakiejkolwiek specjalistycznej weryfikacji, nie podłączył do poligrafu, nie dokonał analizy ich pobytu w Moskwie, nie postawił w obliczu krzyżowych pytań…
To prawda, i trudno się z tą uwagą nie zgodzić. Ale skoro nie dokonano indywidualnych sprawdzeń i weryfikacji, a nawet procedura związana z lustracją okazała się fikcją, to biorąc pod uwagę sowiecko-rosyjską strategię traktowania WSZYSTKICH absolwentów studiów, kursów i szkoleń w ZSRS (nie dotyczy to jedynie dyplomatów, ale i żołnierzy) za naturalną „bazę typowniczo-werbowniczą” po 1991 r., należało się ich WSZYSTKICH zwyczajnie pozbyć z polskich urzędów państwowych. Ryzyko dla Polski związane z obecnością w państwowym organizmie ludzi szkolonych w Sowietach (ale też rodzinnie powiązanych z Rosją) jest zbyt duże, by nawet po ponad 30 latach od transformacji i rok po agresji rosyjskiej na Ukrainie tolerować ich obecność w dyplomacji czy wojsku.
Historia Hermana Simma (rocznik 1947) – dyrektora w Urzędzie Bezpieczeństwa Narodowego Ministerstwa Obrony Estonii (2000-2006), który w okresie ZSRS był „jedynie” sowieckim prowincjonalnym milicjantem, a po 1991 r. piął się w strukturze estońskiej policji i wojska (1995-2006), gdzie odpowiadał za udzielanie zgód na dostęp do informacji niejawnych, i został jednym z najważniejszych pozimnowojennych szpiegów rosyjskich penetrujących Kwaterę Główną NATO aż do 2008 r. (współpracował z KGB od 1968 r.!), jest pod tym względem bardzo pouczająca. A jak się tę informację uzupełni i o to, że Simm węszył wokół budowy tarczy antyrakietowej w Redzikowie i że w 2004 r. podjął dodatkową współpracę z niemiecką BND, robi się jeszcze ciekawiej… Choćby na kształt polskiego resetu z Rosją z lat 2007-2104.
Jednak w kraju, w którym premierem RP został człowiek, który w listopadzie 1990 r. pośredniczył w zwrocie 600 tys. dolarów dla Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego (pieniądze dla polskich komunistów przekazywał KGB), a wiceministrem spraw zagranicznych RP jego kumpel – agent komunistycznej bezpieki o ps. „Sfinks” i pół-Rosjanin, który w czasie apogeum wojny hybrydowej na granicy polsko-białoruskiej ogłosił w poczytnym dzienniku, że „polskie granice nie są świętością, lecz liniami na mapie”, dyskusja o takich sprawach jest i będzie zawsze ośmieszana. A antykomunizm pozostanie sierotą… Ale ważne, że jednak pozostanie mimo osierocenia!
rs
